Rząd zabrał miliony na naukę niemieckiego
W minionym roku rząd ograniczył finansowanie niemieckiego jako języka mniejszości. Tygodniowy wymiar tych zajęć zmniejszył się z trzech godzin lekcyjnych do jednej. Z inicjatywą wyszedł opolski poseł Suwerennej Polski Janusz Kowalski, który po jej przeforsowaniu grzmiał o „przywracaniu symetrii w relacjach polsko-niemieckich”.
Ruch ten dotyczył tylko nauki niemieckiego. Finansowanie dla innych języków mniejszości nadal umożliwia organizację trzech godzin zajęć tygodniowo. Dlatego działacze MN nazywają tę sytuację dyskryminacją.
Pieniądze zabrane polskim dzieciom na naukę niemieckiego w kraju miały być przeznaczone na naukę języka polskiego dla dzieci Polonii w Niemczech.
W samym 2022 roku na język niemiecki w Polsce „ucięto” 40 mln zł. Ale – jak wylicza „DW” – w tym roku na wspomniany cel w Niemczech wydano do tej pory około 5 mln zł. Potwierdził to Tomasz Rzymkowski, wiceminister edukacji.
– To pokazuje jednoznacznie, że cała dyskryminacja oparta jest na jednym wielkim kłamstwie. To też dowód na to, że mniejszość wykorzystuje się do szerszych rozgrywek politycznych – mówi Rafał Bartek, lider MN.
– Przedstawiciele obozu rządzącego prowadzili narrację, że w Niemczech nie finansuje się zajęć z języka polskiego. Dodatkowo pieniądze odebrane polskim dzieciom na naukę języka niemieckiego będą przeznaczone właśnie na ten cel. Tymczasem potwierdziło się to, że państwo polskie nie jest w stanie tych pieniędzy wydać. Szczególnie, że w landach już wcześniej były możliwości nauczania języka polskiego dla Polonii. Tyle, że sami rodzice często o to nie wnioskują i nie zapisują dzieci na takie zajęcia.
Rafał Bartek: Co się dzieje z tymi pieniędzmi?
Lider MN działania rządu nazywa „szukaniem sztucznego wroga”.
– Najgorsze jest to, że obecna sytuacja dotyka bezpośrednio około 55 tys. dzieci w Polsce – podkreśla Bartek. – Odebrano im możliwość poszerzania horyzontów. I to tym powinni zajmować się polscy ministrowie oświaty. Polskimi dziećmi, którym wyrządzono krzywdę. A nie wprowadzaniem opinii publicznej w błąd.
Lider MN zwraca też uwagę, że rzecz dotyczy 40 mln zł, jakie zabrano na naukę niemieckiego tylko w 2022 roku.
– Wedle szacunków, w tym roku to już 120 mln zł – zaznacza. – Pytanie, co więc dzieje się z tymi pieniędzmi.
Opole dołoży pieniędzy na język niemiecki
W tym wszystkim MN spotkało ostatnio pozytywnie zaskoczenie – przez władze Opola. Kilka dni temu prezydent Arkadiusz Wiśniewski poinformował, że od nowego roku szkolnego miasto wyłoży pieniądze, dzięki którym dzieci uczące się niemieckiego jako języka mniejszości zyskają dodatkową godzinę zajęć tygodniowo. Dotyczy to około 3,5 tys. uczniów z Opola.
– To język, którego dobra znajomość w dużym stopniu wykorzystywana jest w gospodarce miasta. Wiele firm lokuje się w Opolu właśnie dlatego, że sporo osób biegle włada językiem niemieckim – mówi Adam Leszczyński, rzecznik opolskiego ratusza.
Zaznacza, że rodzice dzieci dotychczas uczęszczających w szkołach w Opolu na te lekcje nie muszą wypełniać dodatkowych dokumentów. Ich dzieci będą tą dodatkową godziną objęte „z automatu”. Roczny koszt tego rozwiązania to około 800-900 tys. zł.
Mniejszość prowadzi specjalny projekt
Dodajmy, że w międzyczasie mniejszość prowadziła zapisy dzieci do specjalnego projektu. W jego ramach dzieci będą mieć dodatkowe godziny języka niemieckiego. Przy czym lekcje te nie będą kończyć się oceną. Natomiast będą to zajęcia dodatkowe, po których uczestnicy otrzymają certyfikaty.
– Inicjatywa Opola nie koliduje z naszymi projektami. Ponieważ one mają kompensować dzieciom braki spowodowane decyzjami szefostwa MEiN – zaznacza Rafał Bartek.
Podsumowując. W minionym roku szkolnym szereg opolskich samorządów z własnej kasy wykładał pieniądze na dodatkowe godziny języka niemieckiego. Wszystko po to, by dzieci miały dwie bądź trzy godziny zajęć tygodniowo.
Czytaj też: Petycje ws. powiększenia Opola i nauki języka mniejszości w Brukseli. MN: To nasz sukces