Był taki moment sezonu, że Mickiewicz był liderem tabeli zaplecza elity. Zastanawiano się, czy stać ten zespół na awans do PlusLigi. Niestety, kontuzje i urazy czołowych graczy na finiszu zmagań ograniczyły potencjał naszej ekipy. Niemniej, podopieczni Mariusza Łysiaka fazę zasadniczą zakończyli na czwartym miejscu. Do tego z bardzo dobrym bilansem 21. zwycięstw i dziewięciu porażek, co dało im 62. punkty. W ćwierćfinale play off nie sprostali jednak ekipie Visły Bydgoszcz i zostaną sklasyfikowani na 5 piątym miejscu w zestawieniu drugiego poziomu.
– Za wami historyczny sezon. Jakby go pan podsumował?
Mariusz Łysiak, prezes i trener Mickiewicza: – Zacząłbym od zdementowania obiegowej opinii, że pierwsza runda fazy zasadniczej była w naszym wykonaniu zdecydowanie lepsza od drugiej. Nic bardziej mylnego, bo już choćby patrząc na liczbę punktów, to w obu zdobyliśmy ich po 31. Można więc powiedzieć, że były to dwie bardzo wyrównane części rywalizacji. Na pewno jednak osiągnęliśmy historyczny sukces. Nie tylko pod względem wymiernego wyniku. Pierwszy raz było tak, że praktycznie przez cały czas byliśmy w czołówce ligowej tabeli na zapleczu elity, nierzadko liderując czy znajdując się w strefie medalowej. Czwarte miejsce na koniec rundy zasadniczej też swoją wymowę ma. To niewątpliwie bardzo duży sukces zespołu, którego celem było włączenie się do rywalizacji o play off. I z tego zadania jak najbardziej się wywiązaliśmy.
– Z drugiej strony w ćwierćfinale „zderzyliście się ze ścianą”. Dwie porażki po 0:3 Visłą Bydgoszcz.
– Nie wiem, czy tak bym to nazwał. Nie chciałbym tutaj absolutnie w jakikolwiek sposób nas usprawiedliwiać, ale wróciły troszkę demony z poprzedniego sezonu czyli kontuzje. Ich ilość nawarstwiała się i trudy zmagań dały o sobie znać. My końcówkę rozgrywek, tak mniej więcej od piątej kolejki drugi rundy, mieliśmy bardzo trudną. Często trenowaliśmy w ósemkę lub dziewiątkę. Praktycznie od połowy tej części rywalizacji nie mogliśmy w pełni korzystać z bardzo ważnych dla nas zawodników: Mateusza Lindy i Artura Pasińskiego. Ten pierwszy to przecież wciąż wicelider w liczbie statuetek MVP, ten drugi jest piąty w klasyfikacji zagrywających.
Jakby tego było mało, w ostatnich tygodniach choroba dopadła Szymona Berezę, który w okresie play off praktycznie nie trenował i ciężko mu było utrzymać formę meczową. Zresztą, drugiego spotkania również nie dokończył przez kontuzję kolana. Czyli wypadło nam trzech podstawowych zawodników. To tak, jakbyśmy ze składu bydgoszczan wyjęli jej liderów, czyli Macieja Krysiaka i Damiana Wierzbickiego oraz głównego rozgrywającego. Ta rywalizacja naprawdę mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej.
– Gdyby jednak nie wpadki w rewanżowych spotkaniach u siebie z Chrobrym Głogów i z SMS-em Spała to mielibyście trzecie miejsce przed play off. Wówczas rywalem w ćwierćfinale byłby AZS AGH Kraków. A nie Visła Bydgoszcz, która nie kryje aspiracji awansu.
– Poniekąd tak, ale też można powiedzieć, że nie występowaliśmy w roli faworyta grając w Będzinie z MKS-em czy w Kluczborku z Gwardią Wrocław i Norwidem Częstochowa, a pokonywaliśmy te zespoły. Sport ma to do siebie, że lubi takie niespodzianki. Nie można powiedzieć przed rozpoczęciem meczu, że jest się zdecydowanym faworytem, a rywal jest dużo słabszy. Powtórzę, że gdybyśmy byli w pełnym składzie, bez kontuzji i w dyspozycji jaką prezentowaliśmy w połowie sezonu, to pewnie powalczylibyśmy bardziej z bydgoszczanami. Przecież gdy graliśmy u siebie z nimi przed play off, to u nich nie było jednego z liderów Macieja Krysiaka i wygraliśmy 3:0. W zespole, w którym gra sześciu zawodników, wypadnięcie dwóch to jest bardzo duża strata. Niestety, stało się tak, jak się stało. Przy tym zabrakło nam też nieco doświadczenia na finiszu.
