MUNDIAL 2022
– Zabrzmi nieco szekspirowsko, ale „lepiej grać słabo i grać dalej, czy pięknie i odpaść”?
– Pod względem sportowym to myślę, że każdy piłkarz wolałby sięgać po złote medale niż zajmować czwarte miejsce. Przez pryzmat naszej drużyny należy też patrzyć na to, że wyszła z grupy po 36 latach przerwy. Niemniej, jest nad czym pracować. Kilku zawodników pokazało się z dobrej strony, kilku mogło pokazać się z lepszej, bo mundial jest raz na cztery lata, a i ciężko tam się dostać. Najważniejsze jednak, że graliśmy w 1/8 finału. Niektórym to się nie udało, takim ekipom, jak Niemcy, Urugwaj, Dania, Belgia… ale też nie ma co spoglądać na innych. Trzeba patrzeć na siebie i myśleć choćby, jak poprawić różnego rodzaju kwestie, np. związane szczególnie z grą ofensywną, z kreowaniem sytuacji bramkowych.
– Kanada w ofensywie mogła się podobać, ale w obronie – katastrofa. To też kolejne potwierdzenie, że wielkie turnieje podbija się defensywą.
– To prawda. Niemniej trzeba też pamiętać, że wiele meczów było pięknych, widowiskowych i ta Kanada świetnie atakowała, poruszała się po boisku, ale nie zdobyła żadnego punktu. A za wartość artystyczną punktów się nie przyznaje. Zatem w naszym wykonaniu „kroczek do przodu”, ale chciałoby się więcej.
– To czego zabrakło z Francją?
– Mecz z tym rywalem wyglądał znacznie lepiej niż z Argentyną, ale ja ubolewam szczególnie z jednego powodu. Chciałbym zobaczyć, co by było, gdyby Piotr Zieliński wykorzystał tę sytuację meczową. O tym jednak już się nie przekonamy. W meczach przeciwko rywalom tej klasy takie piłki musisz posłać do siatki. Nie strzelasz, to zaraz dostaniesz.
– Tym bardziej, że Francuzi wyszli na prowadzenie zaraz po tej „setce”.
– Tak. Jakby tego było mało, ten drugi gol dla nich był finałem akcji, którą Polacy mieli pod ich bramką. To oni zastosowali tą słynną „lagę” do przodu. Poszli trzech na trzech, w naszych szeregach zabrakło asekuracji. Do tego Kylian Mbappe strzelił mocno niekonwencjonalnie, w bliższy mu róg, a przy tym z tzw. krótkiej nogi.
– Czas paru piłkarzy chyba dobiegł końca…
-To już oni sami powinni odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jeszcze coś mogą dać reprezentacji? Szczególnie serce, bo tu trzeba z siebie wykrzesać duże pokłady energii, żeby pokazać się na wysokim poziomie, szczególnie na mistrzostwach świata. Niektórzy z nich zdają się być już spełnieni. Z drugiej strony, tacy piłkarze jak Lionel Messi czy Luka Modrić cały czas chcą więcej. Trzeba sobie zadać pytanie, co ich motywuje. Dojrzałość piłkarska też czasem polega na tym, że trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć „stop”, a czasem ktoś postanawia, że ten ostatni raz angażuje się na 100 procent.
– To kto, lub co, jest na plus, poza awansem do 1/8 finału? Poza, rzecz jasna, Wojciechem Szczęsnym.
– Moim zdaniem układ Bartosz Bereszyński i Matty Cash na bokach obrony się sprawdził. Przecież pamiętajmy, przeciwko komu grali. Kylian Mbappe i Ousmane Dembele to elita piłki nożnej, a nasza dwójka dawała sobie z nimi radę. Czy nawet patrząc wyżej, to od dwójki bocznych defensorów Julesa Kounde i Theo Hernandeza nasi skrzydłowi Jakub Kamiński i Przemysław Frankowski także długo zbytnio nie odstawali. Było minęło, szkoda. Teraz musimy się skupić na eliminacjach do mistrzostw Europy, które rozpoczynają się już w marcu. Na początek ważne mecze z najtrudniejszymi rywalami, czyli z Czechami i Albańczykami. Trzeba dobrze zacząć kwalifikacje.
– Pozostawiłby pan Czesława Michniewicza na stanowisku?
– Nie wiem, naprawdę. Na szczęście nie do mnie należy ta decyzja (śmiech). Jego umowa obowiązuje do końca tego roku. Zgodnie ze statutem Polskiego Związku Piłki Nożnej, prezes Cezary Kulesza może samodzielnie podejmować decyzję o jej niepodpisaniu bądź przedłużeniu. Myślę, że ma dobrą intuicję i czucie pewnych spraw. Wbrew wielu opiniom przecież postawił na tego selekcjonera i najpierw awansowaliśmy na mundial, a następnie wyszliśmy z grupy. Wierzę że i teraz podejmie właściwą decyzję
– Kwestię kiepskiego stylu stopniowo przykrywa „afera premiowa”.
– To jest problem natury słów pana premiera Mateusza Morawieckiego. Nie byłem obecny przy tych spotkaniach, więc trudno mi się wypowiedzieć.
– Wracając do mundialu, to na pewno przykuwa uwagę świetny poziom zmagań.
– Będąc tam na miejscu byłem zachwycony tempem gry piłkarzy, szybkością, mobilnością, kreatywnością. Pod względem sportowym przy tych mistrzostwach postawiłbym duży plus.
– A pod względem organizacyjnym?
– Wszystko dopięte na „ostatni guzik”. Stadiony piękne i klimatyzowane, poza jednym. Na każdym kroku mnóstwo wolontariuszy, logistyka na świetnym poziomie. Choćby dojazd autobusem, czy metrem na poszczególne obiekty, tak, że jeśli posiadało się wejściówki, to można było zobaczyć sporo meczów i drużyn, bo te były niedaleko siebie. Metro dojeżdżało do każdego z nich, poza Al Bayt, czyli tym „stadionem-namiotem”. Tam jednak z centrum można było się dostać autobusem. Mankamentem było tylko to, że to kosztowne wydarzenie dla wielu kibiców. Niemniej, kraje Ameryki Południowej dopisały, ale tam to jest święto piłki nożnej. Gdy rozmawiałem z fanami z tej części świata, to wielu przyznawało, że zaczynali zbierać pieniądze na wyjazd na długo przed startem. Bo dla nich to jest religia. Trochę mniej było natomiast kibiców z Europy.
– Jak wrażenia spoza trybun? Czuć było tę atmosferę „na mieście”?
– My trochę mieszkaliśmy poza centrum, ale ci, którzy byli bliżej, opowiadali, że na początku było „tak sobie” i trochę sztywno. Niemniej, z dnia na dzień to się rozkręcało i nawet strefy kibica mocno ożyły. Organizowano tam różnego rodzaju pokazy elektroniki, czy iluminacje. Pod tym względem później już było coraz lepiej.
– Jak przyjmowani byli Polacy? I piłkarze, i kibice?
– Wszyscy znali Roberta Lewandowskiego, choć z biegiem czasu wszystkim dał się poznać dobrze Wojciech Szczęsny. Nasi fani też się fajnie wkomponowali i zostali miło przyjęci. Nie było żadnych nieporozumień.