O tym, że wójt Tarnowa Opolskiego chce zarekomendować Mirosława Pietruchę do rady nadzorczej WiK, mówiło się już od jakiegoś czasu. Gmina ta, będąca obok Izbicka, Komprachcic i Prószkowa mniejszościowym udziałowcem w spółce, od wakacji nie miała swojego przedstawiciela w radzie, kiedy to jej dotychczasowy reprezentant zrezygnował z tej funkcji.
Wyboru Mirosława Pietruchy dokonano na walnym zgromadzeniu udziałowców WiK w dniu 26 października. Uczestniczyło w nim tylko trzech z sześciu udziałowców spółki: gminy Prószków i Tarnów Opolski oraz Polski Fundusz Rozwoju. Na posiedzeniu nie było reprezentanta Opola, które posiada większościowy pakiet udziałów w WiK. To oznaczało brak kworum.
– Dwóch pełnomocników obecnych na spotkaniu zwracało uwagę na ten fakt. Mimo tego potem odbyło się głosowanie w sprawie uzupełniania składu rady nadzorczej spółki – mówi Paweł Kawecki, członek zarządu WiK.
Zarząd WiK zwrócił się do Sądu Okręgowego w Opolu o zabezpieczenie budzącej wątpliwości uchwały oraz o stwierdzenie jej nieistnienia, właśnie ze względu na brak kworum podczas walnego zgromadzenia udziałowców w dniu 26 października. Opolski sąd wstrzymał skuteczność i wykonalność tej uchwały w dniu 2 listopada.
Alians z ziobrystami?
Fakt, że Krzysztof Mutz rekomendował do rady Mirosława Pietruchę, odbierany jest jako układ wójta Tarnowa Opolskiego z obozem prawicy.
– Mógł wybrać specjalistę bez związku ze światem polityki. Wybrał człowieka europosła Patryka Jakiego, który ze wszystkich sił broni stołka prezesa WiK dla swojego ojca, Ireneusza Jakiego – komentuje jeden z samorządowców, prosząc o anonimowość.
Poprosiliśmy Krzysztofa Mutza o odniesienie do twierdzeń, że ułożył się z ziobrystami. „Interpretacja jest kwestią interpretującego. Ja takiej interpretacji nie używam” – odpisał. W innej wiadomości odpisał, że wedle jego wiedzy „walne zgromadzenie [udziałowców spółki – dop. red.] odbyło się zgodnie z literą prawa”.
Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że Krzysztof Mutz jest wójtem w gminie, w której silną reprezentację ma mniejszość niemiecka.
– Sytuacja z Krzysztofem Mutzem jest specyficzna. Przez lata był z nami kojarzony, ale tak naprawdę zawsze stał obok – mówi Rafał Bartek, lider MN. – W wyborach samorządowych z 2018 roku w kilku gminach nie wystawiliśmy kontrkandydatów osobom bliskim naszemu środowisku, a startującym pod szyldem własnego komitetu. Zamiast tego udzielaliśmy im poparcia, podpierając to podpisaniem umowy. Wójt Tarnowa Opolskiego takiego dokumentu ostatecznie nie podpisał. Formalnie więc naszego poparcia nie miał.
Z władzą, czy nie z władzą?
Jako, że gmina Prószków przyłożyła rękę do wyboru Mirosława Pietruchy do rady WiK, również pod adresem jej burmistrza Krzysztofa Cebuli padają zarzuty, że paktuje z obozem prawicy. A w przeciwieństwie do Krzysztofa Mutza należy on do struktur MN.
– To jest nadinterpretacja, Prószków nigdy nie współpracował z prawicą – przekonuje Krzysztof Cebula. – Nasza obecność na walnym zgromadzeniu udziałowców WiK wynikała ze zwykłego szacunku dla pozostałych partnerów. Skoro ktoś zwołuje zgromadzenie, to wypadałoby, aby pozostali się na nim pojawili. Nieobecność połowy wspólników to nieporozumienie i wyraz lekceważenia partnerów.
– Pełnomocnik Prószkowa wskazywał, że nieobecność przedstawiciela Opola skutkuje brakiem kworum – informuje Krzysztof Cebula. – Mimo tego zdecydowano, że odbędzie się głosowanie w sprawie obsady rady nadzorczej. Głosowaliśmy „za”, ponieważ ustalenie jest takie, że mniejszościowi udziałowcy zawsze popierają swoich kandydatów do rady.
Rafał Bartek przyznaje, że był zaskoczony, kiedy usłyszał, iż gmina Prószków uczestniczyła w budzącym wątpliwości głosowaniu ws. umieszczenia Mirosława Pietruchy w radzie WiK.
