Założycielami Fundacji są dzieci nieżyjącego Romana Kirsteina, opozycjonisty w PRL-u i przewodniczącego pierwszej opolskiej „Solidarności”.
Andrzej i Wioleta są z dziada pradziada mieszkańcami Wróblina, na piknik „Sami swoi”, z udziałem Czeczenów, Ukraińców i Białorusinów, przyszli z ciekawości.
– Mieszkaliśmy dziesięć lat w Monachium, więc wielokulturowość nas nie dziwi, ani nam nie przeszkadza. Wprost przeciwnie, dobrze, że coś się u nas zmienia – mówiło małżeństwo z Wróblina. – A jak się u nas dobrze dzieje, to tylko się cieszyć.
Sobotni piknik był drugim dniem imprezy „Sami swoi”. W piątek w Centrum Dialogu Obywatelskiego odbyło się spotkanie z Mariną Hulią, która mówiła „O mądrym pomaganiu”.
Marina Hulia, Ukrainka z czeczeńskimi korzeniami, nauczycielka rosyjskiego, społeczniczka, od ponad 25 lat mieszka w Polsce. W Centrum Dialogu Obywatelskiego opowiadała o czeczeńskich dzieciach z białoruskiego dworca Brześć, które po pierwszej inwazji Rosji na Czeczenię uciekły ze swoimi matkami z ogarniętej krwawą i okrutną wojną ojczyzny.
Próbując bezskutecznie dostać się do Polski koczowały tygodniami, bez jedzenia, na białoruskim dworcu w Brześciu. Maria Hulia stworzyła im na dworcu szkołę, pomagała też nakarmić tym, co było dostępne, czyli robionymi na dworcu podpłomykami. Teraz z osiemnastką dzieci przyjechała do Opola.
Nie dostrzegać barier, a chcieć poznać drugiego człowieka
W sobotę w opolskim Wróblinie na pikniku „Sami swoi” była zabawa, tańce czeczeńskie, ukraińska muzyka, ognisko i rozmowy. I dużo atrakcji dla dzieci. Śpiewała 12-letnia Alisa i 16-letnia Mirosława. Dziewczęta z Kijowa po raz kolejny zademonstrowały, że Ukraińcy są rozśpiewanym narodem.
– Piknik ma integrować i bawić, przełamywać bariery i granice – mówiła „Opolskiej” Agnieszka Rybka, córka nieżyjącego Romana Kirsteina. – Chodzi o to, żeby pokazać, że pomimo innej kultury, innej wiary, ci ludzie tak samo się uśmiechają i bawią. I przeżywają różne sytuacje, jak wszyscy.
Córka Romana Kirsteina mówi, że ich tato utrzymywał kontakt z Andżelika Borys, prześladowaną przez reżim Łukaszenki szefową Związku Polaków na Białorusi.
– Tato był otwarty na ludzi – dodaje Agnieszka Rybka. – „Nie dostrzegać barier, a chcieć poznać drugiego człowieka”, tak też zostaliśmy wychowani – dodaje Agnieszka Rybka.
– U nas na placu zabaw słyszymy, jak ukraińskie dzieci bawią się z polskimi, chodzą razem do przedszkola, ich mamy też ze sobą rozmawiają – mówi Aleksandra Zwarycz, przedstawicielka rady dzielnicy z Wróblina. – Patrząc na społeczność wróblińską, tych różnic już nie widać. A tutaj dzieci się bawią i poznają. Możemy pokazywać wielokulturowość.
Na pikniku była też Irena Kirstein, wdowa po Romanie. – To dobrze, że ludzie chcą się wzajemnie poznawać – podkreśliła.
Taniec bezdotykowy
Poznanie się pozwala zrozumieć różne zachowania i zaskakujące sytuacje. Dziennikarka „Opolskiej” chciała, żeby 18-letni Rasum i 18-letni Ramzan ustawili się do wspólnego zdjęcia z czeczeńskimi dziewczętami. Te jednak odmówiły. Nie dlatego, że taki miały kaprys, tylko dlatego, że religia im na to nie pozwala.
Czeczeńcy, najmłodsi i starsi, zademonstrowali żywiołowo swoje narodowe tańce. Jeden z nich Marina Hula zapowiedziała, jako „taniec bezdotykowy”.
– W przeszłości było tak, że jak chłopak w tańcu dotknął dziewczynę, to musiał się z nią ożenić, stąd taniec bezdotykowy – wyjaśniała Marina Hulia.
Potem, kiedy zapraszała do tańca m.in. Michała Branickiego, przewodniczącego Młodzieżowej Rady Miasta w Opolu, żartobliwie go przestrzegała: – Michał, pamiętaj, jak dotkniesz w tańcu dziewczynę, to w poniedziałek biegniemy do USC.
Jak podkreślali przedstawiciele rady dzielnicy Wróblina, ważnym jest, żeby chcieć się wzajemnie poznać i przestać dostrzegać różnice, które są coraz mniejsze.
– Chcemy poznać ich kulturę i styl życia, niektórzy mają straszne doświadczenia, które zostaną z nimi na całe życie – mówi Natalia Okos, wiceprzewodnicząca Młodzieżowej Rady Miasta w Opolu. – Ale też uczymy się, jak przyjmować młodych ludzi, którzy przed cierpieniem uciekają do Polski. Nasze pokolenie już nigdy nie powinno dopuścić do wojny.
– Mimo ogromu cierpień, przez które przeszli, chcą się bawić, spotykać i jest w nich radość życia – dodał Michał Branicki.