Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle broni tytułu w Lidze Mistrzów
Gospodarze kapitalnie weszli w mecz, wszak szybko było 5:1 dla nich. Dzięki temu później mogli już trzymać „rękę na pulsie”. Jakby tego było mało, po jednym z udanych ataków Aleksandra Śliwki odskoczyli na siedem punktów (12:5). To pozwoliło im potem mniej lub bardziej kontrolować wydarzenia na parkiecie. Niemniej kibice w hali Azoty mogli mieć małe wątpliwości co do happy endu gdy ich pupile w na finiszu prowadzili już „tylko” 23:21. Na szczęście kiedy trzeba było zrobili swoje i ostatecznie triumfowali przewagą trzech piłek.
Rozochoceni jednak niezłą końcówki przyjezdni dobrze rozpoczęli drugą odsłonę i w pewnym tablica wyników wskazywała 7:4 na ich korzyść. Od tego momentu cztery kolejne akcję padły już łupem podopiecznych Tuomas Sammelvuo i wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Niemniej potem zaczęła się prawdziwa walka „oko za oko”. Żadna z ekip nie zamierzała odpuszczać. I tak było niemalże do samego końca. Dopiero od stanu 21:20 miejscowi przechylili na swoją szalę trzy piłki z rzędu, co dało im komfort w decydującym momencie. Na tyle, że wykorzystali drugą piłkę setową.
Trzecia partia, tak jak większość drugiej, długo była bardzo wyrównana. Cały czas jednak jakby „krok z przodu” byli goście. Dopiero gdy w ich szeregach najpierw w aut zaatakował Łukasz Wiese, a po chwili zablokował go Dmytro Paszycki to kędzierzynianie wreszcie nieco „odskoczyli”, bo było 20:18 dla nich. Kto jednak myślał, że teraz mają już „z górki” to mocno się przeliczył. Siatkarze z Karlovych Var szybko wyrównali, a po dłuższej wymianie ciosów doszło do gry na przewagi, gdzie już to oni zachowali więcej „zimnej krwi” triumfując 26:24.
Czwarta część to w znacznej mierze zabawa w „kotka i myszkę”. Niestety, gonić musieli przedstawiciele naszej ekipy. Rywale bowiem trzy razy dość mocno im odskakiwali. Najpierw na 5:2, następnie było 14:10, aż wreszcie 19:16. O ile w dwóch pierwszych przypadkach miejscowi dość szybko wyrównali, o tyle za trzecim razem wydawało się, że tie break jest nieunikniony. Na szczęście jeszcze raz podjęli rękawice i niebawem mieliśmy remis po 21. Mało tego, jeszcze szybciej wyszli na prowadzenie 24:22 i mieli dwie piłki meczowe… obu jednak nie wykorzystali! Wtedy jednak ciężar gry na siebie wziął Adrian Staszewski. Najpierw zapunktował z akcji, po chwili z pola serwisowego i ZAKSA zwyciężyła, a on mógł odebrać nagrodę MVP!
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – CEZ Karlovarsko 3:1 (25:22, 25:21, 24:26, 26:24)