– Rozmawiałem na ten temat z panem burmistrzem. Jego wyjaśnienia sprawiły, że nabrałem poważnych wątpliwości co do negatywnych intencji, które można byłoby w pierwszy rzut oka wywieść z tego, co się stało – mówi.
Lider MN wskazuje, że podobnie było z dekomunizacją pomnika, jaki stał w Folwarku. Był to pierwszy taki monument zburzony w regionie. Instytut Pamięci Narodowej od pewnego czasu prowadzi rozbiórkę takich pomników, za każdym razem hucznie ją relacjonując.
– Można było wnioskować, że było to kierowane chęcią przypodobania się obozowi władzy – tłumaczy Rafał Bartek. – Jednak gdy zgłębiłem temat, okazało się, że formalnie przygotowania do usunięcia pomnika z czerwoną gwiazdą rozpoczęły się jeszcze za kadencji burmistrz Róży Malik, poprzedniczki Krzysztofa Cebuli. Dzięki temu gdy IPN rozpoczął swoją akcję, dokumenty w sprawie monumentu były już gotowe.
Rafał Bartek przypomina, że w wyborach z 2018 roku Róża Malik była kandydatką MN na burmistrza Prószkowa.
– Krzysztof Cebula, pozostając członkiem mniejszości, wystartował pod własnym szyldem i wygrał – mówi. – Pozostaliśmy w dobrych relacjach. Dla mnie potwierdzeniem współpracy jest fakt, że zdecydował się dopłacać do lekcji języka niemieckiego jako języka ojczystego po tym, jak resort oświaty wydał dyskryminujące mniejszość niemiecką rozporządzenie zmniejszające finansowanie tego przedmiotu z trzech godzin do jednej tygodniowo. W gminie Prószków dzieci nadal mają trzy godziny tego przedmiotu.
Jak prawica kusi samorządowców?
Alians Krzysztofa Mutza z ziobrystami byłby zaskoczeniem, ale nie jest czymś nieprawdopodobnym. W opolskiej polityce mieliśmy już do czynienia z mniej i bardziej spektakularnymi zmianami barw.
Bohaterem ostatniej był Maciej Sonik, starosta krapkowicki. Przez lata był związany z Platformą Obywatelską, a w swoich wystąpieniach i w mediach społecznościowych punktował obóz zjednoczonej prawicy. Aż nagle około pół roku temu nawiązał współpracę ze środowiskiem Marcina Ociepy, wiceministra obrony narodowej i lidera ruchu OdNowa, który sformował po tym, jak postanowił odciąć się od swojego politycznego patrona Jarosława Gowina i grać na siebie. Krótko potem powiat krapkowicki dostał 34 mln zł na rozbudowę swojego szpitala.
Pieniądze te pochodzą z puli tzw. Polskiego Ładu. Sposób, w jaki są dzielone od dawna wzbudza emocje, bowiem brak jest jasnych kryteriów ich przyznawania i trudno nie zauważyć, że preferencje mają ci, co trzymają z obozem prawicy. Nawet ci, co wytykają, iż pieniądze przyznawane w błysku fleszy przez polityków PiS, to ułamek tego, co samorządy tracą wskutek niekorzystnych dla nich zmian podatkowych, także czasem coś dostają.
I właśnie pieniądze są główną marchewką obozu władzy. – Jedni samorządowcy bardziej dystansują się od zjednoczonej prawicy, inni mniej – komentuje Rafał Bartek. – Ten drugi kurs oczywiście mniej mi się podoba, ale ci, co go obierają, używają argumentu, że robią to dla swoich mieszkańców. MN nie może tak sypnąć pieniędzmi, jak PiS. Zbyt łatwo się jednak przy tym zapomina, że PiS najpierw coś zabiera, żeby potem w części, w innej formie, ewentualnie oddać – argumentuje.
Samorządowcy mają świadomość, iż biorąc pieniądze z Polskiego Ładu biorą udział w grze PiS. Ale wiedzą też, że gdyby tego nie robili, byliby stratni podwójnie. Rząd i tak goliłby ich podatkami, a oni nie mieliby choć częściowego zwrotu na coś, czym będą mogli się pochwalić w kampanii.
W PiS słyszymy, że im bliżej będzie wyborów, tym więcej lokalnych polityków będą chcieli mieć po swojej stronie. Pokusą mają być właśnie pieniądze. W grze pozostaje też kij. Jak on może wyglądać, pokazuje właśnie to, co dzieje się w WiK Opole.