Bogusław Mrukot: W PRL, na przełomie lat. 70. i 80., był taki dowcip „Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery”. Ile wystarczy teraz, żeby zimą Polska stanęła?
Krzysztof Kilian: Nie chcę tu być takim złym prorokiem, ani dobrym. Czy czeka nas sroga, czy łagodna zima, tego nie wiem. Na pewno będą kłopoty. Ale to już widzimy, chociażby po cenach energii elektrycznej i gazu.
No właśnie, samorządy mają płacić o kilkaset procent więcej za energię elektryczną. Czy to normalne? Przecież nagle przez pół roku prąd nie zdrożał o 700 procent.
– Pytanie jest proste, a odpowiedź długa i nie zawsze prosta. Polska jest częścią jednolitego europejskiego rynku energii, w którym cenę energii elektrycznej wyznacza się za pomocą systemu tzw. ceny krańcowej. Ten sposób wyceny polega na tym, że porównujemy tylko koszty zmienne, a kosztem zmiennym w dziewięćdziesięciu kilku procentach jest wartość paliwa. Czyli w przypadku np. fotowoltaiki czy wiatru koszt paliwa jest zero. Woda już coś tam kosztuje, paliwo jądrowe trochę więcej, potem jest węgiel brunatny, a na końcu węgiel kamienny lub gaz. Teraz jest gaz, tak więc wartość gazu użytego do wyprodukowania jednej megawatogodziny – plus koszt CO2, jeżeli jest, a w przypadku węgla i gazu jest – wyznacza cenę krańcową prądu, która pojawia się na giełdzie.
Ale wyższa aż o 700 procent?!
– Tak, bo gaz bardzo podrożał i megawatogodzina energii wytworzona przy pomocy gazu kosztuje od 2 do 2,5 tys. zł, chociaż to nie dotyczy Polski. W Polsce to węgiel wyznacza wartość kosztu krańcowego.
Rozumiem, że jeśli ktoś produkuje prąd o połowę taniej, to teraz może go sprzedawać po cenie bliskiej krańcowej, bo rynek jest tak wygłodzony, że wchłonie wszystko.
– Tak zbudowany jest ten model. On się pojawił w latach 80. ubiegłego wieku, żeby stworzyć konkurencyjny rynek energii elektrycznej. Ale ten model był zbudowany na czasy, kiedy wszystko gra, kiedy wszyscy stosują te same metody i wszyscy szanują reguły gry.
Putin postanowił nie szanować, gazu użył jako broni.
– Już na kilka miesięcy przed wojną były kłopoty z gazem, bardzo zdrożał i było widać, że system ceny krańcowej ulega zaburzeniu i nie będzie oddawał tego, co naprawdę dzieje się na rynku. I teraz gaz, który podrożał gwałtownie, wyznacza nam tzw. krańcowy koszt, od którego obliczana jest z kolei wartość energii elektrycznej. Nie wiem, dlaczego nikt tu nie podjął próby odcięcia akurat tych kosztów krańcowych, bo my jesteśmy w takiej sytuacji…
Myśli pan o państwie polskim?
– Tak. O rządzących. Niektóre kraje już przed atakiem Rosji na Ukrainę zaczęły tworzyć różne plany awaryjne, kryzysowe. Najlepszym przykładem są Hiszpania i Portugalia. One mają dość zrównoważony miks, czyli dużo energii jądrowej, dużo OZE, ale jedna czwarta energii pochodzi z gazu. I ten gaz zaczął oddziaływać bardzo negatywnie na ceny prądu. Już w maju Hiszpania i Portugalia wystąpiły do Komisji Europejskiej, że chcą odłączyć swoją cenę od ceny gazu, czyli od tej ceny krańcowej, i wspólnie wyznaczyć stałą, niższą cenę prądu dla gospodarstw domowych i biznesu.
I co?
– Unia się zgodziła. To kosztuje oczywiście, Portugalia i Hiszpania zapłacą 8,4 mld euro swoim wytwórcom energii, żeby utrzymać akceptowalne ceny dla gospodarstw domowych i biznesu, co oznacza np. powstrzymanie fali bankructw, czyli wzrostu bezrobocia i różnych negatywnych skutków. Oczywiście, to nie może trwać w nieskończoność, ale mówimy teraz o nadchodzącej zimie i przygotowaniu na te kilka, kilkanaście miesięcy, aby przejść kryzys w miarę suchą nogą. I to się nazywa pomoc publiczna, racjonalna i rozsądna, nie tak, jak w przypadku Polski, że damy każdemu po trzy tysiące złotych. Pytanie jest: a muszę kupić węgiel? Nie, no ważne, żebyś wziął te trzy tysiące. To nadal nie załatwia sprawy, bo mamy trzy tysiące, ale i tak nie mamy węgla.
No i mamy bardzo drogi prąd.
– Ja panu coś powiem. My wydobywamy węgiel, jako jeden z nielicznych krajów w Europie. A ponieważ gazu mamy niewiele, to głównie węgiel decyduje, z niego powstaje 75-80 procent energii elektrycznej w Polsce. Ten węgiel był sprzedawany po 200-250 zł za tonę do polskich elektrowni i cenę krańcową powinniśmy przyjąć w tej wysokości. Dzisiaj cena węgla energetycznego to około 325 zł. Ale nasi organizatorzy rynku energii elektrycznej, choć nie musieli, przyjęli cenę krańcową węgla z giełdy ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia), czyli 250 dolarów za tonę, a więc 1250 zł. Bo taki węgiel pojawia się też w zakupach dla polskich elektrowni. To nam warunkuje natychmiast cenę naszej energii elektrycznej. Mamy 1250, a moglibyśmy przyjąć 250. Myśmy się zapakowali w te ceny zachodnie, przy niewielkiej ilości węgla sprowadzanego z zagranicy dla polskiej energetyki, około 10 procent. Nasz rząd w takiej sytuacji wyjątkowej, jaka jest teraz, powinien zwrócić się do KE o zgodę na zastosowanie przewag, które mamy na swoim rynku, czyli węgla. Czyli jedziemy tą ceną, która jest na naszym rynku, ta cena jest ceną maksymalną.
- Kto zarabia na obecnym systemie?
- Czy działania rządu są spóźnione?
- Skąd niechęć władzy do odnawialnych źródeł energii?
- Czy grozi nam najniższy, 20. stopień zasilania i brak prądu w gniazdkach?
- Dla kogo może zabraknąć węgla?
Odpowiedzi na te i inne pytania w dalszym ciągu artykułu „Prąd może być tańszy,
jak rząd się obudzi”. Przeczytasz go w e-wydaniu tygodnika „Opolska”. Kup e-wydanie!