Tym bardziej, że ten 31-letni lewy obrońca i pomocnik to dość pewna postać w kadrze tego kraju. Jest już w niej od dekady i przez ten czas rozegrał 56 meczów, w których zdobył jedną bramkę. Obok niego na PGE Narodowym mogą pojawić się jeszcze tacy zawodnicy jak bramkarze Karl Jakob Hein z Arsenalu Londyn czy młoda nadzieja tamtejszego futbolu Martin Vetkal z AS Roma. Z polskich boisk znani są z kolei Konstantin Vassiljev (obecnie Flora Tallin) i Ken Kallaste (Levadia Tallin), a w GKS Katowice gra aktualnie Marten Kuusk.
Warto tu odnotować, iż triumfator tego starcia zmierzy się 26 marca z lepszym z pary Walia – Finlandia. I triumfator tego pojedynku zyska promocję na rozgrywany w Niemczech turniej.
Przypomnijmy, iż Pikk barw Odry broni od stycznia 2023. W tym sezonie zagrał dla niej 15 spotkań, głównie jednak jako rezerwowy. W ostatnich trzech meczach nie wystąpił, z czego w dwóch pauzował za czerwoną kartkę. Podczas zremisowanego 2-2 niedzielnego starcia z Arką Gdynia był na ławce.
Łukasz Baliński: Jak nastawienie przed meczem z Polską?
Artur Pikk: Dla nas to bardzo ważny pojedynek, jeden z ważniejszych w ostatnich latach, bo mamy szansę awansować na taki turniej jak EURO, co nigdy wcześniej naszej reprezentacji się nie udało. Wszyscy wiemy, że Polska ma bardzo mocny team. Występuje tam paru naprawdę świetnych piłkarzy jak Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński, którzy grają w świetnych klubach na najwyższym poziomie. Musimy być na to spotkanie gotowi zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Ale też nie możemy myśleć za dużo o tym, co się z tym wiążę, tak, żeby nas to nie przerosło. Musimy się skupić na grze, a nie na tej całej otoczce i co się może stać, jaka to dla nas szansa. Niemniej, nasze nastroje są pozytywne. Jakby nie było, nie mamy nic do stracenia.
– Faworytami raczej nie jesteście…
– Na pewno nie, to Polacy nimi są. Dla nas to będzie bardzo ciężki i trudny mecz. Większość czasu pewnie spędzimy bez piłki, w obronie, ale wierzę, że mamy szansę na sukces. Może się tak stać jeśli będziemy dobrze zorganizowani i odpowiednio skoncentrowani. Pod żadnym pozorem nie możemy się spieszyć czy panikować. I musimy wyczekiwać swojej okazji. Jeśli każdy element odpowiednio się zgra, to wszystko jest możliwe.
– Piłkarscy kibice z twojego kraju w was wierzą? Czujecie presję, czy raczej podchodzicie do tego na spokojnie?
– Nie czujemy presji, bo to Polska musi, a my możemy. Ludzie w Estonii jednak wierzą, że to możliwe, że awansujemy dalej, ale też zdają sobie sprawę, że to będzie bardzo trudne.
– To najważniejszy mecz w twojej karierze reprezentacyjnej?
– Myślę, że tak. Jesteśmy teraz o dwa mecze od awansu na wielki turniej. W razie wygranej zostanie potem już tylko jedno spotkanie. Za moich czasów w kadrze takiej okazji nie było. Co ciekawe, dostaję od wielu polskich znajomych życzenia powodzenia, ale tylko dla mnie, nie dla drużyny (śmiech).
– Pytam bo wcześniej grałeś nawet na Wembley, na jednym z najważniejszych stadionów piłkarskich na świecie. Niejeden kolega klubowy może tylko pozazdrościć.
– To było niesamowite i piękne uczucie. Nie dość, że taki obiekt, to jeszcze na trybunach blisko 80 tysięcy widzów, a stawką też eliminacje do EURO, choć osiem lat wcześniej. Ostatecznie przegraliśmy 0-2, ale nie zagraliśmy źle, wręcz przeciwnie. Pamiętam, że kibice rywali nas docenili, bo staraliśmy się jak mogliśmy, nie odpuszczaliśmy, walczyliśmy do końca, a oni taką grę szanują. Taką mają mentalność i kochają taki futbol.
– W pierwszym starciu tych kwalifikacji przeciwko Anglikom u siebie też się postawiliście, ale z tym spotkaniem wiąże się również bardzo ciekawa historia, ale już spoza boiska. Albowiem od razu po nim musiałeś wracać… do koszar.
– Tak było. A to dlatego, że odbywałem wtedy obowiązkową służbę wojskową. Miałem wówczas pozwolenie na treningi, ale w klubie i tylko na ten czas mogłem opuszczać koszary. Po otrzymaniu powołania piłkarski związek porozumiał się z armią i ustalono, że na czas zgrupowania reprezentacji mogę być poza jednostką, ale jak tylko się skończy mecz, to od razu mam wracać (śmiech). Żeby było jeszcze ciekawiej, długo myślałem, że w nim nawet nie wystąpię, ale swoją postawą przekonałem trenera i wystawił mnie w pierwszym składzie. Wszyscy zagraliśmy dobrze, niemniej zaraz po meczu przebrałem się już w mundur i wyszedłem w nim z szatni, co zauważyli zawodnicy i sztab Anglików, i co sprawiło, że chyba jeszcze bardziej nabrali szacunku do naszej drużyny. Tym bardziej, że przecież w meczu ledwo co wygrali 1-0.
