Kiedyś Pineza regularnie pojawiał się na pierwszych stronach opolskich gazet. Dzisiaj, po wpisaniu w internetowej wyszukiwarce jego pseudonimu, wyskakują setki artykułów. Był głównym bohaterem pierwszego wielkiego mafijnego procesu w naszym regionie. Miał status miejscowego bossa i cieszył się dużym autorytetem w opolskim środowisku przestępczym. Zdaniem sądu – w jego wykreowaniu – trochę pomogły media i same organy ścigania.
Za kratami przesiedział ponad 14 lat. Więzienne warunki chyba mu służyły, bo dalej wyglądał groźnie. Wysoki, krótko przystrzyżony, z pokaźną posturą. Nie stracił nic ze swojej muskulatury i buty. Zapytany kiedyś przez sąd, o jaki wyrok prosi, odparł:
– Nigdy w życiu nikogo o nic nie prosiłem i prosił nie będę.
Henryk P. zmarł 28 lutego 2024 r. Trzy dni później pochowano go na cmentarzu na opolskiej Półwsi.
Pineza był wrogiem prochów
Pochodził z wielodzietnej rodziny ze Stargardu Szczecińskiego. Matka samotnie wychowała sześciu synów. Podobno Heniek był z nich wszystkich… najniższy, choć miał blisko dwa metry wzrostu. Szybko dorobił się pierwszego wyroku. Jako karanego nie chcieli go w wojsku, ale musiał odbyć służbę zastępczą. Skierowano go do Zakładów Mięsnych „Peters” w Opolu. Uchodził za bardzo dobrego pracownika. Tam poznał Małgośkę, późniejszą żonę. Zakłady popadły jednak w tarapaty finansowe i Heniek musiał znaleźć inny sposób zarabiania na życie.
Skumał się z Konradem J., ówczesnym liderem opolskiego półświatka i został jego żołnierzem. Stał na bramce w Studenckim Centrum Kultury i w klubie Romans, który prowadził wówczas Piotr Synowiec, późniejszy prezydent Opola. Wystarczyło, że się pojawił, a swą posturą budził taki respekt, że już nikt nie miał ochoty na dyskotekowe zadymy.
Gdy w czerwcu 1998 r. Konrad J. zginął w wypadku drogowym, „Pineza” awansował na szefa opolskiego półświatka. Był gangsterem starego typu. Starał się zarabiać na wszystkim, na czym się dało: kontrolowanie rynku prostytucji, rozboje, pobicia, haracze, a nawet handel bronią. Narkotyków nie dotykał. Już od wielu lat gangsterzy na dragach zbijali największe fortuny, a Heniek od prochów stronił.
Pineza i luksusy
Gangsterskie rządy nie trwały jednak długo, bo tylko do 16 czerwca 2000 r. Koło południa wracał do domu z siatkami pełnymi zakupów. Z zaparkowanego obok busa niespodziewanie wyskoczyli antyterroryści. Powalili Heńka na ziemię, przeszukali go i… w kieszeni szortów znaleźli gotówkę – jedyne 20 tys. zł.
„Pineza” oficjalnie był zatrudniony jako zaopatrzeniowiec w barze „Pod Jaworem”, przy ul. 1 Maja w centrum Opola. Zarabiał 600 zł. Mimo tego stać go było na trzy luksusowe auta: BMW, chevroleta camaro i opla tigrę, którym jeździła żona. Camaro to ponoć było jego auto służbowe.
Niskie oficjalne dochody – 600 zł – pozwalały mu na otrzymywanie comiesięcznego dodatku mieszkaniowego z Urzędu Miasta w Opolu. Przez sześć lat wraz z żoną wyłudził w ten sposób z ratusza łącznie 13,8 tys. zł.
Jego rzeczywiste dochody były bajońskie. Jak to określił jeden z prokuratorów: – Ich poziom życia zdecydowanie przekraczał średnią krajową i był zbliżony do granic luksusowej konsumpcji.
