Wybory nowego rektora Uniwersytetu Opolskiego odbędą się 10 kwietnia. W szranki stanęło dwóch kandydatów. Pierwszy to prof. Jacek Lipok, aktualny prorektor ds. nauki i pierwszy zastępca obecnego rektora, prof. Marka Masnyka. Jego konkurent to prof. Arkadiusz Nowak, dyrektor Polskiej Akademii Nauk Ogrodu Botanicznego – Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej w Powsinie, były wieloletni pracownik naukowy UO.
Okoliczności, w jakich przestał być pracownikiem uczelni, były zresztą przedmiotem starcia pomiędzy nim, a obecnymi władzami UO. Prof. Arkadiusz Nowak stwierdził na naszych łamach, że z uczelni go usunięto. Prof. Marek Masnyk wskazał w odpowiedzi, że nic takiego nie miało miejsca i że Nowak sam zrezygnował.
– Chciałem pracować na Uniwersytecie Opolskim, nie przedłużono ze mną umowy. Zupełnie zatem nie rozumiem, dlaczego pan Masnyk uważa, że to ja się zwolniłem. To jest nieprawda – komentował prof. Nowak.
Pracownicy: Rektor jest wszechwładny
Działo się to w połowie marca, gdy rozpoczęła się rejestracja kandydatów na rektora UO. Formalnie jako pierwszy zgłosił się prof. Arkadiusz Nowak. Jak wskazuje, już sam start w wyborach był kłopotliwy.
– Potrzebowałem podpisów co najmniej pięciu członków Senatu UO pod moją kandydaturą – mówi. – Z rozmów toczonych wcześniej wynikało, że będę miał ich więcej. Skończyło się jednak na tych minimalnych pięciu. Część osób wyraziła obawy przed reperkusjami za udzielenie mi poparcia. To zjawisko bardzo niepokojące.
Jakie to reperkusje? Od pracowników uczelni słyszymy, że wachlarz możliwości jest szeroki. – Reformy w szkolnictwie wyższym z czasów, gdy resortem nauki kierował Jarosław Gowin, dały rektorom ogromne kompetencje – twierdzi jeden z nich. – Otworzyły im możliwość daleko idącej modyfikacji statutów, tak aby przyznać sobie jak najwięcej władzy. I praktycznie na każdej uczelni w kraju taka sytuacja miała miejsce. Także w Opolu.
Każdy, z kim rozmawiamy, prosi o anonimowość.
– Ponieważ to do rektora należy ostateczny głos w praktycznie wszystkich sprawach – słyszymy. – To on decyduje, czy dany kierunek będzie otwarty, czy zatwierdzi wniosek o grant, czy dana osoba będzie mogła awansować lub czy z pracownikiem, który miał podpisaną umowę na czas określony, będzie zawarta nowa.
– Ta sytuacja sprawia, że rzucenie rękawicy aktualnie rządzącym uczelnią jest znacznie utrudnione – dodaje nasz rozmówca. – Zamyka się też pole do swobodnej dyskusji i debatowania, do wymiany poglądów. A gdzie, jak nie na uniwersytecie, powinny się ścierać różne poglądy?
Kampania wyborcza na UO. Nikt niczego nie blokuje?
Zwróciliśmy się do władz uczelni, by odniosły się do tych kwestii. W odpowiedzi zaproszono nas na spotkanie, w którym uczestniczyli rektor Marek Masnyk, prorektor Jacek Lipok, rzeczniczka uczelni Katarzyna Kownacka oraz Maciej Kochański, dyrektor uczelnianego Biura Marketingu i Public Relations. Dwoje ostatnich jest w gronie setki elektorów.
Prof. Jacek Lipok zaznacza, że nie da się zablokować grantu.
– Owszem, rektor jest stroną w tym postępowaniu jako kierownik jednostki, a kierownik grantu jest osobą, z którą podpisywana jest umowa przez donatora – stwierdza. – Takie zasady obowiązują na przykład w projektach Narodowego Centrum Nauki. Twierdzenia, że może być inaczej, są dla mnie zaskakujące i rozbieżne z rzeczywistością.
– Podobnie jest w przypadku rzekomego blokowania awansów – dodaje prof. Jacek Lipok. – Nic takiego nie ma miejsca. Osoba, która ubiega się o stopień doktora habilitowanego bądź tytuł profesora, samodzielnie wysyła do Rady Doskonałości Naukowej pakiet dokumentów. Jak więc uczelnia ma tu cokolwiek blokować?
