Bernhard Grzimek na świat przyszedł 125 lat temu – w 1909 roku w Nysie. Mieszkał przy dzisiejszej ulicy Wrocławskiej. Ojciec, adwokat i notariusz, osierocił go w dzieciństwie, gdy miał zaledwie 3 lata. Sześcioro dzieci wychowała matka, Margarete.
Bernhard Grzimek. Pasjonat kur od dziecka
W 1928 ukończył w nyskie liceum. Już jako młody człowiek bardzo się interesował zwierzętami. W dziedzinie hodowli miniaturowych kur (liliputów) szybko stał się ekspertem, książkę o tej tematyce napisał, mając… 15 lat. Wkrótce po maturze wyjechał na zaproszenie tamtejszych hodowców drobiu – z poparciem Pruskiego Ministerstwa Rolnictwa – do Stanów Zjednoczonych. Funkcjonował tam jako specjalista od chorób drobiu i klasyfikacji jaj.
Studia weterynaryjne i zoologiczne odbywał w Lipsku. Kontynuował je w Berlinie, gdzie uzyskał doktorat w 1933 roku. W gospodarstwie wuja pod Berlinem założył liczącą dwa tysiące sztuk hodowlę drobiu. Jako urzędnik w ministerstwie rolnictwa pracował – z sukcesami – nad podniesieniem jakości jaj kurzych oraz prowadził badania dotyczące hodowli kur. Drugą dziedziną jego ówczesnej aktywności zawodowej było mleczarstwo.
W 1930 roku ożenił się z katowiczanką z pochodzenia. Hildegarda Pruefer urodziła mu dwóch synów Rochusa i Michaela. Trzecie dziecko Grzimkowie adoptowali.
W połowie lat 30. Bernhard zainteresował się psychologią zwierząt. W związku z tym w 1937 – razem z Konradem Lorenzem – założył Niemieckie Towarzystwo Psychologii Zwierząt. Wydawał także czasopismo o tej tematyce.
Jeszcze przed wybuchem wojny zaczął wygłaszać w radiu pogadanki o zwierzętach. Zapowiadały one jego przyszłe sukcesy związane z mediami. A zwłaszcza z filmem i telewizją.
W czasie II wojny światowej służył w Wehrmachcie, nie pełniąc jednak służby frontowej. Między innymi prowadził w Halle lazaret dla koni.
Bernhard Grzimek o związkach z Polską
W wywiadzie, jakiego udzielił w 1985 roku – na dwa lata przed śmiercią – Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa – mówił:
– Jestem Ślązakiem. Jako żołnierz i oficer weterynarii byłem między innymi na terenie okupowanej przez Niemców Polski. W słynnej stadninie w Janowie Podlaskim zajmowałem się psychologią zwierząt. Niemal zaraz po wojnie wróciłem na te miejsca, odwiedziłem ludzi, u których mieszkałem na kwaterze i samą stadninę. Zresztą do dziś zajmuję się hodowlą koni.
Autorka wywiadu, Alina Grabowska, pytała go także o związki z Polską. Bernhard Grzimek odparł, że choć nosi nazwisko brzmiące po polsku, w przeciwieństwie do swojego ojca, nie zna języka polskiego.
– Wychowałem się w mieście, w którym mówiło się po niemiecku – wspominał. – Tym miastem, gdzie się urodziłem, była Nysa na Śląsku. Przez trzysta lat moja rodzina mieszkała w Głubczycach i miała silne związki z Polakami. Dwaj Grzimkowie należeli nawet do armii króla Jana III Sobieskiego. I szli z nim bić się o Wiedeń. Jeden z nich został później wojewodą. Uważam jednak, że Europa składa się dziś z mieszanek narodowościowych. Przyczynili się do tego Rzymianie, Szwedzi i Germanowie. Germanowie byli bardzo silnie wymieszani ze Słowianami. Tak że w końcu to jest czysty przypadek, gdzie kto się urodził i jakim językiem mówi. Uważam się za Europejczyka. A za człowieka przede wszystkim. I wszelki nacjonalizm uważam za coś głęboko bezsensownego.
Ponieważ Grzimek wielokrotnie przetrzymywał Żydów i zaopatrywał ich w żywność, gestapo zaczęło na początku 1945 przeszukiwać jego mieszkanie. Wskutek tego Grzimkowie uciekli z Berlina najpierw do Detmold. A w marcu do Frankfurtu nad Menem, gdzie już były oddziały amerykańskie. Tam, znany mu dawny główny kierownik „Illustrierte Blatt” był tymczasowym burmistrzem, toteż w kwietniu przyjął go na osobistego referenta i mianował szefem miejscowej policji. Grzimek wszakże odrzucił tę propozycję i od 1 maja 1945 został dyrektorem frankfurckiego zoo.