– Grałeś też przeciwko Lionelowi Messiemu i reprezentacji Argentyny, pół roku przed tym gdy zdobyli mistrzostwo świata w Katarze. Zatem polska reprezentacja ci chyba niestraszna?
– Przede wszystkim to na początku byliśmy bardzo zaskoczeni, że przyjdzie nam mierzyć się z takim rywalem, bo to przecież nie jest takie łatwe zorganizować mecz towarzyski przeciwko Argentynie. To jest światowy top i wszyscy chcieliby z nimi się sprawdzić, ale naszej federacji jakoś się to udało. Nawet nie wiem jak, ale chyba nastąpił jakiś niesamowity splot okoliczności. Gdy usłyszałem o takiej możliwości, to początkowo nie uwierzyłem. Później, gdy już to potwierdzono, to przygotowywaliśmy się do tego meczu jak najbardziej na poważnie.
Ten sparing rozegraliśmy w hiszpańskiej Pampelunie na stadionie Osasuny. Przegraliśmy 0-5, a Lionel Messi strzelił wszystkie pięć goli, praktycznie nie szło go zatrzymać. To jednak, mimo wszystko, była pewnego rodzaju przyjemność zagrać przeciwko takiej drużynie i przeciwko takim graczom. Obserwowanie ich z bliska, jak się poruszają, jak myślą na boisku i wzajemnie się rozumieją, właściwie na pamięć, jakie mają pomysły na rozwiązanie akcji i jak to szybko wszystko robią, było niesamowitym przeżyciem. Tak dla mnie, jak i moich kolegów.
– Zostały jakieś pamiątki pozasportowe?
– Mam fotografie z niektórymi zawodnikami, ale z Messim koszulką się nie wymieniłem. Ale i tak mam sporo koszulek przedstawicieli innych reprezentacji, jak Romelu Lukaku z Belgii czy Raheem Sterling i Danny Welbeck z Anglii.
– To zejdźmy nieco na ziemię i wróćmy do Opola. Jak ci się u nas podoba?
– Bardzo, zarówno tutaj, jak i w Polsce. Opole to dla mnie bardzo komfortowe miasto, takie w sam raz. Nie jest ani za duże, ani za małe. Potrafię się tutaj porozumieć z prawie każdym, jak nie po polsku, to po angielsku. Jeśli gdzieś wyjdę na miasto, to ludzie mnie rozumieją i ja ich rozumiem. Co jest dla mnie niezwykle ważne, bo lubię się dobrze czuć tam, gdzie mieszkam.
– Jak lubisz tu spędzać czas poza piłką nożną?
– Różnie. Czasem dobrze jest po prostu pochodzić po Starym Mieście. A gdy np. przyjedzie do mnie rodzina, to lubię ją zabrać do parku nad Odrą czy do zoo. Fajne jest też to, że wszędzie jest tak blisko. Także jeśli chodzi o inne ładne miasta, jak Wrocław czy Katowice, gdzie można się dostać w godzinę.
– Wiesz już, czy zostaniesz tu na następny sezon?
– Na ten moment nie mam pojęcia. Zobaczymy, jak się wszystko ułoży, gdy zakończą się rozgrywki. Wówczas siądziemy do rozmów z władzami klubu i podejmiemy odpowiednie decyzję.
– Jakby nie było, z Odrą świetnie zaczęliście. Teraz jest gorzej. Jak oceniasz to, co za i przed wami w tym sezonie? Jak nastawiasz się na finisz?
– Wszystko układało się odpowiednio do 12. kolejki. Wtedy coś się zacięło, zaczęliśmy tracić sporo punktów, choć często nie musiało tak być. Tego roku kalendarzowego też nie zaczęliśmy źle, ale mogłoby być więcej punktów. Z drugiej strony 1. liga jest naprawdę trudna. Każdy zespół potrafi grać w piłkę i nawet jadąc do ostatniej ekipy w tabeli, trzeba się nastawić na ciężką walkę. Tak, jak to było w Sosnowcu przeciwko Zagłębiu. Choć myślę, że potrzebujemy jednego dobrego meczu na przełamanie i wtedy powinniśmy znowu zaskoczyć, tak, jak to było jesienią. Ze swojej strony też bym chciał bardziej pomóc drużynie, jak nie golami, to asystami. Na pewno spróbujemy jeszcze powalczyć o awans do ekstraklasy, choćby przez baraże, na co przecież wciąż mamy szansę. I to jest na ten moment najważniejsze dla mnie, a co dalej, to jeszcze zobaczymy.
Czytaj także: Złoty Kask 2024 w Opolu. Poznaliśmy listę startową, a na niej gwiazdy światowego żużla!