Naukowcy odpowiadają na atak rektora Politechniki Opolskiej. Wcześniej, Marcin Lorenc, rektor Politechniki Opolskiej i niedawny kandydat z listy PiS do Senatu, opublikował na oficjalnej stronie uczelni „oświadczenie”, w którym w niezwykle emocjonalnym i agresywnym stylu atakuje dziennikarzy tygodnika „O!Polska”. Robi to w reakcji na tekst, w którym redaktor Piotr Guzik ujawnił, że prof. Grzegorz Królczyk, prorektor Politechniki Opolskiej,ma więcej punktów w Indeksie Hirscha niż sir Roger Penrose, laureat Nagrody Nobla z University of Oxford, wieloletni współpracownik Stephena Hawkinga, nazywany jednym z największych umysłów świata.
Rektor atakuje też naukowców, którzy w naszym tekście negatywnie oceniają „spółdzielnię” uczonych, wzajemnie się cytujących, recenzujących i dopisujących do tekstów. Marcin Lorenc kwestionuje wiarygodność naszych rozmówców, ba, wręcz ich istnienie, sugerując przy tym, że to „atak hybrydowy” ze wschodu na prof. Królczyka. Wzburzenie, niedowierzanie i potępienie – to reakcje naukowców, którzy odpowiadają na atak rektora PO. Ich listy publikujemy w całości poniżej.
Leonid Schneider, blog „For Better Science”: „Lorenc pisze w stylu rosyjskiej propagandy”
Oto moja odpowiedź na oświadczenie rektora Politechniki Opolskiej Marcina Lorenca. Przede wszystkim jestem pod wrażeniem, jak pan Lorenc zorientował się, że nie istnieję. Oczywiście, chylę czoła przed jego akademickim autorytetem w tym temacie.
Po drugie, rzeczywiście Google dodaje do mojego profilu Scholar przypadkowe osoby o tym samym nazwisku i tych samych inicjałach, tak, jak robi to w przypadku wielu innych osób, prawdopodobnie także w przypadku pana Lorenca. Jestem jednak zajęty ważniejszymi rzeczami niż pielęgnowanie własnego ego. Na mojej stronie internetowej mój profil ORCID jest opublikowany w sekcji „O mnie”, w przeciwieństwie do Google Scholar.
Przejdźmy teraz do treści bezsensownej tyrady pana Lorenca.
Zauważmy, że nigdy nie odniósł się on do faktycznych dowodów działania „spółdzielni” w pracach Królczyka i jego przyjaciół Li i Gupty. Nie odnosi się również do faktu dwóch wycofań za oszustwa „papierniane” dla tych opolskich profesorów. Dzieje się tak, ponieważ nawet Lorenc rozumie, o co chodzi i próbuje odwrócić uwagę od tego masowego oszustwa naukowego popełnionego na polskiej opinii publicznej.
Jestem przyzwyczajony do oskarżeń o wszystkie możliwe rzeczy, ale obrzydliwy i całkowicie niesprowokowany i niezasłużony atak ad hominem na niepełnosprawnego i szanowanego naukowca, prof. Marka Wrońskiego, jest po prostu zapierającym dech w piersiach ZŁEM. Nie mam na to innego słowa. To, co Lorenc robi prof. Wrońskiemu, to ZŁO.
Pomówienie o bycie rosyjskim agentem jest dla mnie nowością i uważam to za szczególnie podłe, biorąc pod uwagę, że sam Lorenc pisze dokładnie w stylu rosyjskiej propagandy.
Pan Lorenc nie nadaje się nawet do nadzorowania publicznej toalety, nie mówiąc już o uczelni, ponieważ jedyne, co potrafi, to grozić ludziom, głosząc poglądy z pogranicza totalitaryzmu, a być może także rasizmu. Należy mu przypomnieć, że Władysława Gomułki i jego kolegów komunistów już dawno nie ma, a w dzisiejszych czasach nie można za wszystko winić Żydów.
Dr hab. Hubert Wojtasek, prof. UO, Wydział Chemii i Farmacji Uniwersytet Opolski: „To propagandowy bełkot”
Szanowny Panie Redaktorze, z dużym zainteresowaniem przeczytałem w miniony weekend Pana artykuł w „O!Polskiej” („Profesor Grzegorz Królczyk z Opola lepszy od noblisty z Oxfordu. Na papierze…”). Dziś rano postanowiłem sprawdzić, czy spotkał się on z jakimś odzewem w opolskim środowisku naukowym i znalazłem oświadczenie rektora Politechniki Opolskiej, prof. Marcina Lorenca. Uważam, że w większej części jest to propagandowy bełkot. Dlatego postanowiłem sprawdzić wiarygodność przynajmniej części przedstawionych w nim zarzutów. Pominę nijak nie związane z treścią Pana artykułu ataki na pana Marka Wrońskiego czy pana redaktora Zyzika. W konkluzji swojego (?) oświadczenia Pan Rektor Lorenc pisze: „Jako ośrodek akademicki zawsze jesteśmy otwarci i zachęcamy do dyskusji opartej na faktach, konkretnych danych. Nie godzimy się i stanowczo potępiamy hejt, fake newsy i postprawdę”.
No to przyjrzyjmy się wiarygodności informacji przedstawionych w tym oświadczeniu. Sprawdziłem zarzuty pod adresem pana dr Leonida
Schneidera.
„O!Polska” podaje, że dr Leonid Schneider posiada niemiecki doktorat z biologii molekularnej, a po obronie kilka lat pracował naukowo w krajach anglosaskich. W jego profilu na Google Scholar znajdują się publikacje co najmniej trzech osób: dwóch z Niemiec oraz jednej z Brazylii, a także publikacje, w których Leonid Schneider nie jest wymieniony jako autor i są to publikacje osób z Federacji Rosyjskiej. Przeglądając jego profile można się zastanawiać, czy taka osoba w ogóle istnieje?”.
