Zima 1944/1945 w Schwarzengrund była mroźna, cały staw przypałacowy rezydencji rodziny Schaffgotschów zamienił się w wielką taflę lodu. Ponure otoczenie i stacjonujące wojsko niemieckie zabiły radość tego miejsca.
Dla 17-letniego Hansa Ulricha Schaffgotscha, prawnuka hrabiny Joanny Schafgotsch, pałac wyglądał na obcy. Jego własny dom, w którym się urodził i bawił, nie miał już tego radosnego nastroju.
Limity przyznanego węgla były śmiesznie małe na ogrzanie tego wielkiego gmaszyska. Właściciele kopalń też mieli reglamentowane czarne złoto. Lepiej do zamieszkania nadawała się dawna Willa Zarządu dóbr dominium kopickiego, nazywana pałacykiem zimowym. To tam po śmierci swojego męża w 1943 roku przeprowadziła się grafini Sophia, tam można było swobodnie i bezpiecznie rozmawiać.
Niestety, zmiany, które przyniósł narodowy socjalizm, wymuszały posłuszeństwo ideologiczne nawet na warstwach wyższych. Strach padł na całą rodzinę Schaffgotsch w momencie aresztowania ich kuzyna Johannesa von Francken-Sierstorpffa i jego żony. Nie pomagały wstawiennictwa i najlepsi dostępni prawnicy. Jego postawa wielkiego katolika i uczciwego człowieka spowodowała aresztowanie go przez gestapo i skazanie na trzy lata obozu koncentracyjnego w Brzegu.
Świat, który stworzyła jego starka Heinschen i jej mąż Hansi, zmienił się diametralnie. Nawet prace dawnych gartenmaistrów kopickich zubożały i stawały się mało atrakcyjne.
Liberatory nad Kopicami
Był 17 grudnia 1944 roku, kiedy na pochmurnym niebie pojawiły się wielkie maszyny. Dźwięk silników samolotu wybrzmiał nagle w głuchej przestrzeni wioski i okolicy. Odgłos ten przerażał wszystkich, nawet żołnierzy stacjonujących w Kopicach. Większość świadków tego zdarzenia ukryła się w bezpiecznych miejscach. Służby obrony przeciwlotniczej w niedalekim Starym Grodkowie i Brzegu nie zareagowały, zaskoczone widokiem wrogich maszyn. Były to dywizjony bombowe z amerykańskimi lotnikami, która po raz kolejny przeprowadziły ataki na instalacje chemiczne w okolicach Koźla. W tym również na zakłady należące do Koncernu Schaffgotschów w Odertal (dziś Zdzieszowice).

Ten dzień zapisze się w pamięci mieszkańców Kopic i rodziny Schaffgotschów, gdyż przy nagłym zwrocie jeden z Liberatorów (amerykański bombowiec dalekiego zasięgu B-24) ściął wirującymi śmigłami statecznik drugiego Liberatora. To, czego nie udało się dokonać niemieckiej obronie przeciwlotniczej, stało się po przez błąd załogi drugiej maszyny. Uszkodzony samolot stracił sterowność i z prędkością ponad 400 km/h uderzył o ziemię kilkanaście kilometrów od wioski.
Te wydarzenia dawały jasny i czytelny przekaz, że wojna zbliża się również do spokojnych Kopic. Niebo nie było już tak bezpieczne i należało zwracać uwagę na każdy samolot nad głowami. Można było zauważyć częste loty z lotniska polowego w Starym Grodkowie i we Wierzbiu, gdzie stacjonowała jednostka Luftwaffe.
Rodzina Schaffgotschów. Wehrmacht w pałacu
Młody graf potajemnie w jednej z antycznych szaf słuchał radia. Poprzez szumy eteru gromadził informacje o tym, co się dzieje na świecie. Jego mama była przeciwna temu, bojąc się o życie swojego pierworodnego i odważnego Hansa. Czasem patrząc na całą tę sytuację dziękowała Bogu, że zamieszkała po śmierci męża w budynku dawnego zarządu dóbr. Tu chociaż był spokój, zaś sam pałac stał się dla niej obcy przez stacjonujących w nim żołnierzy Wehrmachtu.

