Dziwić tylko w tej sytuacji może, jak wielki strach musi budzić Jarosław Kaczyński wśród opolskich posłów i posłanek Zjednoczonej Prawicy, że nikt z nich nie odważył się mu powiedzieć, iż wstawki o Niemcach na Opolszczyźnie brzmią szczególnie dziwnie i nie na miejscu. Bo o barwnym regionie i jego cennej różnorodności z racji Niemców, Ślązaków, kresowian, a także górali mówi się u nas dzieciom już od przedszkola.
Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego było anachroniczne, ale i złowrogie. Bo jak przyjąć tutaj słowa, że „Niemcy chcą nas zniewolić”? Przecież mniejszość niemiecka jest tutaj od stuleci. To nasi sąsiedzi, znajomi, a często przyjaciele i rodzina, bo powstało wiele mieszanych małżeństw.
Od mojego dziadka Jana i jego syna, a mojego taty, który jako 6-letni półsierota w 1945 roku pierwszym transportem repatriantów wjechał na Opolszczyznę, dostałam przekaz, że trzeba zrobić wszystko, żeby przed progiem domu nie mieć wroga, a sprzymierzeńca i przyjaciela. Co na kresach z powodzeniem praktykowano, obchodząc dwa razy do roku święta Bożego Narodzenia i tyleż razy Wielkanoc.
Nowy Rok też był podwójny, a wszystko za sprawą kalendarza, tego prawosławnego i katolickiego, bo Polak prawie zawsze to był katolik, a Ukrainiec to grekokatolik lub prawosławny. Więc tam, na Kresach, przed progiem, razem z sąsiadem smakowało się „pośne gołąbki hreczane”, na Wielkanoc w zawodach „kaczało” pisanki, raczyło się swojską śliwowicą i wiśniówką. Tak było, zanim politycy się w to nie wmieszali ze swoją złą ideologią i nienawiścią, sącząc ludziom jad w serca.
Mój dziadek mawiał też, że góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem zawsze znajdą drogę do siebie. Byleby od ich relacji politycy trzymali się z dala. To pokolenie szczególnie doświadczyło, czym kończy się szczucie jednych przeciwko drugim.
Politycy, szczególnie ci z Opolszczyzny, skoro już to wszystko wiedzą, powinni być mądrzejsi, a powtarzają bzdury prezesa. Robiąc coś, co w przeszłości tragicznie się zakończyło.