Czyli promuje posła w swojej gminie czy powiecie, trzaska sobie z nim zdjęcia, autoryzuje zbójeckie działania PiS w oczach mieszkańców, a w zamian zostaje zasypany milionami rozmaitych dotacji. Oczywiście, milionami najpierw odebranymi wszystkim samorządom, czyli wam, drodzy czytelnicy, by potem hojnie obdarowywać już tylko tych grzecznie aportujących władzy (pardon: synergistów).
Zgodnie z tą linią podziału, samorządowiec, który na taki układ z posłem czy posłanką nie pójdzie, a już nie daj Boże ośmieli się PiS skrytykować, zostanie przykładnie ukarany. Czyli zabytki w jego gminie nie doczekają się dotacji, wyremontuje mniej dróg, braknie mu na inne inwestycje. Słowem, będzie wzięty głodem i wystawiony na żer swoich wyborców. Bo władza liczy na to, że na wiosnę mieszkańcy pokażą takiemu włodarzowi czerwoną kartkę. Będą go postrzegać jako mniej skutecznego od sąsiada, który dzięki układowi z posłem pochwali się nowymi inwestycjami, a jak trzeba, to i wioskę przemieni w miasto.
Oczywiście, rzecz nie dotyczy tylko samorządowców. Ten mechanizm rozsiewa się na szereg instytucji. Ociepa mógłby tak po prostu diagnozować potrzeby regionu i pomagać najbardziej potrzebującym instytucjom. Ale to byłoby za proste. Dlatego widzimy ten ciąg technologiczny „wsparcia za poparcie”. Jak na Politechnice Opolskiej czy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, gdzie w zamian za publiczne miliony idzie personalna pomoc kandydatowi Ociepie, wejście do jego wyborczego komitetu, a nawet – jak w przypadku rektora – start w wyborach z listy PiS.
Już pomijając protekcjonalny styl Ociepy, który obrońców demokracji nazywa „obrażalskimi”, trudno o bardziej cyniczny układ, który jest kpiną ze zdrowej organizacji państwa, gdzie obowiązują jasne zasady finansowania samorządów, wyższych uczelni i szpitali, a nie załatwiactwo posłów. Wiceminister obrony, który w dobie wojny jeździ od rana do wieczora po wioskach i „rozdaje” kasę na asfalt, leczenie chorych czy seniorów, to jawna promocja politycznej korupcji, a nie żaden „lobbing na rzecz regionu”. Przecież ten cyrk się odbywa w każdym województwie. Od Sopotu po Zakopane posłowie PiS zapewniają, że drogi i szpitale są budowane dzięki nim, a nie pieniądzom podatników lub zaciąganym przez państwo kredytom, które będą spłacać nasze wnuki.
Wynik wyborów 15 października da odpowiedź na pytanie, czy będziemy dalej ewoluować w stronę republiki bananowej, w której wszyscy kłaniają się w pas jaśniepaństwu z Warszawy, czy uda nam się wrócić na kurs względnej normalności w relacjach państwo-samorząd-obywatele. Nie mam złudzeń: wygrana PiS rozwinie i zabetonuje ten klientystyczny układ, skasuje resztki autonomii samorządów i spowoduje, że przygniatająca większość elit zacznie się tulić do piersi posłów PiS. Jak na Węgrzech, które lewitują w stronę Rosji, krajem rządzi nowa, orbanowska oligarchia, a „obrażalscy” mieszczą się już na kilku kanapach.
Czytaj także: Opolscy listonosze muszą rozprowadzać ohydną propagandę
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.