Fot. Kopice.pl
Pamiętała, jak do drzwi pałacu rodziny Schaffgotschów zapukali żandarmi, z nakazem zajęcia części rezydencji. Wtedy to wszystkie skarby zostały natychmiast spakowane i zabezpieczone. Na obrazy narzucono płótna, na żyrandole kryształowe założono specjalne ochraniacze. Zlecono przygotowania skrzyń, które zostały częściowo przewiezione do domu Grafini Sophie i innych bezpiecznych miejsc. Nikt nie przewidywał, że taka sytuacja może trwać w nieskończoność. A co gorsze, że nigdy większość tych skrzyń nie zostanie przez nich rozpakowana.
Rodzina Schaffgotschów. Płonne nadzieje 1945 roku
Nowy rok 1945 miał dać radość i szybkie zakończenie wojny. Według wszystkich znaków na ziemi należało przyjąć, że cały świat wróci do normy. Okazało się to mrzonką mieszkańców Śląska, jak i samych Kopic. Wierzono, że po obaleniu reżimu narodowych socjalistów i Hitlera przyjdzie wolność i stabilizacja w Niemczech. Do domów wrócą kobiety i mężczyźni z obozów, więzień i wojny. Każdy modlił się o zakończenie tego Armagedonu, który zapanował na całym świecie.
Na robotach w Kopicach pojawili się uczestnicy powstania warszawskiego. Młodzi ludzie bali się autochtonów, którzy okazali się bardzo życzliwymi ludźmi, a nawet starali się podzielić tym, co mieli z polską młodzieżą walczącą z wrogiem.
Niektórzy z powstańców znali język niemiecki i potrafili się dogadywać z mieszkańcami, jak i pracownikami w Kopicach. Wielkim zaskoczeniem dla nich było, że niektórzy autochtoni mówili w języku śląskim. Wielu mieszkańców Kopic czekało na powrót z wojny swoich bliskich, rozumiejąc los tych młodych ludzi i licząc, że gdzieś tam na wojnie ich dziećmi zaopiekują się inne matki i inni ojcowie.
Ucieczka na zachód
Często na drodze przez Kopice można było zauważyć różnego rodzaju transporty wojskowe. Czasem zatrzymywali się na chwilę w celu zaopatrzenia się, przeanalizowania rozkazów i relokacji. Ale to, co wydarzyło się niebawem, stało się jeszcze większym koszmarem od tego, co przeżywali na co dzień mieszkańcy Kopic.
Pod koniec stycznia 1945 roku Oppeln Festung (Twierdza Opole) padło. Starcy i dzieci, które miały bronić dawnej stolicy rejencji, rozpiechrzli się po pierwszym natarciu żołnierzy z Pierwszego Frontu Ukraińskiego.
Już 17 stycznia 1945 roku większość mieszkańców Opola i okolicznych miejscowości zaczęło uciekać w konwoju na zachód i południe. Ta wędrówka stała się podróżą śmierci. Na trasie z Opola na zachód radzieckie samoloty ostrzeliwały kolumny cywilnych uciekinierów seriami z broni maszynowej.
Reszty dopełniła „pani zima”. Matki, trzymając przy piersi w becikach swoje narodzone dzieci umierały z wychłodzenia. Przerażające widoki były na każdej drodze prowadzącej na zachód i południe. Tej zimy wiele dróg stało się masowymi grobami.
Spóźniona ewakuacja
W Kopicach przygotowywano się do najgorszego. Niemieckie dowództwo zabroniło ucieczki przed sołdatami, a niezastosowanie się do tego zarządzenia groziło obozem lub karą śmierci. Więc wszyscy mieszkańcy jak owce czekali na rzeź i modlili się, żeby sowiecka ofensywa została zatrzymana na Odrze i Nysie Kłodzkiej.
Ówczesny proboszcz Gratz w niedzielę 4 lutego na mszach świętych namawiał mieszkańców Kopic i Więcmierzyc, żeby zabezpieczyli swój majątek. Sugerował opuszczenie Kopic przed działaniami wojennymi i wrogiem. Informacje, jakie docierały od osób cudem uratowanych przed „wyzwoleniem”, napawały ludzi przerażeniem.