W odpowiedzi od pracowników UO słyszymy, że w środowisku akademickim znane są przypadki, w których pracownicy nie byli w stanie dopełnić jednego z wymogów, aby móc wystąpić o awans naukowy.
– We wniosku habilitacyjnym trzeba wskazać źródło finansowania – opisuje pracownik UO. – Kierownik danej jednostki decyduje, czy taki wniosek nadaje się do tego, aby mu przyznać pieniądze. I można znaleźć szereg powodów, aby decyzja była negatywna. Albo jeśli na liście wymogów jest napisanie książki, to może się okazać, że ona z jakichś przyczyn nie nadaje się do ukazania, bo są inne priorytety, bo nie ma na to pieniędzy w budżecie, bo trzeba poczekać na swoją kolej. I człowiek ląduje w zawieszeniu…
Kampania wyborcza na UO. Kumulacja anonimów
Na przestrzeni ostatnich tygodni dotarły też do nas sygnały, że władze uczelni wywierały presję na elektorów, którzy skłaniają się do poparcia kandydatury prof. Arkadiusza Nowaka na rektora. Jedna z pracownic, samotna matka, miała usłyszeć w związku z tym, że jej przyszłość na uczelni jest niepewna.
Prof. Marek Masnyk zaprzecza jednak, aby ktokolwiek wywierał presję na elektorów.
– To jakaś straszna bzdura – przekonuje. – Ktoś rozpuszcza takie plotki po to, aby stworzyć obraz, że te wybory nie są demokratyczne i że na uczelni panuje zamordyzm.
Rektor UO zauważa, że kampania wyborcza na uczelni rozpoczęła się przed rokiem. Wtedy pojawił się pierwszy anonim, atakujący zarówno jego, jak i jego współpracowników. W tym prof. Jacka Lipoka, o którym już wtedy mówiło się, że ma być następcą prof. Marka Masnyka.
– Wtedy w emocjach wyrwało mi się, że nasze środowisko jest parszywe – mówi rektor Masnyk. – Żyję już dosyć długo. Brałem udział w niejednych wyborach i w niejednej kampanii. Po raz pierwszy jakieś 30 lat temu. Zawsze przy takich okazjach pojawiały się jakieś niepodpisane listy czy apele. Patrząc na to, co dzieje się w ostatnich tygodniach, ten prawdziwy wysyp anonimów i paszkwili utwierdza mnie w przekonaniu, że to, co dzieje się w tym roku, ma charakter wyjątkowo paskudny.
Z anonimowych pism, które w ostatnich tygodniach trafiały także do naszej redakcji, wyłania się mało korzystny obraz uczelni. Widać w nich UO jako środowisko toczone przez animozje, koterie, towarzystwa wzajemnej adoracji. Nie brak też wątków natury obyczajowej i ekscesów, jakich mieliby się dopuszczać nawet wysoko ulokowani pracownicy naukowi uczelni. Można odnieść wrażenie, że nauka jest na dalszym planie, a najważniejsze są rozgrywki personalne.
Kampania wyborcza na UO. Duża rola studentów
W wyborach rektora istotną rolę odgrywają studenci. Na skutek zmian z czasów ministra Gowina, wedle ustawy mają oni co najmniej 20 proc. głosów elektorskich. W przypadku UO jest to równo 20 proc. A że Kolegium Elektorów liczy 100 osób (na innych uczelniach potrafi być ich znacznie więcej), to studenci mają w tym gronie 20 głosów. Wśród nich jeden jest doktorantem. Jeśli chodzi o pozostałych, to odbywają się wybory.
Prof. Arkadiusz Nowak uważa, że ów wybór studenckich elektorów budzi wątpliwości.
– Dokonano go spośród bardzo wąskiego grona – argumentuje. – Mówimy o nieco ponad 20 osobach, które ze swojego grona wybrały 19 elektorów. O samych wyborach informowano krótko, ogłoszenia były mało widoczne. Co równie istotne, studenci części wydziałów nie mają swoich przedstawicieli w gronie elektorów. To przeczy twierdzeniom pana Franciszka Posackiego, przewodniczącego Samorządu Studenckiego UO, że ów samorząd reprezentuje wszystkich studentów. Otóż nie reprezentuje.