Najstarszy zawód świata
Heniek nie szczędził wydatków na wakacje. Z rodziną jeździł na wczasy do Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Tuż przed aresztowaniem zamienił mieszkanie w bloku na dom stojący w jednej z najdroższych dzielnic Opola. Żona Heńka, choć nigdzie nie pracowała i zajmowała się domem, na lokatach bankowych miała 160 tys. zł.
Na duże pieniądze trzeba ciężko zapracować. Największe i regularne dochody „Pinezy” generowało kontrolowanie rynku prostytucji. To Heniek wystawiał koncesję na uprawianie najstarszego zawodu świata i zapewniał ochronę. Już od 1997 r. nadzorował prostytucję uliczną w Opolu. „Opiekunowie” panienek lekkich obyczajów, którymi wówczas byli Bułgarzy, płacili po 300 marek niemieckich (była wówczas taka waluta) miesięcznie od jednej prostytutki. „Pineza” początkowo miał z tego 14 tys. marek rocznie. Interes się rozkręcał, a dochody rosły i wkrótce osiągnęły 70 tys. marek, czyli jakieś 140 tys. zł.
Zarabiał nie tylko na tirówkach stojących przy trasach wylotowych z Opola, ale kontrolował również agencje towarzyskie, m.in. „Savage” w Opolu i „Kajman” w Krapkowicach. Pracowały dla niego nie tylko Polki, ale również Bułgarki, Ukrainki i Białorusinki. Za numerek z klientem brały 120-200 zł. Połowę oddawały szefom lokali.
Pineza i worek z wyrokami
Luksusowe czasy i dobra passa skończyły się jednak wraz z aresztowaniem. Sądy wydawały wyroki i nakazywały oddanie tzw. owoców przestępstwa. Choć skazanie „Pinezy” wcale nie było proste. Dlaczego? Bo miał sposób na pacyfikowanie tych, którzy chcieli go obciążać w zeznaniach. Były dwie możliwości, zgodne z życiowym mottem, jakie miał „Pineza”: że liczą się tylko pieniądze albo siła. Np. tego, który oberwał i chciał się skarżyć policji, wywożono do lasu, gdzie próbowano go przekonać do zmiany zeznań kijem bejsbolowym. Drugi wariant: zrewidowanie pamięci w oparciu o zastrzyk gotówki.
Wpływanie na bieg sądowych postępowań można było zaobserwować już w trakcie pierwszego procesu. Świadkowie bali się mówić prawdę, mimo, iż wcześniej zaznali od Heńka wielu krzywd. Zapominali, co ich spotkało, zaprzeczali temu, co się wydarzyło i wymyślali cuda, by tylko zmienić wersję na korzystną dla oprawcy. Mieli do wyboru: prawdę, albo strach o siebie i najbliższych. Boss siedział w areszcie, ale na wolności miał setkę żołnierzy. Miał też swoich policjantów, którzy donosili mu o tym, że ktoś śmiał się zgłosić na komisariat.
Kasa, albo przestrzelę kolana
R.D. – drobny przedsiębiorca z Opola – uciekał się do zwolnień lekarskich, by tylko nie stawać w sądzie twarzą w twarz z „Pinezą”. Trudno mu się dziwić. 21 grudnia 1998 r., w nieistniejącym już lokalu After Dark na opolskim Zaodrzu, Heniek zażądał od niego 2 tys. dolarów. Później wyjął pistolet i dał do zrozumienia, że to nie są żarty.
– Jak nie dostanę pieniędzy, to ci przestrzelę kolana – stwierdził.
Zapowiedział też, że jak R.D. nie zgromadzi pieniędzy, to jego żona będzie to mogła odpracować… w agencji towarzyskiej. Poszkodowany poszedł na policję. „Pinezę” zatrzymano. Jednak w trakcie konfrontacji R.D. nie rozpoznał gangstera.