4 lutego po południu Kopice opuściła większość stacjonujących tu żołnierzy, w tym przybyli parę dni wcześniej z transportem akt gestapowcy z Katowic. W tym ostatnim momencie udało się wymknąć rodzinie Schaffgotschów. Nikt z nich nawet nie pomyślał, że już tu nigdy nie wrócą.
Rozkaz o ucieczce dla cywilów z Kopic padł zbyt późno. Ci, co mogli, uciekli, zaś mieszkańcy, którzy mieli to, co było w obejściu i na polu – pozostali.
5 lutego weszli do Kopic żołnierze Pierwszego Ukraińskiego Frontu i od razu zajęli pałac. Pierwszej nocy, po licznych mordach, zmorzeni wypitym alkoholem odpuścili. Ale już następnego dnia na terenie rezydencji pojawiły się dwa czołgi z czerwoną gwiazdą oraz masa nowych bandytów i gwałcicieli w sowieckich mundurach.
Ból i płacz w Kopicach
Nie odpuszczali nikomu. Nieważne, kim były ofiary, czy autochtonami, Niemcami, czy Polakami. Każda kobieta była „trofiejna” (zdobyczna). Oprócz kobiet szukali alkoholu i przedmiotów, które w ich ocenie miały wartość. A ci, którzy usiłowali protestować, byli mordowani. Starszym kobietom, które starały się ochronić swoje młode córki lub córki sąsiadów przed gwałtem, rozcinano brzuchy lub obcinano dłonie.
Zabierali i niszczyli wszystko. Większość z nich nie znała takiego standardu domów, jak tych w Kopicach. Wyrywali ze ścian kokotki (krany) z wodą, licząc, że zamontowanie samego kokotka w ścianie pozwoli na korzystanie z wody w ich chatach. Rozpruwali poduszki, kołdry i sienniki. Zabijali bezmyślnie domową trzodę. Stale pijani, gwałcili nieustannie te same biedne kobiety. Mężczyznom odcinali kończyny, by zmusić do wyjścia z ukrycia ich żony, siostry czy córki. Niemowlęta kładli na zamarzniętą ziemię, wołając ich matki, żeby odebrały swoją ukochaną latorośl. Tak wyglądało to wojsko, mordujące ludzi dla zabawy.
Gwałty odbywały się w pałacu przez trzy dni. W nocy było doskonale słychać, jak z pałacu dochodziły głosy płaczu, jęki bólu oraz śmiech „wyzwolicieli”. Jeden z nich wszedł do Sali Lustrzanej rezydencji rodziny Schaffgotschów na piętrze, odbezpieczył pepeszę i puszczał serię po lustrach. Kule rozbijały tafle luster, szyb, kominka ceramicznego i głowy rzeźb. Na pierwszym piętrze wiszący żyrandol posłużył im za huśtawkę, zaś „zabawę” utrudniał otwór w podłodze. Wielu z pijanych sołdatów spadało z żyrandola na parter, niszcząc kryształowe sople XIX-wiecznej lampy.
Koniec świata rodziny Schaffgotschów w Kopicach
Parę dni później kontratak wojsk niemieckich wyparł „wyzwolicieli” z Kopic. Od razu do wsi przyjechali śledczy, zbierając materiał dowodowy, zaś księdza proboszcza Gratza, który zachęcał mieszkańców do ucieczki, aresztowano pod zarzutem „tchórzostwa i głoszenia wrogiej propagandy”. Zawieziono go na gestapo do Nysy, skąd już nie wrócił.
15 marca 1945 roku front znowu przeszedł przez Kopice, a wieś definitywnie przeszła w ręce Czerwonej Armii. Podczas walk został zniszczony most na Nysie Kłodzkiej i wieża kościoła.
Spdający hełm wieży zahaczył o mauzoleum rodziny Schafffotschów, co do dziś widać na jednej z kolumn wyremontowanego grobowca. Kościół został obrabowany przez sołdatów, zaś jego wnętrze posłużyło jako stajnia dla koni.
Sam pałac przetrwał bez większego uszczerbku, choć do dziś na wieży hrabiny Joanny (najwyższej) od strony wschodniej widać ślady po artyleryjskich pociskach. Ale wojna zakończyła jego historię, jako rezydencji rodziny Schaffgotschów.
Czytaj też: Generał Stanisław Koziej: Europa musi mieć własną armię
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania






