Opolscy handlowcy alarmują
– „Panowie, macie czas do godziny 10.00 w poniedziałek na zapłacenie za skradzioną kawę” – napisał na Facebooku właściciel sklepu Spar w Strzelcach Opolskich. We wpisie opublikował kadry z kamer monitoringu z wizerunkami mężczyzn, którzy dzień wcześniej, w niedzielę 21 maja, weszli do sklepu, a potem jeden z nich wybiegł z dwiema paczkami kawy.
Komentujący podzielili się na dwie grupy: tych, co wskazywali, że to działanie niezgodne z prawem oraz tych, co wskazywali, że w taki sposób można walczyć ze złodziejami. W rozmowie z „O!Polską” właściciel strzeleckiego Spara przyznał, że woli działać w ten sposób, gdyż zgłoszenie sprawy na policję w istocie niewiele da.
Powołał się na sytuację z jesieni minionego roku, kiedy to padł ofiarą trzech sklepowych złodziei.
– Poinformowałem policję. Skończyło się na tym, że ci panowie dalej chodzą sobie po mieście. A nawet próbują u mnie robić zakupy. Owszem, zostałem uznany za pokrzywdzonego. Ale poniesionej straty nikt mi nie zwróci – stwierdza.
Mężczyzna podkreśla, że jego metoda okazała się skuteczna. Złodziej, który wybiegł ze sklepu z kawą, zgłosił się do niego i zapewnił, że zapłaci za towar. Kradzież tłumaczył tym, że założył się z kolegą, czy to zrobi. Właściciel Spara w Strzelcach Opolskich usunął z sieci wpis, na którym widać złodziei.
– To pokazuje, że moja metoda jest skuteczna – uważa. – Okazuje się też, że do pracy chętnych nie ma. Za to do kradzieży jak najbardziej. I jest ich coraz więcej.
Na straży masła
Podobne doświadczenia mają pracownicy sklepów w Opolu. Pani Anna, pracująca w spożywczaku w centrum miasta, podkreśla, że od pewnego czasu ludzie próbują wynosić nie tylko kawę, słodycze, oliwę czy alkohol.
– Od kiedy zdrożało masło na nie również trzeba uważać. My trzymamy je w lodówce w takim miejscu, że zza lady zawsze je widać. To pomaga, choć nie daje stuprocentowej pewności, że ktoś go nie ukradnie – opowiada.
Pani Kamila z osiedlowego sklepu na Zaodrzu przyznaje, że jak widzi obcą osobę w lokalu, to jej czujność wrasta.
– Jeśli mam taką możliwość, to wychodzę wtedy zza kasy i zaczynam się krzątać wokół takiego klienta – opowiada. – A to przestawię coś na półce, a to sprawdzę, czy nic nie wyszło z terminu, ale stale zerkam, czy „obcy” nie chce czegoś zwinąć. Niestety, czasy mamy takie, że towar próbują wynosić nawet osoby, po których na pierwszy rzut można nie można byłoby się tego spodziewać. Na przykład zadbani seniorzy.
Przed sklepami można zresztą coraz częściej spotkać starsze osoby proszące o wsparcie.
– Jakiś czas temu przy Lidlu przy Osmańczyka była taka pani – opowiada pani Marta, czytelniczka „O!Polskiej”. – Serdecznie uśmiechnięta, stała przy wejściu z kartką, na której napisała, że całą emeryturę pochłaniają jej leki i nie zostaje jej nic na jedzenie. Nie napraszała się nikomu. Po prostu czekała w nadziei, że ktoś jej pomoże. Łzy mi napłynęły do oczu, bo przypomniała mi z wyglądu moją mamę. Zaopatrzyłam ją. Ale strasznie mnie zirytowało, że w tym kraju jest tak, że osoby w jesieni życia muszą żebrać, by przetrwać. Kto wie, czy w pewnym momencie sytuacja nie zmusi jej do tego, by wynieść coś ze sklepu?
Dwukrotny wzrost
Dane historyczne pokazują, że liczba włamań do piwnic, kradzieży rowerów czy kradzieży sklepowych rośnie wraz z pogarszaniem się sytuacji gospodarczej w kraju. Tak było na początku lat 90., a potem po krachu gospodarczym z 2008 roku. Drożyzna i inflacja dające się we znaki Polakom w ostatnich miesiącach sprawiają, że znów można to obserwować.
Potwierdzają to zresztą policyjne statystyki. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2022 roku doszło do około 26 tys. kradzieży sklepowych i że było ich o 30 proc. więcej, niż w 2021 roku.
Z danych opolskiej policji wynika, że problem się pogłębia.
– Od stycznia do kwietnia 2023 roku odnotowaliśmy 251 kradzieży w sklepach. W analogicznym okresie minionego roku było ich 119 – mówi Przemysław Kędzior z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
To oznacza ponaddwukrotny wzrost! Co więcej, statystyki te obejmują tylko kradzież towarów wartych ponad 500 zł. Taka kradzież traktowana jest bowiem jako przestępstwo. Wyniesienie towarów tańszych traktowane jest już jako wykroczenie. A właściciele sklepów niejednokrotnie takich przypadków nie zgłaszają policji.
– Trzeba stracić czas na zeznania, a przecież i tak wiadomo, że nikt nikogo nie będzie specjalnie ścigał – komentuje pani Kamila ze sklepu na Zaodrzu.
Eksperci: Wyższy próg ośmieli złodziei
Są też tacy, co kombinują. To widać m. in. w sklepach z używaną odzieżą. Mówi jedna z pracownic:
– W dniu, gdy przyjeżdża świeży towar, to kosztuje 80 zł za kilogram. Potem z każdym dniem tanieje. Aż ostatniego dnia przed wymianą towaru kosztuje 25 zł za kilogram. Dlatego są osoby, które pierwszego dnia próbują co lepsze rzeczy upychać w różnych miejscach po sklepie. Albo chowają w jakichś mniej atrakcyjnych ciuchach. I gdy jest najtaniej, wracają, by tę rzecz wyciągnąć. Musieliśmy pozatykać wszelkie skrytki, by ograniczyć tę praktykę.
Dodajmy, że wspomniany próg 500 złotych, od którego kradzież traktowana jest jako przestępstwo, w połowie marca miał wzrosnąć do 800 złotych. Ostatnio okazało się jednak, że zmiana wejdzie w życie z początkiem października. Eksperci z branży sprzedażowej wskazują, że daje to sklepom więcej czasu na wprowadzenie dodatkowych zabezpieczeń.
Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji nie ma jednak wątpliwości, że podniesienie „progu kradzieży” z 500 zł do 800 zł rozzuchwali złodziei. – Będzie to oznaczać większe straty dla sklepów, gdyż w ramach wyższego progu kwotowego sprawcy będą mogli ukraść nie tylko więcej produktów podstawowej konsumpcji, ale także ekskluzywne artykuły spożywcze, drobne AGD, elektronikę czy odzież – komentuje.
Czytaj także: Zgłosiła kradzież telefonu, z którego dzwoniła na policję.