Franciszek Posacki odpowiada, że wyboru studenckich elektorów dokonuje Parlament Studentów. A ten na UO liczy 24 osoby, na około 10 tys. studentów. Przy czym w wyborach elektorów udział wzięły 22 osoby, bo dwie były nieobecne.
Przewodniczący SSUO wskazuje dla porównania, że podobny parlament na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu ma 36 członków (na 30 tys. studentów), zaś na Uniwersytecie Wrocławskim jest ich tyle samo, co w Opolu (przy 21 tys. studentów). Dodaje, że w ramach Parlamentu Studentów reprezentowani są pośrednio wszyscy studenci i studentki, a w jego składzie są przedstawiciele każdego z wydziałów UO.
„Blokowe głosowania to norma”
Wątpliwości prof. Arkadiusza Nowaka budzi też fakt, że Samorząd Studencki UO na ponad dwa tygodnie przed wyborami poinformował, że przedstawiciele studentów w Kolegium Elektorów poprą kandydaturę prof. Jacka Lipoka.
– Samorząd powinien wstrzymać się z takim wyrokowaniem – komentuje. – Deklaracja blokowego głosowania, podczas gdy każdy elektor powinien sam decydować, którego kandydata popiera, to przejaw upartyjniania uczelni. I to nie od góry, tylko od dołu. Wszystko dlatego, że część zaangażowanych osób traktuje to jako trampolinę do karier politycznych. To przejaw przedkładania własnych interesów ponad interes wspólnoty.
Przewodniczący SSUO odpowiada, że takie blokowe głosowania miały miejsce w przeszłości, a taka praktyka ma miejsce także na innych uczelniach w Polsce.
– Gdyby pojedynczy elektor chodził i próbował coś wynegocjować, to niczego by nie uzyskał – argumentuje Posacki. – Studenci elektorzy tylko razem są w stanie reprezentować wszystkich studentów. Nie chodzi o żadne partyjniactwo, bo to jest indywidualna decyzja każdego z elektorów, ale ona jest zawsze taka sama. Chcemy być skuteczni, a możemy tacy być tylko wtedy, gdy powiemy kandydatom na rektora: „Przekonajcie nas swoim programem, ponegocjujmy najlepsze rozwiązania dla studentów, wtedy dostaniecie nasze poparcie”.
Ogon macha psem?
Prof. Wiesława Piątkowska-Stepaniak, Kierownik Katedry Komunikacji Społecznej i Dziennikarstwa i była prorektor UO, uważa jednak, że studenci przedwcześnie zadeklarowali poparcie dla prof. Jacka Lipoka.
– Pojawiło się to przed debatą kandydatów – mówi. – Wiem, że studenci mieli spotkania z oboma kandydatami, ale pełny obraz ich wizji uczelni będziemy mieli po debacie. Sam komunikat Samorządu Studenckiego przywodzi na myśl partyjne stanowisko z czasów słusznie minionych. Odnoszę przy tym wrażenie, że autorzy nie zdają sobie z tego sprawy.
Pracownik UO: – Być może ustawodawca chciał wzmocnić studentów, zachęcić do większego zaangażowania w funkcjonowanie uczelni, dając im aż tak duży wpływ na wybór rektorów. Ale to skutkuje tym, że osoby, które stosunkowo krótko są związane z uczelnią, decydują o jej kształcie i charakterze na kolejne lata. Część studenckich elektorów wkrótce zakończy naukę. Większość nie będzie już studentami, gdy nowy rektor będzie kończył kadencję. Głosy studentów zdobywa więc ten, kto zaoferuje im więcej udogodnień. Wychodzi więc na to, że ogon macha psem.
Zapytaliśmy prof. Marka Masnyka o opinię w tej sprawie. Odpowiedział, że rola i siła głosu studentów wynika z zapisów ustawowych. Przyznał jednak, że – mając na uwadze, jak krótko są związani z uczelnią – studenci mają zbyt duży wpływ na to, kto będzie rektorem uczelni.
Kampania wyborcza na UO. Dwa spotkania
Po uczelni krążą pogłoski, że studenccy elektorzy mają wykonać zdjęcie wypełnionej karty w dniu głosowania przed wrzuceniem jej do urny. Po to, by potwierdzić, że poparli prof. Jacka Lipoka.
