Trudno się jednak temu dziwić, skoro rywale przed tą kolejką byli tuż za podium czyli o pozycję wyżej niż podopieczni Tuomasa Sammelvuo, których wyprzedzali o jeden punkt. Taki stan rzeczy miał przełożenie także na sobotnie starcie.
Choćby w inauguracyjnej odsłonie. Co prawda przez większą jej część kędzierzynianie byli o krok do przodu czy nawet nieco więcej (9:6 lub 14:11 po kontrze Łukasza Kaczmarka), ale goście niemal do końca utrzymywali kontakt. Jak choćby wtedy gdy w aut na 19:18 uderzył Dmytro Paszycki. Dopiero na finiszu ci pierwsi zachowali więcej „zimnej krwi” i zwyciężyli do 22.
Po zmianie stron gra wyglądała podobnie, aczkolwiek w pewnym momencie wydawało się, że miejscowi wreszcie odskoczą. Wszak po kontrze Wojciecha Żalińskiego prowadzili 10:7, a niebawem było już 14:10 dla nich. Ekipa z Suwalszczyzny jednak nie odpuszczała i dość szybko praktycznie zniwelowała straty (15:14 dla Zaksy). Aż wreszcie doprowadziła do remisu (po 18). Od tego czasu mieliśmy już bój co się zowie, łącznie z grą „na przewagi”. Wówczas to przyjezdni mieli swoją szansę na triumf, ale nie dość, że jej nie wykorzystali to niebawem seta asem serwisowym zamknął Łukasz Kaczmarek (26:24).
W kolejnej partii mieliśmy kontynuację niezwykle zaciętej rywalizacji, choć tym razem to przyjezdni starali się nadawać jej ton. Było choćby 6:4 dla nich czy 14:13 po asie Bartosza Filipiaka. Niemniej do stanu 18:18 gra praktycznie toczyła się punkt za punkt. Wtedy to jednak miejscowi zaczęli coraz bardziej wykazywać się w polu zagrywki. Tak czy inaczej z kolejnych 10 akcji wygrali siedem i tym samym triumfowali przewagą czterech piłek.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Ślepsk Malow Suwałki 3:0 (25:22, 26:24, 25:21)
ZAKSA: Janusz (1), Śliwka (18), Wiltenburg (5), Kaczmarek (15), Żaliński (10), Paszycki (11), Shoji (libero) oraz Staszewski.