Kaczyński rządził jak car, ustanowił system doboru kadr, nagród i kar dla wiernych i niewdzięcznych, podziału łupów oraz prymatu interesu partii nad dobrem publicznym. W efekcie powstało dziadowskie państwo, przeżarte korupcją, kolesiostwem, niekompetencją, nieudolnością oraz brakiem odpowiedzialności. W skali większej niż za PRL, której Jarosław Kaczyński jest wykapanym dzieckiem. Dzieckiem dziadowskiego państwa PiS jest sędzia Tomasz Szmydt.
Kiedy to piszę, nie wiadomo jeszcze na pewno, czy to szpieg, ale zdrajca poza wszelką wątpliwością. Oczywiście, szpiedzy i zdrajcy zdarzają się w każdym państwie, nawet najbardziej demokratycznych wedle zachodnich standardów. Ale dziadowskie państwo PiS stało się wyjątkowo atrakcyjnym łowiskiem dla rosyjskich i białoruskich służb. Bo najlepiej się łowi w mętnej wodzie, gdzie „okazów” pływa dużo.
Przyczyny są dwie. Pierwsza to wspomniany wcześniej dobór kadr, promujący BMW, czyli biernych, miernych, ale wiernych – wobec partii i jej prezesa. Efekt widzieliśmy przez osiem lat władzy PiS. Na niespotykaną po 1989 roku skalę stanowiska dostawali i kariery oraz pieniądze robili ludzie, którzy nie zaistnieliby publicznie w normalnych warunkach.
Ilu jest takich, jak sędzia Tomasz Szmydt?
Ludzie o wątpliwych kwalifikacjach zawodowych i moralnych, z niejasną przeszłością, niekiedy z brudem za paznokciami. Na których można było mieć „haki”. To było na rękę prezesowi Kaczyńskiemu, bo owe haki dawały mu możliwość kontroli i egzekwowania bezwzględnego posłuszeństwa. Tyle, że jeśli ich „słabości” były znane prezesowi, to wcześniej czy później przestawały być one tajemnicą dla obcych służb.
Druga przyczyna to wybicie zębów polskim służbom. Czystki, upartyjnienie, demoralizacja drastycznie obniżyły skuteczność wszelakich agencji na trzy litery. Na dodatek, bardziej niż zewnętrznymi zagrożeniami zajmowały się one tymi, których Jarosław Kaczyński uznawał za przeciwników swojej władzy. I nawet kiedy służby przed kimś lub przed czymś ostrzegały, było to rzucanie grochem o ścianę, jeśli w sprawę był zamieszany faworyt prezesa. No bo jaki skutek przyniosły raporty w sprawie sprzedaży Lotosu, szemranej spółki Orlenu w Szwajcarii, umowy w sprawie budowy małych elektrowni jądrowych, czy afery wizowej?
Dlatego teraz od pytania, dlaczego sędzia Tomasz Szmydt zdradził, istotniejsze jest to, ile jeszcze takich Szmydtów w Polsce jest. W biznesie, wojsku, administracji, policji, prokuraturze, ale i w samych służbach. Bo to naiwność sądzić, że było tylko jedno zgniłe jabłko w tej skrzynce zostawionej przez PiS.
Czytaj także: Tomasz Piątek: PiS to polityczna mafia, która pcha nas w objęcia Rosji
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.