Wypaleni nauczyciele w Opolu
W bazie opolskiego Kuratorium Oświaty są 642 oferty pracy dla nauczycieli. Brakuje matematyków, fizyków, geografów. Ogromne zapotrzebowanie jest na psychologów, pedagogów specjalnych, logopedów, tyflopedagogów. Do tego nowym zjawiskiem są wakaty dla nauczycieli w przedszkolach.
– Ale to się zmienia. Dlatego, że w połowie wakacji było 800 ofert pracy. Liczba 642 nie oznacza, że potrzebujemy teraz tylu nauczycieli. Bo może się okazać, że jedna osoba może wypełnić trzy oferty pracy. Obecnie największe zapotrzebowanie jest na nauczycieli wychowania przedszkolnego. Brakuje też nauczycieli nadzorujących proces kształcenia (wcześniej nazywanych nauczycielami wspomagającymi na etapie nauczania początkowego – red.) – przekonuje Robert Socha, rzecznik opolskiego Kuratora Oświaty.
Dyrektorzy szkół widzą to inaczej niż rzecznik.
– Nie każdy wprowadza do systemu w kuratorium godziny bez obsady, tylko poszukuje nauczycieli na własną rękę. Rzeczywiste zapotrzebowanie na nauczycieli w województwie opolskim może być więc zdecydowanie większe – mówi „O!Polskiej” dyrektor jednej z nyskich szkół.
Dwóch może pracować za czterech
– Teraz w szkołach średnich mamy kumulację. Dlatego, że podwójny rocznik rozpoczął naukę. Chodzi o dzieci, które poszły do szkoły jako sześciolatki – tłumaczy Robert Socha. – Ale za rok wejdzie rocznik niżu demograficznego i sytuacja może być zupełnie inna.
Aleksander Iszczuk, naczelnik Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Opolu ocenia, że tegoroczny start jest o wiele trudniejszy niż w ubiegłym roku.
– W Opolu brakuje 100 nauczycieli. A to bardzo dużo – stwierdza. – Brakuje nauczycieli w przedszkolach, co jest tym bardziej dziwne, bo przecież Opole ma długoletnią tradycję kształcenia pedagogicznego.
Część nauczycieli zrezygnowała z przedszkola na rzecz szkoły. Chodzi o to, że mają takie same uprawnienia, jak nauczyciele nauczania początkowego. Ale większe pieniądze i co tu ukrywać – łatwiejszą pracę.
Teraz w samym Opolu brakuje matematyków, polonistów, nauczycieli języków obcych, geografów i nauczycieli przedmiotów przyrodniczych.
Nauczyciele w szkołach średnich, dzięki nowej ustawie, będą mogli mogli brać tyle nadgodzin, ile dadzą radę. Można sobie wyobrazić sytuację, że dwóch będzie pracowało nawet za czterech.
– To oczywiście nie rozwiązuje problemu, bo nauczyciele będą mieli po 30 godzin – dodaje Aleksander Iszczuk. – Obciążenie dla ludzi będzie ogromne, a średnia wieku nauczycieli to około 50 lat. A nie ma młodych nauczycieli, którzy by ich zastąpili. Młody nauczyciel dostaje najniższą krajową, a jeśli gdzieś może zarobić o kilkaset złotych więcej, to wybiera inną pracę. Ta sytuacja będzie się pogłębiać. Środowisko od dziesięciu lat sygnalizowało, że będzie źle. I nie wiem, z jakich notatek korzystał minister Przemysław Czarnek mówiąc, że nauczycieli będzie za dużo.
Mobilizacja emerytów. „Są na wagę złota”
W szkołach branżowych brakuje przede wszystkim nauczycieli przedmiotów zawodowych. Nieoficjalnie wiadomo, że dla „zawodowców” to za słabe gratyfikacje i żaden prestiż. Ale ktoś musi uczyć. Dlatego na stronie kuratorium są oferty dla nauczycieli zawodu bez kwalifikacji.
– Do kuratora zgłaszają się dyrektorzy z prośbą o zgodę na zatrudnienie np. fotografika, elektronika czy z jeszcze innej branży, który nie ma uprawnień pedagogicznych – przyznaje Robert Socha. – Ci zawodowcy mają olbrzymią wiedzę. Ale nie będą robili uprawnień pedagogicznych. Bo nie mają na to czasu.
W Zespole Szkół Budowlanych im. Jana Pawła w Opolu, rzeczywiście sytuację ratuje zwiększony wymiar pracy nauczycieli. Choć są jeszcze godziny do obsadzenia, a w nauce zawodu dopomogą nauczyciele emeryci.
– Nauczyciele mają po półtorej etatu – mówi Alicja Świątkowska-Podgórska, wicedyrektor ZSB. – A od początku roku szkolnego pani emerytka na ponad etat będzie miała przedmiot z zakresu budownictwa.