Na Roberta P. wołano „Becik”. Był taksówkarzem. Jeździł białym mercedesem, a przy okazji handlował narkotykami. „Pineza”, choć sam stronił od prochów, to nie unikał pobierania podatku od dilerów. Opodatkował zresztą wszystkich opryszków w Opolu. Gdy ktoś chciał wykręcić jakiś numer, najpierw musiał przyjść po zgodę, a później – po robocie – odpalić procent. Reguły gry były jasne. Ale „Becik” chciał uniknąć podatku.
W lutym 1999 r. „Pineza” zaprosił więc „Becika” do Studenckiego Centrum Kultury, a później zaproponował przejażdżkę BMW do lasu w okolicy Kotorza. „Becik” wrócił już w bagażniku… z pękniętą nerką. Pobity i obolały zgodził się na rozmowę z policjantami. Później w sądzie wił się jednak jak piskorz, a treść zeznań zwalał na działanie leków.
Sąd nie miał jednak wątpliwości, jaki był prawdziwy przebieg zdarzeń. – W tej sprawie zwraca uwagę działanie bezwzględne i brutalne. Mamy do czynienia z zastraszaniem świadków i wpływaniem na ich zeznania – mówił sędzia Jarosław Mazurek, uzasadniając wyrok 5 lat więzienia dla „Pinezy”.
Worek z wyrokami się rozsypał…
Pineza nie miał litości
W procesie gangu „Pinezy”, 28 października 2003 r., Pilarski zainkasował 12 lat więzienia. Sąd nakazał także oddać m.in. dodatek lokalowy i wyłudzone odszkodowania. Orzeczono przepadek luksusowych aut jako pochodzących z przestępstwa. Był to pierwszy w Opolu duży proces dotyczący zorganizowanej przestępczości.
Główny oskarżony, który miał status więźnia niebezpiecznego, na sądową salę był doprowadzany przez zamaskowanych antyterrorystów wyposażonych w długą broń. Nogi i ręce miał skute kajdanami. W sądzie wprowadzone były szczególne środki bezpieczeństwa.
Interesy z Heńkiem należały do tych o podwyższonym ryzyku. Jeden z opolskich przedsiębiorców zlecił mu odzyskanie długu – 20 tys. zł. Choć dłużnik oddawał pieniądze regularnie, on nie zobaczył z tego ani złotówki. Zresztą, dla dłużnika skończyło się to bardzo źle. Zbankrutował i trafił do więzienia. Gdyby ktoś chciał zrobić kontynuację głośnego filmu „Dług”, to ta historia nadawałaby się idealnie na scenariusz.
Adam K., biznesmen ze Śląska, działający w branży mięsnej, usłyszał pukanie do drzwi. Gdy otworzył, do domu niespodziewanie wpadł „Pineza” z żołnierzami. Zatrzepotał mu przed oczami niezapłaconą fakturą i poinformował, że przejął dług. Dorzucił jeszcze 10 tys. zł za fatygę.
– Przewrócił mnie na łóżko i chciał łamać palce – zeznawał później w sądzie Adam K.
Zeznania po tym, jak Pineza znalazł się za kratami
Henryk Pilarski dał dłużnikowi tydzień na zebranie kasy. K. zebrał jedynie 9 tys. zł. Na kolejną ratę już mu jednak zabrakło. „Pineza” przyjechał z ludźmi, trzema autami. Wywlekł go z domu, zabrał do BMW i pojechali na wycieczkę do lasu. Tam zaczął od ciosu w twarz. K. upadł, złamał mu się ząb. Wstał. Dostał drugi raz. Gdy nie chciał się podnieść z ziemi, Heniek zaczął po nim skakać. Było już ciemno. Leśną polanę, na której stali, oświetlali reflektorami samochodów.
Adam K. zauważył, że Heniek z bagażnika BMW wyjął linkę holowniczą. Następnie zaczął ją przywiązywać do nóg ofiary, a drugi koniec zaczepił do BMW. Jednak żołnierze zniechęcili go do tej wycieczki. Odwieźli Adama K. do jego masarni. Zjedli śniadanie składające się ze świeżo uwędzonej kiełbasy. Zabrali z sobą po 100 kg mięsa i wędlin.
Od tamtego czasu Adam K. płacił gangsterom po 2 tys. zł tygodniowo. Gdy nie miał pieniędzy, oddawał półtusze wieprzowe. By móc spłacać dług, pożyczał pieniądze. Nie regulował zobowiązań, bo nie miał z czego. Dług wobec „Pinezy” nie malał. Adam K. podliczył, że w sumie zapłacił 50 tys. zł. Nie poszedł ze swoim problemem na policję, bo bał się o życie synów. Trafił do więzienia na 3,5 roku za nieuregulowane długi wobec innych osób.
Gdy siedział w celi, przyszli do niego policjanci z opolskiego CBŚ. Dopiero gdy powiedzieli, że „Pineza” jest za kratkami, ten zdecydował się zeznawać.
Karuzela z fakturami
„Pineza” siedział w Zakładzie Karnym nr 1 w Strzelcach Opolskich. Co jakiś czas dawał o sobie znać. A to kogoś zastraszył, a to załatwił od klawisza komórkę do celi… Za kratami spędził 14 lat, bez jednego dnia przerwy. Na wolność wyszedł w 2014 roku.
Potwierdził obiegową opinię, że polskie więzienia nie resocjalizują, ale za to dokształcają. Przestępczość zmienia się. To, co kiedyś było opłacalne, zastąpiły inne bardziej dochodowe przekręty.
Już w 2017 r. Henryk P., był poszukiwany przez wrocławską prokuraturę listem gończym za oszustwa podatkowe na wielomilionowe kwoty, udział w zorganizowanej grupie przestępczej i pranie brudnych pieniędzy. To już nie typowa gangsterka, ale karuzela vatowska. Wrocławscy śledczy zarzucili mu i wielu innym osobom nielegalny obrót paliwami. Mowa o blisko 18 mln zł, które stracił na tym Skarb Państwa. Po kilku miesiącach ukrywania się – 4 sierpnia 2017 r. – ponownie trafił za kraty.
Po tym, jak „Pineza” wylądował w więzieniu, jego miejsce szybko zajęli następni: Michał K. ps. „Pasek” czy Aleksander K. ps. „Alek” z Głubczyc. To jednak Henryk P. pozostał tym najsłynniejszym. Jego proces był pierwszym w historii Opolszczyzny, dotyczącym zorganizowanej grupy przestępczej. On sam przez kilka dobrych lat pracował na złą sławę, dorabiając się opinii szefa opolskiego półświatka. Był pierwszym, którego skazano za kierowanie gangiem.
Żona zajęła miejsce męża
Schedę po aresztowanym Henryku przejęła jego żona Małgorzata. To ona prowadziła agencję „Kajman” w Krapkowicach. Dziewczyny mówiły o niej „Szefowa”. W grypsach przesyłanych z aresztu mąż instruował ją, od kogo ma ściągać zaległe pieniądze. Dłużnikom przedstawiała się jako „Pinezowa”. Małgorzatę P. oraz jej prawą ręką „Szeryfa” zatrzymano i aresztowano w listopadzie 2000 r.
– Z pełną świadomością wkroczyła na drogę przestępstwa – mówił sędzia Artur Tomaszewski. – Wówczas czuła się całkowicie bezkarna.
Sąd – za czerpanie korzyści z nierządu, w tym osób nieletnich, nakłanianie do fałszywych zeznań, zastraszanie świadka – skazał ją na 4 lata więzienia.
Czytaj także: Seksbiznes po opolsku. Mieszkania zamiast agencji i marzenia o łatwym pieniądzu
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.