Pionier w Prudniku, jako dostawca dla branży motoryzacyjnej, ma dwa zakłady produkcyjne: macierzysty prowadzący działalność od 1951 roku w centrum miasta, przy ul. Batorego, oraz drugi – w strefie przemysłowej, wybudowany w 2020 roku.
Powódź z 15 września zalała dużą część Prudnika, w tym właśnie rejon ronda i ulicy Batorego. Pionier ma tam dwa wydziały lakierni, wydział tłoczni, zgrzewalni i montażu ręcznego.
– Dlatego z dniem powodzi nasz pierwszy zakład utracił jakiekolwiek zdolności operacyjne. W szczytowym momencie woda wewnątrz doszła do wysokości do 1,8 metra, zalewając wszystkie nasze maszyny – relacjonuje Tomasz Kuszła, prezes Pioniera.
Obecnie firma jest na etapie przywracania procesów produkcyjnych.
– Niestety ponad 90 proc. sprzętu kwalifikuje się na złom. Straty w tym zakresie to ponad 14 mln zł. Konieczna będzie ich wymiana na nowe – mówi prezes Kuszła.
To jednak nie wszystko. Powódź zalała też budynki, materiały produkcyjne, mienie klientów. Dlatego też wszystkie straty zamkną się w kwocie około 20 mln zł. Mimo to prezes Spółdzielni Pionier w Prudniku mówi, że firma jest zdeterminowana do podniesienia się szkodach, jakie wyrządził niszczycielski żywioł.
Już dzień po powodzi odpompowano wodę, a po pierwszym tygodniu od zalania, wszystkie hale udało się oczyścić, wywieźć szlam i śmieci. – Mowa tu o ponad 20 tonach samego szlamu – wspomina prezes.
Pionier w Prudniku. Produkcja stoi, ale ludzie wciąż pracują
Firma zatrudnia łącznie blisko 200 osób – większość, bo ponad 120, pracuje na starym zakładzie. Mimo katastrofy powodziowej i przestoju w produkcji, firma wypłaca pełne wynagrodzenie pracownikom. Jak na razie, redukcji zatrudnienia nie przewiduje.
– Angażujemy ludzi do przywrócenia zakładu do pracy. Rozkręcają, czyszczą, suszą maszyny. Obecnie udało się uruchomić tylko pojedyncze egzemplarze, te które jeszcze do czegoś się nadawały. Dlatego też nasze przychody od powodzi są niższe o ok. 50 proc. – wylicza Tomasz Kuszła.
Warto zaznaczyć, że ponad połowę załogi Pioniera stanowią osoby niepełnosprawne.
– Właściciele zdecydowali, że chcą zakład odbudować i gwarantować wszystkie miejsca pracy – zastrzega prezes.
Pioniera w Prudniku. Konieczna relokacja
Tomasz Kuszła podkreśla, że odbudowa firmy jest możliwa, choć pochłonie ogrom środków. Mimo to, postawienie nowych maszyn w tym samym miejscu nazywa „biznesowym samobójstwem”.
– Nie wyobrażamy sobie, że stare zalane maszyny zastępujemy nowymi dalej w siedzibie na Batorego. Nikt tego już więcej nie ubezpieczy. Biorąc pod uwagę obecne zmiany klimatyczne, trudno przewidzieć kiedy nastąpi podobna powódź. Na szczęście obecnie większość środków uda się odzyskać z ubezpieczenia, ale i tak nie pokryjemy nimi wszystkich potrzeb. A proces likwidacji szkód może potrwać nawet rok – stwierdza.
W związku z tym Pionier chce połączyć oba zakłady w Prudniku i przenieść produkcję na bezpieczny teren strefy przemysłowej.
– Takie działania wewnętrznie już podjęliśmy. W 2020 własnymi środkami zakład na terenie strefy budowaliśmy z planem 20-letnim. Jego założenia przewidywały, że przeniesiemy tu całość produkcji. Życie te plany zweryfikowało. Bo o ile pieniądze na odbudowę miejsc pracy i maszyn będą, to nie wystarczy na przeprowadzkę – mówi prezes Kuszła.
Bez pieniędzy z rządu przeprowadzka się nie uda
Dodaje, że sam koszt budowy hali wyniesie kilkanaście milionów złotych. A dziś to przekracza budżet Pioniera. Prezes zapowiedział, że o ile firma otrzymała już wsparcie na eliminację skutków powodzi ze starostwa i urzędu gminy, będzie wnioskować o wsparcie państwowe na konieczną transformację zakładu.
– Lokalnie tych pieniędzy nie jesteśmy w stanie załatwić. Wszystko po to, by ograniczyć skutki podobnych powodzi w przyszłości – kończy prezes Kuszła.
Czytaj też: Powiat kędzierzyńsko-kozielski: Jest chemia, jest biznes
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.