Nauczyciele emerytowani ratują przedmioty zawodowe. Szczególnie w wąskich specjalizacjach, np. monter sieci. Emeryci są więc na wagę złota. Natomiast już technik aranżacji wnętrz, to domena młodych nauczycieli. Ale opolski ZSB może też się pochwalić rzadkim przypadkiem.
– Mamy pana z matematyki, który wcześniej zajmował się finansami, ale wybrał pracę z młodzieżą i uzupełnia kwalifikacje – mówi Alicja Świątkowska-Podgórska. – Więc takie przypadki się zdarzają, że ktoś rezygnuje z korporacji dla pracy w szkole. Wcześniej ten pan skończył bankowość, potem matematykę, a teraz uzupełnia matematykę z przygotowaniem pedagogicznym.
Hiszpańskiego będzie uczył Peruwiańczyk
– Dopięliśmy grafik, ale było trudno – przyznaje Dorota Wołyniec, wicedyrektor Publicznego Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Opolu – Będziemy mieli dziewięć pierwszych klas. Chociaż planowaliśmy otworzyć siedem. Ten rok jest taki obciążony. Za rok najprawdopodobniej będziemy mieli cztery pierwsze klasy.
O jakich nauczycieli w opolskiej „Jedynce” było najtrudniej?
– O nauczycieli języków obcych, np. języka hiszpańskiego. A będzie go uczył Peruwiańczyk – mówi wicedyrektor Wołyniec. – Problem też był z nauczycielem informatyki rozszerzonej. I o obsadę do klasy o profilu wojskowym, bo nauczyciel z Akademii Wojsk Lądowych awansował, więc byliśmy zmuszeni szukać nowego.
Klasa wojskowa cieszy się niesłabnącą popularnością (w tym roku 4 chętnych na jedno miejsce). Pierwsi absolwenci trafili już na uczelnie wojskowe do Warszawy i do Wrocławia.
W Kluczborku nie jest inaczej, też poszukują nauczycieli zawodu.
– Szczególnie techników informatyków i techników programistów – mówi Piotr Sitnik, dyrektor Zespołu Szkół Licealno-Technicznych w Kluczborku. – Wypaleni już nauczyciele mają bardzo dużo tych godzin ponadwymiarowych. Nie można ukrywać, że będą bardzo przemęczeni. Półtorej etatu to jest praca bardzo intensywna, to non stop osiem godzin, kiedy się mówi do uczniów, a to wypala.
W szkołach odbywa się podbieranie sobie nauczycieli. Bywa, że zachęca się nauczycieli z podstawówki, by przeszli do pracy w szkole ponadpodstawowej.
Na prowincji jest inaczej
Poza większymi miastami sytuacja jest zupełnie inna. I tak jest w całej Polsce.
– Mam pełną obsadę i nie potrzebujemy nauczycieli – mówi Anna Ludwikowska-Wierzchowiec, dyrektor Zespołu Szkół w Kietrzu. – Na prowincji, w niewielkich miejscowościach nadal jest inaczej. Bo to człowiek szuka pracy, a nie odwrotnie. Trudniej zrezygnować z pracy w szkole i znaleźć jakąś atrakcyjną ofertę.
Pani dyrektor dodaje, że nawet kiedy pojawiają się oferty pracy, nie są satysfakcjonujące dla nauczycieli, którzy mają wyższe wykształcenie. – I to nie w jednym kierunku – podkreśla dyrektor ZS w Kietrzu.
Nauczycielka z wiejskiej szkoły w powiecie prudnickim mówi nam wprost: – Mam mieszkanie od gminy, moje dzieci chodzą tu do szkoły, a mąż pracuje na miejscu. Nie mogę tego, ot, tak, rzucić i zacząć uczyć w Opolu czy Kędzierzynie-Koźlu, gdzie lepiej płacą.
Wypaleni nauczyciele
Wypaleni nauczyciele chcą, by ten rok szkolny skończył się jak najszybciej.
– W szkołach cieszących się uznaniem czas pracy się wydłuży. Będą przeładowane godzinami, co odczują też uczniowie – podkreśla dyrektor Sitnik. – Musimy to wszyscy wytrzymać, bo następny rocznik już nie będzie tak liczny. Tych ósmych klas jest zdecydowanie mniej.
A czego sobie życzą nauczyciele? – Jesteśmy wypaleni pracą i ciągłymi zmianami – mówią „O!Polskiej”. – Ale też dołuje, jak bardzo jesteśmy niedocenieni przez społeczeństwo.
Inni dodają, że dobija ich brak pomocy dydaktycznych w szkołach, gdzie pracują.
– Kiedy w 1999 r. powstawały gimnazja, w okrojonych do klas I-VI podstawówkach likwidowano klasy-pracownie – tłumaczą. – Kiedy gimnazja zaczęły przynosić owoce, znów zaszła zmiana. I przywrócono ośmioklasowe podstawówki. Ale pomoce naukowe już nie wróciły, bo rozproszono je po gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania