Krzysztof Stanowski, Natalia Janoszek i sprawa polska
Tymczasem większość społeczeństwa takiej potrzeby już nie ma. Stąd taka łatwość robienia Polaków w trąbę na grube miliardy. Na podatkach, energii, paliwie, śmieciach, pseudoprojektach naukowych, na wszystkim, co ta pazerna ekipa może przekręcić pod sztandarem biało-czerwonym i z pieśnią religijną na ustach. Nawet fundusze dla ofiar przestępstw się już w Polsce rozkrada, ale mało kogo to obchodzi.
Za to rekordy popularności bije śledztwo youtubowego showmana o mało znanej celebrytce, która nabujała o swojej wielkiej karierze w Indiach. Cykała sobie fotki pod luksusowym samolotem, którym nie leciała i promowała się filmami, w których nie zagrała. Ponad cztery miliony wyświetleń materiału, który dotyka infantylnego światka celebrytów i równie światłych telewizji śniadaniowych. I który nie ma ŻADNEGO wpływu na nasze życie. Ot, jedna gąska z Instagrama wkręciła stado gąsek i baranów z telewizyjnych śniadaniówek i plotkarskich portali. Można się pośmiać, wzruszyć ramionami i pokręcić głową nad tym mikrokosmosem z picu, żelu i brokatu. Ale narodowa debata o Natalii Janoszek, o której istnieniu większość Polaków, w tym autor felietonu, dowiedziała się dopiero z materiału Krzysztofa Stanowskiego? Serio?
Polska nie jest wyjątkiem. Konsumenci mediów i kultury obniżają loty w całym cywilizowanym świecie. Na globalnej platformie Netflix rekordy popularności bije erotyczny gniot „365 dni” i fabularyzowany dokument o oszuście z randkowego Tindera. Spada oglądalność kanałów popularnonaukowych czy ekonomicznych, za to rośnie lawinowo walk w klatce patocelebrytów. Ludzie pogrążają się po uszy w miałkiej rozrywce, a poważne wiadomości zastępują im newsy z życia i pożycia gwiazdeczek. Goniące za odsłonami portale mieszają poważne źródła informacji z przepowiedniami jasnowidzów.
Jak to się długofalowo odbija na demokracjach, pokazały choćby tragiczne zamieszki po ogłoszeniu wyniku wyborów w USA. To zjawisko infantylizacji zachodnich społeczeństw, co w efekcie sprzyja polaryzacji i łatwym manipulacjom, opisał już w latach 80. XX wieku Neli Postman. A przecież jego książka „Zabawić się na śmierć” dotyczyła telewizji, która wtedy zdominowała inne media i zalała świat rozrywką. Dziś wszystkie media razem wzięte zdominował internet i media społecznościowe, które bywają od telewizji linearnych po stokroć głupsze. A głos żulika, sfrustrowanego hejtera czy ruskiego trolla waży tyle samo, ile profesora z Harvardu.
Jeśli rządy demokratyczne nie wezmą się na poważnie za ten problem, jeśli nie zaczniemy edukować społeczeństwa medialnie i już od dziecka uczyć krytycznej selekcji informacji, przepadniemy jako wolne i demokratyczne społeczeństwa. A świat Zachodu, który w 1989 roku wydawał nam się tak stabilny i bezpieczny, przejdzie do historii.
Czytaj także: Janusz Kowalski wypuścił własną gazetę. Bohaterem jest poseł Kowalski
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.