Film o rodzinie Ulmów. Jeden istotny wątek twórcy pominęli
Nie bez wzruszenia obejrzałem w opolskim „Heliosie” dokumentalny film Dariusza Walusiaka „Ulmowie. Błogosławiona rodzina”. Jego autor wykazał się niebywałą intuicją i w 2004 roku, kiedy o bohaterskich mieszkańcach Markowej mało kto jeszcze słyszał, nagrał wspomnienia świadków. Wśród nich rodzonego brata bł. Józefa Ulmy. Film pokazuje też w sposób bardzo precyzyjny i przenikliwy antychrześcijański charakter nazistowskiej ideologii.
Jednego mi zabrakło. Choćby wzmianki o tym, że do śmierci małżeństwa Ulmów, ich dzieci i Żydów, którym udzielili oni schronienia, przyczynił się donosiciel – granatowy policjant, który ich zadenuncjował Niemcom. Chcę wierzyć, że twórcy filmu kierowali się tylko ostrożnością, bo przy większości relacji o tym czynie Włodzimierza Lesia pojawia się słowo „prawdopodobnie”. Byłoby o wiele gorzej, gdyby świadomie chcieli ten udział polskiego policjanta w zbrodni ukryć (nie ma zresztą pewności czy Leś był bardziej Polakiem czy Rusinem).
Warto sobie wciąż na nowo uświadamiać, że udział policjanta w zbrodni nie obciąża Polaków jako takich. Dokładnie tak samo, jak męczeństwo Ulmów, za których wstawiennictwem wielu katolików – piszący te słowa także – będzie się modlić za swoje rodziny, nie uszlachetnia nas jako narodu ani z automatu nie uwzniośla.
Jak to pisał Witold Gombrowicz w „Dziennikach”? „Wy jesteście dla mnie ważniejsi od Mickiewicza (także od Ulmów – przyp. aut.), wy, żywi. I ani ja, ani nikt inny, nie będzie sądził narodu polskiego według Mickiewicza lub Szopena, ale według tego, co tu się dzieje, jacy wy jesteście i co tu się mówi”.
W czasie kampanii wyborczej te słowa wieszcza powinny nam wszystkim brzmieć w uszach wyjątkowo mocno.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.