Pierwsze słowo pochodzi od zbitki dwóch innych wyrazów: „free”, czyli darmowy, wolny i „vegan” czyli „weganin”. Drugie pojęcie, jest niemalże nierozerwalnie związane z tą ideą i znaczy mniej więcej tyle, co ratowanie żywności wyrzuconej na śmietnik. Reasumując: freeganie skipują, przeszukując głównie kontenery przy sklepach spożywczych i szukają żywności przeznaczonej do utylizacji, ale jadalnej. Warto dodać, że choć ruch ten zapoczątkowali weganie, to wielu freegan je nie tylko produkty odzwierzęce, ale i samo mięso.
– Dla mnie to jest taki trochę rodzaj buntu przeciwko konsumpcyjnej machinie, niszczącej nasz świat – mówi nam Ada, freeganka z Opola. – Ludzie marnują mnóstwo jedzenia. Eksplorujemy ten świat do cna, zabieramy dużo więcej niż nam się należy, a potem jak gdyby nigdy nic, wyrzucamy to do śmieci, a w wielu miejscach ludzie wciąż umierają z głodu. To okropne
Na freeganizm ludzie decydują się nie tylko z pobudek ideologicznych. Są też tacy, którymi kieruje najzwyczajniej oszczędność. Co takiego jednak można znaleźć w tych kontenerach?
– Ja nie szukam niczego konkretnego. Jestem wegetarianką, więc interesuje mnie wszystko poza mięsem – zaznacza Ada. – Oprócz warzyw i owoców na śmietnikach często można znaleźć nabiał oraz różne produkty przetworzone: jogurty, wafelki, ciasto. Mija ich data ważności, ale to jedzenie często jest jeszcze zdatne do spożycia. Warto przecież odróżniać informację „najlepiej spożyć do” od „należy spożyć do”. Poza tym przecież mamy zmysł węchu, wzroku czy smaku.
Bardzo często sklepy wyrzucają np. obite pomidory i jabłka czy sczerniałe banany, których wiele osób nie chce kupować. Warzywa również zdarzają się nagminnie. Często w wielokilogramowym worku ziemniaków tylko jeden czy dwa są zepsute! Czasem sklepy pozbywają się produktów, bo te mają uszkodzone opakowania. W kontenerach zdarzają się też różnego rodzaju napoje, nawet markowe, a czasem piwo.
Freeganizm się rozszerza
– Pierwszy raz spróbowałam tego we Francji, potem w Norwegii, trochę też na Islandii. Myślę, że można próbować wszędzie – tłumaczy Ada, dodając, iż nie ma w tym większej filozofii. – Po prostu czekasz na odpowiednią godzinę, zabierasz rękawiczki, worki, latarkę i idziesz szukać sklepowych śmietników z jedzeniem. Gdy się wprawisz, to masz swoje miejscówki. Dobrze jest mieć znajomego w sklepie, który „da cynk”. Ja po prostu gdy mam wolny wieczór, czas i chęci, to idę szukać. Jak ktoś się brzydzi, to niech nie chodzi, ja zawsze ubieram rękawiczki, a wszystko co znajduję, myję później w domu.
Idea ta w naszym kraju ma coraz więcej zwolenników. Tym bardziej, że nie ma tu podziału na wiek, zarobki, czy poglądy polityczne. Społeczność freegan cały czas się rozrasta, czego wyznacznikiem może być fakt, iż ogólnopolska grupa na portalu Facebook „Freeganizm w Polsce” zrzesza już dobrze ponad 45 tys. członków. W tym gronie grupy dzielą się oni różnego rodzaju informacjami, czy radami lub chwalą się udanymi „łowami”. Podpowiadają także, gdzie w danej lokalizacji jest dużo do zebrania lub też po prostu zapraszają do odbioru żywności od siebie, w przypadku, gdy ktoś wziął czegoś za dużo i jedzenie mogłoby się zmarnować.
Można tam również najzwyczajniej w świecie natrafić na różnego rodzaju przepisy, jak przyrządzić regularny posiłek z tego, co udało się znaleźć, czy też choćby upiec ciasto. Tak, jak w przypadku jednej z opolskich grup tego typu: „Spód biszkoptowy znaleziony w jednym śmietniku. Wierzch wysmarowywałem serkiem waniliowym, który też znalazłem. Wyłożyłem warstwą freegańskich owoców: banan, gruszka, ananas, winogrona. To posypałem płatkami z musli i mąką kokosową ze śmietnika. Na wszystko nałożyłem bitą śmietanę i to jest jedyna rzecz. jaką kupiłem. Na wykończenie dodałem podsmażone jabłka. Ciasto szybkie i bardzo smaczne”.
– We freeganizmie podoba mi się też wymyślanie potraw z tego, co się znalazło. Zwyczajowo człowiek ma na coś ochotę, a potem idzie do sklepu i kupuje wszystkie potrzebne składniki. Tu jest trochę inaczej, bo musisz dostosować się do tego, co wypatrzyłeś. Dla mnie to więcej frajdy z gotowania – śmieje się Ada.
Czy to jest legalne?
Warto odnotować, że prawo w naszym kraju nie reguluje freeganizmu i skipowania, a status prawny śmieci również nie jest jednoznaczny. Pewnym jest, iż sklepy mają obowiązek wycofać ze sprzedaży produkty niezdatne do spożycia i zadbać o ich odbiór, jak również tymczasowo je magazynować, np. właśnie w śmietnikach.
Na wszelki wypadek freeganie mają swoje zasady skipowania. Ta najważniejsza głosi, by nie włamywać się do śmietników, które są zamknięte lub stoją na terenie ogrodzonym, bo byłoby to nielegalne. Należy także pamiętać, by nie zabierać więcej, niż jest się w stanie wykorzystać. Trzeba także zostawić po sobie porządek.
W większości skipujący polecają wybierać się „na akcję” po zamknięciu sklepu i po wyjściu z niego pracowników. „Najlepiej odczekać jeszcze z godzinę od momentu zamknięcia – czytamy w poradach – a to choćby dlatego, żeby uniknąć różnych nieprzyjemnych sytuacji lub po prostu nie przeszkadzać pracownikom sklepu, którzy jeszcze wykonują swoje zadania”. Można też chodzić na targowiska pod koniec pracy sprzedawców i pytać, czy mają jakieś produkty, które chcą wyrzucić/
– Kiedyś natknęliśmy się ze znajomymi na pracownice sklepu, które akurat wyrzucały górę jedzenia do kontenerów – wspomina Ada. – Podeszliśmy i zapytaliśmy, czy zechciałyby nam to po prostu dać, ale powiedziały że nie mogą. To oczywiście zrozumiałe, bo takie mamy prawo. Więc grzecznie poczekaliśmy, a potem załadowaliśmy seicento jedzeniem po brzegi. To był akurat bardzo owocny wieczór, bo nie zawsze tak się zdarza. Czasem znajduję dwa banany, ziemniaka i tyle – dodaje.