Dyrektor przemalował słonia
Ogród został podczas wojny zbombardowany, a zwierzęta błąkały się po mieście. Grzimek nie tylko zaangażował się w ich zbieranie. Przekonał także władze miasta, by odstąpiły od likwidacji zdewastowanego ogrodu. Pomagał również w zdobywaniu pieniędzy na ten cel. Zaangażował się nawet w cyrku jako pogromca dzikich zwierząt.
Miał – w ramach żartu primaaprilisowego przemalować na biało słonia i ogłosić, że zoo ma niezwykłą rzadkość – białego słonia birmańskiego. Dzięki talentowi i zaangażowaniu udało mu się stworzyć jeden z najbardziej urokliwych ogrodów zoologicznych nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie. Pierwszego lipca 1945 ogród został oficjalnie otwarty, a już do końca 1945 roku odwiedziło go więcej niż pół miliona osób. Grzimek kierował nim aż do 1974 roku.
Jego życiową pasją stała się ochrona przyrody. Dlatego też wiele razy podróżował do Afryki, by pozyskać zwierzęta do swego ogrodu. Te wyjazdy były okazją do tego, by przyglądać się życiu i zachowaniu zwierząt w ich naturalnym środowisku. Na różne sposoby popularyzował potrzebę troski o zwierzęta i szerzej – o środowisko. Choć wydaje się, że na przyszłość świata przyrody patrzył dość pesymistycznie.
Bernhard Grzimek ostrzegał przed wyniszczającą gospodarką człowieka
W cytowanym już wywiadzie dla Radia Wolna Europa mówił wprost:
– Kochałem zwierzęta już jako mały chłopiec. Będąc po raz pierwszy w Afryce – ponad 40 lat temu – zorientowałem się, jak bardzo zanikają tam żyjące jeszcze gatunki zwierząt. Ludność tych terenów podwaja się w ciągu 18 lat. W ciągu 36 lat rośnie czterokrotnie. Na świecie nie ma żywności dla takiego tempa przyrostu naturalnego. Powierzchnia ziemi składa się w ponad 70 procentach z wody. Rolniczo można zagospodarować zaledwie 10 procent naszej planety. (…) Widzimy, co się dzieje w Etiopii, w Indiach. Wielu ludzi cierpi głód. Nastąpiło naruszenie równowagi między człowiekiem a przyrodą.
Zalesione tereny w Afryce stepowieją na skutek wyniszczającej gospodarki człowieka. Od 1945 roku obserwujemy proces pustynnienia, który może doprowadzić do tego, iż jeszcze za życia naszego pokolenia zanikną lasy tropikalne. Zanikną zapełnione puszczami przestrzenie nad Amazonką. W tych warunkach giną dzikie zwierzęta. Nie ma dla nich miejsca. Ale w wysoko uprzemysłowionych krajach Europy, dzieje się wcale nie lepiej. Czasem nawet gorzej niż w Afryce i w Azji. W Niemczech już wymarło osiem na osiemdziesiąt siedem naszych gatunków ssaków, piętnaście jest na wymarciu, dwadzieścia pięć zagrożonych. (…) Autostrady i drogi – czy zawsze rzeczywiście potrzebne? – odbierają przyrodzie coraz więcej przestrzeni. Zanieczyszczone rzeki i powietrze dopełniają reszty. Gdzieś musimy się na tej drodze zatrzymać, opamiętać.
Cel – ochrona przyrody
Żeby się do tego opamiętania przyczynić, prowadził szeroką działalność popularyzatorską i skierowaną na ochronę przyrody. Założył pismo „Das Tier” (Zwierzę), które szybko stało się bestsellerem i osiągnęło bardzo wysoki nakład. Napisał kilkadziesiąt książek o tej tematyce. Kilka z nich ukazało się także za jego życia w Polsce: „Nie ma miejsca dla dzikich zwierząt” (1964), „Serengeti nie może umrzeć: 367000 zwierząt szuka swego państwa” (1968), „Dwadzieścia zwierząt i jeden człowiek” (1965), „Z kamerą przez Australię” (1970) oraz „Tropiliśmy słonia Tiemoco” (1972).
Dlatego też zainicjował wydawanie wielotomowej „Encyklopedii królestwa zwierząt”, do której kilkuset zoologów przygotowało hasła. W 1954 roku nakręcił film „Nie ma miejsca dla dzikich zwierząt”, zyskując za ten obraz Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie, ale też narażając się na krytykę.