Z doktoratem dr Schneidera można się zapoznać chociażby na stronie Niemieckiej Biblioteki Cyfrowej [Die Bedeutung von TACC3, eines Proteins der mitotischen Spindel, für die zelluläre Proliferation und Viabilität = Role of the mitotic spindle associated protein TACC3 in cell proliferation and survival – Deutsche Digitale Bibliothek (deutsche-digitale-bibliothek.de)].
Warto zauważyć, że wyniki tego doktoratu zostały opublikowane w bardzo prestiżowych czasopismach, takich jak Journal of Biological Chemistry, Proceedings of the National Academy of Sciences of the USA czy Oncogene. Natomiast artykuły, na które powołuje się Pan Rektor Lorenc, nie mają żadnego związku z dr Leonidem Schneiderem. Są to abstrakty konferencyjne, których dr Schneider nie jest współautorem. W jednym z nich, którego autorami są badacze z Brazylii, pierwszym autorem jest niejaka L. Princess Schneider. W drugim natomiast, którego autorami są badacze rosyjscy (co Pan Rektor Lorenc skrupulatnie wykorzystuje w swoim oświadczeniu przeciwko dr Schneiderowi), nazwisko Schneider w ogóle się nie pojawia. Artykuł dr Schneidera pojawia się na tej samej stronie w bibliografii poprzedniego abstraktu.
Załączam oryginalne dokumenty obydwu abstraktów. Jaka zatem jest wiarygodność Pana Rektora Lorenca, który próbuje zdyskredytować dr Schneidera, opierając się na zupełnie niesprawdzonych informacjach? Oceniając rzetelność dr Schneidera na podstawie jakości opublikowanych przez niego artykułów naukowych, nie wierzę, że to on umieścił wspomniane abstrakty na swojej stronie w Google Scholar. O ile w ogóle on tę stronę stworzył, o co nie omieszkam go zapytać. W czyją stronę zatem jest tu wymierzony jakiś atak hybrydowy?
Od kilku lat staram się walczyć z nieuczciwymi praktykami publikacyjnymi na swojej uczelni (raczej bez skutku, bo, jak podaje Pana anonimowy informator, praktyki takie są korzystne i dla naukowców i dla uczelni).
Jeśli chciałby Pan wykorzystać informacje, które zawarłem w tym liście, może Pan podać moje nazwisko. Naprawdę mam już dość upodlenia polskich naukowców, spowodowanego pogonią za pozycją i pieniędzmi.
Dr hab. n. med. Marek Wroński, dziennikarz, Warszawa: „Zdumiała mnie odpowiedź rektora PO”
Z dużym niedowierzaniem przeczytałem odpowiedź władz Politechniki Opolskiej na artykuł „Profesor Grzegorz Królczyk z Opola lepszy od noblisty z Oxfordu. Na papierze…”. Komentarz zamieszczono 8 lipca br. na stronie internetowej uczelni nie odnosi się do meritum artykułu. Jeśli chodzi o dr. Leonarda Schneidera, to jego charakterystyka naukowa, wraz z tytułami opublikowanych 12 artykułów naukowych, zamieszczona jest w międzynarodowej bazie naukowców ORCID. Chciałbym też dodać, że rodziców i miejsca naszego urodzenia sobie nie wybieramy… Dr Schneider od listopada 2015 roku prowadzi blog „For Better Science” i jest niezależnym dziennikarzem naukowym.
W ciągu ostatniego roku zespołowi kierowanemu przez prof. Grzegorza Królczyka, prorektora PO ds. nauki i rozwoju, unieważniono (retraktowano) pięć artykułów naukowych w języku angielskim, gdzie w dwóch jest współautorem. Dalsze sześć prac jego współpracowników (także w dwóch jest współautorem) opatrzono ostrzeżeniem „Expression of Concern”.
Oznacza to, że artykułowi postawiono zarzuty np. błędów lub nierzetelności, które Redakcja bada. Trwa to niekiedy kilkanaście tygodni lub kilkanaście miesięcy i kończy się albo „Erratum” lub „Correction” (poprawką), albo retrakcją, czyli unieważnieniem artykułu. Naukowa publikacja wtedy fizycznie pozostaje w czasopiśmie internetowym, jednak każda strona artykułu przekreślona jest skośnym, czerwonym napisem RETRACTED (Wycofany). Ostrzega, aby artykułu nie czytać i nie powoływać się na niego. Do końca roku powinna się pojawić decyzja redakcji czasopism, która jest niezaskarżalna.
Co do krytyki moich polskich publikacji sprzed prawie 30 lat, to drukowałem je w Polsce, mieszkając i pracując na stałe w Nowym Jorku, gdzie wyjechałem w czerwcu 1989 r. W połowie lat 90. trudny był dostęp do amerykańskich czasopism lekarskich, stąd uważałem, że istotne informacje medyczne, mające duży wpływ na przeżycie pacjentów z przerzutami do mózgu, powinienem opublikować też w kraju. Zależało mi, aby te nowe ustalenia naukowe szybko dotarły np. do lekarzy praktyków ówczesnego Szpitala Powiatowego w Krapkowicach. Trzeba pamiętać, że internet był w powijakach, natomiast polskie specjalistyczne czasopisma lekarskie znajdowały się w każdej szpitalnej bibliotece.
Czytaj też: Ranking uczelni 2024. Jak wypadły opolskie szkoły wyższe?
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.