Referendum 15 października. Nie można drzeć karty!
Opozycja namawia, żeby nie brać udziału w tym referendum 15 października z jego absurdalnymi pytaniami, podyktowanymi przez interesy wyborcze PiS. Stąd wiele osób chce to referendum zbojkotować, ale nie wie, jak to zrobić zgodnie z prawem.
– Jeśli ktoś nie chce wziąć udziału w referendum, należy odmówić pobrania karty referendalnej. I przypilnować, żeby w spisie wyborczym znalazła się przy naszym nazwisku adnotacja „nie pobrał” lub „nie pobrała karty referendalnej”. – podkreśla mecenas Jacek Różycki z Opola. – Absolutnie nie można tej karty drzeć! To złamanie prawa
Mecenas Różycki przyznaje, że głośna deklaracja wyborcy czy weźmie udział w referendum czy nie jest naruszeniem zasady tajności wyborów.
– Musimy głośno powiedzieć, że nie bierzemy w referendum udziału, więc słyszy to komisja i inni ludzie. Z naruszeniem tajności mielibyśmy już do czynienia, gdyby tylko to komisja słyszała o naszej decyzji. A w takim przypadku będziemy zmuszeni, żeby niejako publicznie ujawnić swoją wolę negatywną do referendum, żeby nie wziąć w nim udziału – tłumaczy Jacek Różycki.
Czytaj także: Opolscy listonosze muszą rozprowadzać ohydną propagandę
Mec. Jacek Różycki: To część kampanii wyborczej
Sprawami wyborczymi zajmuje się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Są w niej wyłącznie neosędziowie, wybrani niezgodnie z konstytucją. Izba nie zareagowała na to, że taki sposób organizacji referendum prowadzi do naruszenia zasady tajności wyborów.
– Musimy radzić sobie sami z tymi zrębami prawa, które nam jeszcze pozostały – komentuje mecenas Różycki.
Jeśli wrzucimy do urny niewypełnioną kartę referendalną, to będzie to potraktowane jako wzięcie udziału w referendum 15 października. A frekwencja może wpłynąć na jego ważność. Jako wiążące jest ono uznawane wtedy, gdy weźmie w nim udział przynajmniej połowa uprawnionych do głosowania. Bez względu na to, ile osób odda głosy nieważne.
– Trudno to nazwać referendum, bo jest częścią kampanii wyborczej. To deprecjonowanie roli referendum, jako bardzo ważnego instrumentu w demokracji bezpośredniej – tłumaczy mecenas Jacek Różycki.
– Tutaj traktuje się je groteskowo i instrumentalnie. Na te pytania trudno odpowiedzieć inaczej niż tak, jak chciałaby tego władza. Dla wszystkich to oczywiste, że to część kampanii wyborczej – komentuje.
Czytaj także: Wiceminister Paweł Jabłoński poniósł porażkę w apelacji. „Przestroga dla hejterów”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.