– Ciężko w to uwierzyć. To jakieś nieporozumienie, proszę coś z tym zrobić – mówi do reporterki „O!Polskiej” pan Bolesław, który z małżonką przyszedł na zakupy do sklepu papierniczego Stalówka w Opolu, ale natrafił na tabliczkę „sklep w likwidacji”.
– Przychodzimy tu od lat po skoroszyty, wkłady do długopisów, taśmy, koperty, różnego typu papiery i wszystkie inne podobne rzeczy potrzebne i w domu, i w biurze… Jak można zlikwidować jedyny tego typu sklep w mieście wojewódzkim – denerwuje się mieszkaniec Śródmieścia.
– Nie przychodziliśmy tu tak często, ale zawsze wiedzieliśmy, że jak czegoś potrzeba, to tu będzie wszechstronny wybór – dodaje jego żona Urszula.
Stalówka w Opolu znika po ponad 30 latach
– W 1992 roku otworzyliśmy z mężem pierwszą siedzibę Stalówki przy ulicy Damrota. A dwa lata później ruszył punkt przy ulicy Krakowskiej – mówi Jolanta Kołaczyńska, właścicielka Stalówki.
Wspomina, że na początku lat 90. otwierało się dużo małych i średnich firm.
– Na Damrota zaczynaliśmy z asortymentem dla biur, ale artykuły papiernicze i szkolne były naturalnym poszerzeniem oferty przez bliskość szkoły – wspomina szefowa Stalówki.
– To były zupełnie inne czasy. Nie było komputerów. Ludzie przychodzili, pili kawę i czekali na ręcznie wypisaną fakturę – opowiada. – Przez lata eksperymentowałam z doborem produktów wsłuchując się w głosy klientów. To oni wielokrotnie mówili, jakich produktów poszukują, co by się przydało…
Jolanta Kołaczyńska wyszkoliła wielu sprzedawców.
– Klient lubi być rozpoznawalny, lubi wysłuchać rad, poleceń produktów, lubi po prostu porozmawiać. Dziś taki styl obsługi jest już rzadkością. Za to nas na pewno doceniano, za to do nas wracali. Wielu ludzi poznaje mnie też na ulicy, zaczepia na pogawędkę. Stalówka przez te lata stała się czymś więcej niż zwykłym sklepem papierniczym w Opolu – uważa.
„Polski Ład zniszczył małe i średnie firmy”
Jolanta Kołaczyńska mówi, że pierwsze zwiastuny problemów w biznesie pojawiły się jeszcze przed pandemią.
– Myśmy i tak naprawdę przetrzymali ten biznes. Zagraniczni klienci, z Niemiec, Włoch czy Francji, którzy u nas bywali już 15 lat temu, to przecierali oczy ze zdumienia, oglądając nasz asortyment – opowiada.
– To dlatego, że na Zachodzie takie wielkometrażowe sklepy, jak Stalówka w Opolu, dawno wyszły z mody. Pozostały mniejsze albo np. duże kioski ruchu, gdzie jest jakiś dział papierniczy. Oczywiście wyparł nas także internet, szczegółowy opis produktów, wygoda użytkowania. Nie dziwię się ludziom w ogóle, to naturalny proces – opowiada.
Właścicielka mówi, że później do likwidacji sklepu przyczyniła się pandemia i rosnące koszty. Ale także nieprzemyślane podwyżki, skomplikowane i nielogiczne przypisy.
– Przez osiem lat Polski Ład bardzo zniszczył małe i średnie przedsiębiorstwa. Mieliśmy kontrolę za kontrolą, nie nadążaliśmy za zmianą przepisów. Nie tylko my. W końcu nadszedł moment, że skończyły się nam pomysły na utrzymanie tego sklepu. Trzeba było ciągle dokładać. Cieszę się, że udało mi się prowadzić to miejsce do emerytury. Czas odpocząć – kończy.
Czytaj też: Koniec kultowego sklepu w Opolu. Półki już świecą pustkami
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania