Czy Ireneusz Jaki posiada umiejętności interpersonalne?
Ireneuszowi Jakiemu zarzuca się m.in., że nie ma kwalifikacji do kierowania spółką Wodociągi i Kanalizacja w Opolu, ze względu na brak wykształcenia kierunkowego i doświadczenia w branży. To nie musi być przeszkoda. Było i jest wielu menedżerów, z wykształcenia np. humanistów, którzy sprawdzili się w finansach lub telekomunikacji. Fundamentalną przeszkodą natomiast jest brak umiejętności interpersonalnych oraz emocjonalnej inteligencji. Czy Ireneusz Jaki je posiada?
Nie wiem, czy prawdą są te wszystkie oskarżenia pod jego adresem, które czynią z niego niemal socjopatę. Być może w subiektywnym odczuciu pracownicy WiK – niczym w zbiorowej psychozie – je sobie projektują. No, dobrze, ale z czegoś to się bierze. Argumenty prezesa, że zostali przekupieni, są śmieszne. Można przekupić 5-10 osób, ale nie ponad połowę 300-osobowej załogi. Widać, że większość pracowników prezesa nie lubi, nie ceni i się go boi. Niekiedy w sposób tak skrajny, że potrzebna jest pomoc psychiatry.
Tak nie może funkcjonować żadna firma. W takiej sytuacji opinia ekspertów od zarządzania jest jedna: dymisja. Ireneusz Jaki, który publicznie prezentuje wysokie mniemanie o swoich kwalifikacjach menedżerskich, powinien to wiedzieć. Tymczasem zachowuje się tak, jakby bycie prezesem było prawem obywatelskim, którego wszyscy próbują go pozbawić, oprócz wpływowego syna oraz polityków Solidarnej Polski.
Walka o posadę Ireneusza Jakiego to żenujący spektakl
Walka o jego posadę zamieniła się w żenujący spektakl. Zgubił się w nim interes strategicznej dla mieszkańców Opola spółki, a przede wszystkim Bogu ducha winni pracownicy WiK. Zdaje się, że z pola widzenia stracił ich nawet wymiar sprawiedliwości.
Tymczasem załoga znalazła się w sytuacji ściany do squasha, w którą co chwilę wali piłka: prezes zawieszony, prezes wraca, zawieszony, wrócił, odwołany, wraca… Huśtawka emocji. To jest zwyczajnie nieludzkie! W tej sytuacji słowa Ireneusza Jakiego, że walczy o stanowisko prezesa dla dobra spółki i pracowników, niech każdy sam oceni.
Nie jest jedynym prezesem na świecie zwolnionym przez radę nadzorczą, który czuje się skrzywdzony. Zwykle jednak nie trzymają się kurczowo fotela, lecz idą do sądu, by uzyskać stosowne zadośćuczynienie, moralne i finansowe, co załatwi sprawę pieniędzy, choć na nich podobno w tym sporze Ireneuszowi Jakiemu nie zależy.
Tak zwyczajnie, po ludzku, nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Żaden ojciec nie chce zaszkodzić swojemu dziecku. Woli stracić, niż miałby je narazić. A senior Jaki, wciągając syna, Patryka Jakiego, w obronę swojego stanowiska, ewidentnie jako politykowi mu szkodzi.