– Mam nadzieję, że to tylko plotki. W przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia ze złamaniem tajności głosowania – mówi prof. Arkadiusz Nowak.
Zapytany o to Franciszek Posacki w pierwszej chwili mówi, że nie wie, jak ma się do tego odnieść.
– Nikt nikomu żadnych kart nie każe fotografować – zapewnia. – Nikt nie będzie niczego sprawdzał. Bo to jest indywidualna decyzja tych studentów. Oni podjęli decyzję. Ogłosiliśmy ją wspólnie, a tajne głosowanie będzie zachowane. Nikt nie musi robić żadnych zdjęć.
Przewodniczący SSUO (sam nie jest elektorem) zaznacza, że decyzja o tym, aby poprzeć prof. Jacka Lipoka, zapadła po spotkaniach z obydwoma kandydatami na rektora UO.
– Te spotkania odbyły się jednego dnia w kolejności zgłoszeń – mówi. – Najpierw wzięliśmy na spotkanie otwarte profesora Nowaka, a potem profesora Lipoka. Następnie na wewnętrznym spotkaniu podyskutowaliśmy o propozycjach programowych obu kandydatów. I zdecydowaliśmy się zaprosić do tzw. drugiej rundy negocjacyjnej pana Lipoka, ponieważ jego program był znacznie lepszy. Rzeczy, które na spotkaniu mówił profesor Nowak, były kompletnie oderwane od rzeczywistości studenckiej.
Postulaty biją w obecne władze?
Prof. Arkadiusz Nowak mówi, że jego spotkanie ze studentami trwało około trzech godzin.
– Nie było na nim wielkiego zainteresowania sprawami poważnymi dla studentów jak poziom nauczania czy przyszłość uczelni w dłuższej perspektywie – uważa. – Liczyło się za to, kogo będę powoływał na stanowiska oraz jakie obiecam im udogodnienia. Nie jest tak, że nic im w tym względzie nie zaproponowałem. Przeciwnie, uważam, że mój program był bogaty. Ale chodzi w nim o więcej, niż tylko komfort życia.
Nasi rozmówcy z grona pracowników UO zwracają uwagę, że w „kontrakcie” studenckich elektorów z prof. Jackiem Lipokiem jest m.in. montaż „poidełek” na wydziałach uczelni i w akademikach, montaż hamaków na kampusie oraz uruchomienie systemu wypożyczalni leżaków dla studentów.
– Owszem, studenci zawarli też szereg poważniejszych postulatów. W tym takie, które jeszcze zwiększają ich wpływ na to, co dzieje się na uczelni. Ale część z tego, co uzyskali, na pierwszy rzut oka wygląda jak jakieś fanaberie – twierdzi jeden z pracowników UO.
Prof. Wiesława Piątkowska-Stepaniak zauważa, że szereg postulatów dotyczy aktualnych władz uczelni. – To w większości zaszłości tej aktualnej władzy. Jest co robić. Postulaty studentów to program naprawczy dotyczący zaniedbań. To inwentaryzacja rzeczy i spraw do naprawienia. Nie widzieli tego wcześniej? To jest żenujące – mówi.
Co z kanclerzem?
Prof. Arkadiusz Nowak zauważa, że podczas spotkania ze studentami ci bardzo interesowali się, kto będzie kanclerzem. Wskazywali właśnie na zły stan akademików.
– Zwróciłem się z pytaniami w tej sprawie do pana Zbigniewa Budziszewskiego, obecnego kanclerza – mówi. – Otrzymałem informacje na temat nakładów finansowych na remonty. Okazuje się też, że liczba zgłoszeń szkód spowodowanych przez studentów w akademikach wynosi około 1500. Potrzebowałem tych danych, by móc wrócić do studentów z propozycjami konkretnych rozwiązań. W międzyczasie okazało się, że pan kanclerz ma zostać zawieszony za udzielenie mi odpowiedzi. Argument był taki, że powinienem był zwrócić się o nie w trybie dostępu do informacji publicznej.
Prof. Marek Masnyk zaprzecza, aby miał za to zawiesić obecnego kanclerza. Wraca przy tym do sytuacji sprzed roku, kiedy światło dzienne ujrzał pierwszy bulwersujący anonim.
– W obecności radcy prawnego poinformowałem Zbigniewa Budziszewskiego, aby w sytuacji, gdy pojawią się kolejne takie listy, informował mnie o tym fakcie, a potem wrzucał je do niszczarki – mówi rektor UO. – Tymczasem gdy w ostatnim czasie pojawiły się kolejne donosy, pan Budziszewski nie dopełnił tego polecenia. Rozesłał je dalej. Takie działanie powinno pociągnąć za sobą zawieszenie w czynnościach. Aczkolwiek decyzji takiej nie podjąłem.
Kampania wyborcza na UO. Pytania tylko dla ludzi z uczelni
4 kwietnia o godz. 10.00 w auli A i B przy ul. Oleskiej rozpocznie się debata kandydatów na rektora UO. Prof. Arkadiusz Nowak podkreśla, że chciał, aby była otwarta na wszystkich, nie tylko na pracowników uczelni.
– Jednakże przewodniczący Uczelnianej Komisji Wyborczej, jak i prof. Jacek Lipok byli przeciwko otwarciu debaty, nad czym ubolewam – mówi.
Profesorowie Masnyk i Lipok widzą sprawę inaczej.
– Debata będzie otwarta dla słuchaczy oraz mediów, ale możliwość zadawania pytań będzie miało tylko środowisko akademickie. Ponieważ debata będzie dotyczyć kwestii związanych tylko z naszą uczelnią – mówi prof. Lipok.
Prof. Masnyk dodaje, że nie rozumie, na jakiej podstawie pytania o funkcjonowanie i przyszłość uniwersytetu mieliby zadawać pracownicy innych uczelni bądź mieszkańcy miasta.
– To nie są wybory prezydenta Opola – wskazuje. – To są wybory rektora. A o jego wyborze decyduje wspólnota akademicka. Dlatego też głos będą mogli zabrać studenci, pracownicy naukowi i administracyjni naszej uczelni.
Z kolei prof. Nowak argumentuje, że Uniwersytet Opolski pełni funkcję miastotwórczą i regionotwórczą.
– Wskazane jest więc, aby osoby, które nie są z nim bezpośrednio związane, mogły zadawać pytania – przekonuje.
Jaki będzie krajobraz po wyborach?
Wybory rektora UO odbędą się 10 kwietnia. Obaj kandydaci deklarują, że przyjmą ich wynik w honorem. Lider SSUO zapewnia, że gdyby okazało się, iż pomimo poparcia dla prof. Lipoka wygrał prof. Nowak, to środowisko uszanuje „każdy wybór”.
– Nikt sobie chyba nie wyobraża, że będziemy biegać jak Donald Trump i mówić, że wybory były ustawione – komentuje Posacki.
Pozostaje jednak pytanie, co będzie po wyborach. Kampania pokazała bowiem, że środowisko akademickie UO nie jest jednorodne. W kilku miejscach pogłębiła i uwydatniła podziały.
– Ale tak naprawdę sytuację mogą uzdrowić zmiany systemowe. Bez nich przy kolejnych wyborach będziemy tu mieli powtórkę z rozrywki – komentują pracownicy UO.
Sytuację na uczelni ze smutkiem śledzi prof. Stanisław S. Nicieja, były wieloletni rektor UO.
– Gdy kandydowałem, miałem zazwyczaj dwóch lub trzech kontrkandydatów – wspomina. – Ścieraliśmy się na wizje uczelni, ale bez konfliktów. Tymczasem teraz mamy do czynienia z wielką polaryzacją. Panuje atmosfera podejrzliwości i nieufności. Łatwo można sobie narobić wrogów. Nie można nawet w spokoju stanąć obok kogoś, bo inni zaraz zaliczą człowieka do czyjegoś obozu. Dlatego liczę, że po tej konfrontacji kandydaci będą umieli się pogodzić. Walka powinna być ucywilizowana, nie powinno być takiego magla.
Dodajmy, że w wyborach rektora UO tym razem jest jakiś wybór. Cztery lata temu prof. Marek Masnyk był jedynym kandydatem. Podobna sytuacja miała miejsce w niedawnych wyborach na Politechnice Opolskiej. Tam jedynym kandydatem był prof. Marcin Lorenc, dotychczasowy rektor.
– Fakt, że mamy dwóch kandydatów na rektora to sukces naszego środowiska – uważa prof. Wiesława Piątkowska-Stepaniak. – Niewłaściwym jest, gdy o tę funkcję ubiega się tylko jedna osoba.
Współpraca Krzysztof Ogiolda
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.