– Jest pan więc nieco rozczarowany?
– Nie. Wiadomo, że w momencie kiedy dochodzi do sportowej rywalizacji, to chce się wygrywać. Po to się trenuje i gra. Do każdego meczu przystępuje się z chęcią zwycięstwa. Niemniej, wychodzi na to, że w tym przypadku sprawdziły się przewidywania większości ekspertów. Przed sezonem wszyscy w roli faworytów do awansu upatrywali cztery zespoły, które pod względem kadrowym są zdecydowanie najmocniejsze. Numerem jeden miał być MKS Będzin i był. A potem ekipy Norwida Częstochowa, Gwardii Wrocław oraz Visły Bydgoszczy, i to się sprawdziło.
W grupie za nimi stawiało się – choć niekoniecznie w takiej kolejności – nas, Lechię Tomaszów Mazowiecki, Avię Świdnik, KPS Siedlce i AZS AGH Kraków. Zespoły BAS-u Białystok, Chrobrego Głogów czy Astry Nowa Sól na początku też głośno mówiły, że będą walczyć o „ósemkę”. Co ważne, tych ekip, które z roku na rok chcą się włączyć do rywalizacji o ten etap, pod względem sportowym jest coraz więcej. Liga była bardzo wyrównana. I proszę mi wierzyć, że choć Legia Warszawa i Krispol Września nie obroniły się przed spadkiem, to mecze z nimi wcale nie były spacerkami. Przecież wrześnianie wygrali z wicemistrzem z Norwida Częstochowa. To pokazuje, jak nieobliczalne są te rozgrywki. W wielu przypadkach zespoły skazywane na porażkę potrafiły osiągnąć bardzo korzystne wyniki z rywalami znacznie wyżej notowanymi. To jest też piękno siatkówki.
– To jakby pan nazwał swoje odczucia?
– Na pewno nie było momentu zwątpienia. Cały czas był spokój. Myśmy się bardzo cieszyli z wyników, które osiągamy. Z tego, że mogliśmy być liderami, jesteśmy w ścisłej czołówce i gramy dobrze. Bo naprawdę pierwszą rundę mieliśmy bardzo fajną jeżeli chodzi o jakość gry. Gdybyśmy drugą część zmagań grali bez kontuzji, to myślę, że mielibyśmy jeszcze lepsze wyniki. Natomiast i tak uważam sezon za bardzo udany i jestem dumny z zespołu i z osiąganych wyników. Naprawdę świetnie mi się w tym roku z chłopakami pracowało. To był wspaniały kolektyw i myślę, że wielu kolegów po fachu chciałoby być na moim miejscu.
– Nie licząc poprzedniego sezonu, to odkąd istniejecie, cały czas czynicie progres. Na początek były awanse w ramach rozgrywek wojewódzkich, później coraz lepsze miejsca w 2. lidze i na zapleczu elity. To piąte miejsce to wasz sufit możliwości?
– Nie, to nie jest maksimum i nie spoczniemy też na laurach. Mogę już zdradzić, że skład zespołu na następnie rozgrywki jest praktycznie domknięty. Nie ukrywam, że już w trakcie obecnych zmagań toczyły się rozmowy z zawodnikami, którzy mają dla nas zagrać. Oczywiście, na razie nie mogę mówić tutaj o nazwiskach, ale rewolucji nie będzie. W stosunku do poprzednich kampanii odejdzie bardzo mało graczy, bo trzech, maksymalnie czterech. W ich miejsce pojawią się bardzo wartościowi siatkarze, którzy mają w CV grę w PlusLidze, a nawet występy reprezentacyjne. Tak więc myślę, iż jakość – jeżeli chodzi o poziom sportowy – na pewno się utrzyma.
Myślę, że dalej będziemy bardzo mocną drużyną. Natomiast wszystko zweryfikuje boisko. Na pewno będziemy chcieli w każdym meczu dostarczać kibicom wielu pozytywnych emocji i niezapomnianych chwil. Naszym celem minimum, tak, jak w tym roku, będzie awans do „ósemki”. Zresztą uważam, że to już staje się takim naszym zobowiązaniem. Po tylu latach gry na drugim szczeblu myślę, iż uchodzimy za solidnego przedstawiciela tego poziomu. Będziemy chcieli przynajmniej powtórzyć wynik z tego sezonu. ~