– Bardzo mnie za film „Nie ma miejsca dla dzikich zwierząt” – atakowano, wyśmiewano – mówił w wywiadzie dla RWE Grzimek. – Niestety, miałem rację. Dziś zawarte w nim ostrzeżenie byłoby jeszcze o wiele ostrzejsze. To prawda, świadomość ekologiczna bardzo się rozwinęła. Ale te wielkie międzynarodowe wysiłki nie mogły powstrzymać procesu niweczenia przyrody.
Lew? Najlepiej w Serengenti
Bernhard Grzimek był mocno zaangażowany w powstanie i utrzymanie Parku Narodowego Serengeti.
Ten park, położony w północno-zachodniej Tanzanii, w centralnej części równiny Serengeti, na wschód od Jeziora Wiktorii należy do największych i najbardziej znanych obszarów chronionych na świecie. Jego powierzchnia wynosi 14.763 km kw. Ochroną rezerwatową objęty w został w 1929 roku, zaś w 1951 uzyskał status parku narodowego. Inicjatorem założenia parku w tej postaci i jego poszerzenia był właśnie Bernhard Grzimek.
Park Serengeti obejmuje płaską równinę porośniętą trawiastą sawanną, z pojedynczymi skalistymi wzgórzami i kępami drzew akacjowych. Słynie z migrujących sezonowo (w porze suchej, od października do maja) ogromnych stad kopytnych: antylop, zebr, gazeli, bawołów. Poza tym żyją tam: żyrafy, słonie, nosorożce, a z drapieżników: krokodyle, lwy, lamparty, gepardy, hieny, likaony, szakale i pytony. Park ten został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
– Kto urodził się lwem, powinien pragnąć przyjść na świat w Serengeti – mawiał Bernhard Grzimek.
Ale na lwy – jak zresztą chyba na cały świat patrzył niekonwencjonalnie, po swojemu.
– Im dłużej bada się lwy, tym więcej szacunku ma się także dla hien. Wielu ludzi może uważać je za brzydkie, ale jeśli chodzi o polowanie, nie mają sobie równych. Podczas gdy lew atakuje bez większego przygotowania, hieny najpierw szukają najsłabszego ogniwa. Są prawdziwymi strategami sawanny – mówił w wywiadzie dla „Sueddeutsche Zeitung”.
Jego książka o Serengeti została przetłumaczona na 36 języków. W czasach realnego socjalizmu był najbardziej poczytnym pisarzem niemieckim w Związku Radzieckim.
Bernhard Grzimek – laureat Oscara i Złotej Kamery
Nakręcony w 1959 roku film „Serengeti nie może umrzeć” przyniósł mu niepowtarzalny sukces. W roku 1960 został nagrodzony Oscarem (za film dokumentalny) jako pierwszy niemiecki film po wojnie. Radość z sukcesu zmąciło osobiste nieszczęście. Podczas realizacji w wypadku lotniczym zginął syn słynnego zoologa.
Telewizyjny cykl „Miejsce dla zwierząt” przyniósł mu sławę nie tylko w Niemczech, ale i w innych krajach, gdzie był emitowany. Łącznie ukazało się 175 odcinków. Telewizja ZDF przyznała mu w 1968 roku Złotą Kamerę.
Od 1960 roku był profesorem na Wydziale Weterynarii Uniwersytetu w Giessen. Został doktorem honoris causa berlińskiego Uniwersytetu Humboldta (1960) oraz Uniwersytetu im. Łomonosowa w Moskwie (1981). Był jednym z założycieli Niemieckiego Związku Ochrony Przyrody i Środowiska. W latach 70. XX wieku pełnomocnikiem rządu Republiki Federalnej ds. Ochrony Przyrody. Aż do śmierci w 1987 był prezydentem Towarzystwa Zoologicznego we Frankfurcie.
Nysa pamięta o Grzimku
Zmarł 13 marca 1987 we Frankfurcie. Urnę z jego prochami przetransportowano do Tanzanii, by złożyć ją obok jego syna Michaela w sąsiedztwie krateru Ngorongoro.

W rodzinnej Nysie nie został zapomniany. Odsłonięta w 2008 roku tablica na budynku rektoratu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej upamiętnia go jako nysanina, słynnego zoologia i twórcę Parku Serengeti (w 2009 w tym samym budynku świętowano uroczyście stulecie jego urodzin). W 2014 roku do nyskich szkół i bibliotek trafił komiks „Z Nysy do Serengeti” wg scenariusza Grzegorz Auguścika z rysunkami Konrada Okońskiego.
Czytaj także: Świadkowie Tragedii Górnośląskiej wciąż mają ją przed oczami
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.