Opolanie stracili miejsca w Sejmie i Senacie
Zdobyłam blisko 13 tysięcy głosów z piątego miejsca na liście. To jest bardzo dobry wynik – ocenia Violetta Porowska.
Zapewnia też, iż nie zamierza się wycofywać z życia politycznego.
– Raz się wygrywa, raz się przegrywa. Na pewno nie zamierzam zniknąć z państwa radarów – deklaruje.
Szczegółów posłanka PiS kończąca wkrótce swoją pracę w Sejmie nie chce ujawniać. W kuluarach mówi się jednak, że na celowniku ma dyrektorskie stanowisko w szpitalu w Nysie. To jednostka podległa nyskiemu starostwu, w którym rządzi PiS.
Długo dyrektorski stołek w tej placówce był atrakcyjny, ale od pewnego czasu sytuacja finansowa szpitala w Nysie staje się coraz gorsza. Stanowisko zastępcy dyrektora ds. finansowych pozostaje nieobsadzone. Dla Violetty Porowskiej byłaby to jednak szansa na w miarę lukratywną posadę na około pół roku, do czasu wyborów samorządowych zaplanowanych na wiosnę 2024 roku. No i nie można mówić, że nie ma w tej branży doświadczenia. W przeszłości była prezesem spółki Vital Medic z Kluczborka.
Opolanie stracili miejsca w Sejmie i Senacie. Jak nie szpital, to miejska spółka w Opolu?
A gdyby z jakichś przyczyn w Nysie nie wyszło – czy to już teraz, czy dopiero po jakimś czasie – to polityczka PiS ma jeszcze gdzie wracać. Mowa o spółce Centrum Zdrowia w Opolu.
Tu sytuacja jest jednak dosyć specyficzna. Ta miejska spółka powstała w 2022 roku, a w skład jej zarządu weszli ówcześni dyrektorzy trzech miejskich przychodni: Centrum przy ul. Kościuszki, Śródmieście przy ul. Waryńskiego i Zaodrze przy ul. Licealnej.
Tak się jednak składa, że nominalnie dyrektorką przychodni Centrum jest właśnie Violetta Porowska. Żeby było jeszcze zabawniej, na to stanowisko wiosną 2015 roku przyjmował ją Janusz Kowalski. Ten sam, z którym w niedzielę stoczyła zacięty i ostatecznie przegrany o niecałe dwa tysiące głosów bój o czwarty poselski mandat przypadły kandydatom PiS na Opolszczyźnie.
W 2015 roku Janusz Kowalski był wiceprezydentem Opola, a Violetta Porowska radną sejmiku z ramienia PiS. Gdy jesienią 2015 obóz PiS wygrał wybory parlamentarne, on odszedł z ratusza, by budować swój kapitał finansowy w spółkach skarbu państwa, ona zaś objęła stanowisko wicewojewody opolskiego.
Wtedy też Violetta Porowska wzięła bezterminowy, bezpłatny urlop na stanowisku dyrektora przychodni Centrum w Opolu. W międzyczasie – jak już wspomnieliśmy – przychodnia przy ul. Kościuszki stała się częścią spółki. Nie oznacza to jednak, że w razie chęci powrotu posłanka PiS kończąca kadencję w Sejmie z automatu zostanie wiceprezesem Centrum Zdrowia w Opolu.
– Pani Violetta Porowska nie jest urlopowanym członkiem zarządu. Jest natomiast urlopowanym pracownikiem spółki – mówi Tomasz Halski, prezes Centrum Zdrowia w Opolu.
Opolanie stracili miejsca w Sejmie i Senacie. Violetta Porowska i dobra mina do złej gry
Violetta Porowska jesienią 2019 roku wchodziła do Sejmu w glorii zdobywczyni 38,5 tys. głosów i liderki opolskiej listy PiS. Lepszy wynik w regionie miał tylko Witold Zembaczyński, ówczesna „jedynka” listy KO – ponad 40 tys. głosów. Violetta Porowska mogła sobie też przypisać historyczny sukces, bo kierowała wtedy strukturami PiS w regionie, a z listy partii po raz pierwszy do Sejmu weszło wtedy pięciu kandydatów: ona i Katarzyna Czochara, a także Janusz Kowalski, Kamil Bortniczuk i Marcin Ociepa.
Trójka panów szybko zaczęła się rozpychać w Sejmie. Pomagał im fakt, że należeli do „przystawek” PiS, bez których partia Jarosława Kaczyńskiego nie miała samodzielnej większości. Zaś opolskie parlamentarzystki z PiS pozostały szeregowymi posłankami. I toczyły boje o wpływy w regionie, obsadzając swoimi ludźmi m.in. agencje rolne.
Z czasem notowania Violetty Porowskiej na Nowogrodzkiej zaczęły spadać. Partia zmieniła strukturę, „namiestnikiem” regionu mianując Przemysława Czarnka. Violetta Porowska straciła miano szefowej PiS w regionie. Została pełnomocnikiem na zachodnie powiaty województwa, na które składa się okręg senacki nr 53. Co było politycznym policzkiem, bowiem pełnomocnikiem na okręg nr 52 (Opole i powiat opolski), z którym ona sama od lat jest silniej związana, został wojewoda Sławomir Kłosowski.
To, że na skutek partyjnych rozgrywek wylądowała na piątym miejscu listy, a Katarzyna Czochara na trzecim, potwierdziło tylko nienajlepsze notowania Violetty Porowskiej w centrali PiS. Teraz, gdy jej przygoda z Sejmem kończy się po jednej kadencji, niegdysiejsza szefowa partii w regionie robi dobrą minę do złej gry. Porowska jest bowiem jedną z największych przegranych tych wyborów na Opolszczyźnie.
Szczególnie, że jej blisko 13 tys. głosów to więcej, niż trójki kandydatów KO, którzy jednak zostali posłami. Mowa o Danucie Jazłowieckiej, Rajmundzie Millerze i Tomaszu Kostusiu, którzy zdobyli po 11,5-11,8 tys. głosów. Stało się tak, ponieważ lista KO zdobyła jednak 161 tys. głosów, a PiS 150 tys.
Wojewoda jeszcze na parę tygodni
Będąc już przy osobach, które startowały z list PiS, nie sposób nie wspomnieć również o porażce wojewody Sławomira Kłosowskiego. Cztery lata temu startując z 6. miejsca zdobył 5 850 głosów. Działo się to kilka miesięcy po tym, jak stracił mandat europosła, a sprawując go nie był zbyt aktywny w regionie.
Teraz też startował z 6. miejsca, ale po 2,5 roku piastowania stanowiska wojewody opolskiego. Przez ten czas Sławomir Kłosowski miał okazję dać się „opatrzeć” wyborcom PiS, choćby poprzez rozdawanie pieniędzy z puli krajowych na modernizacje dróg lokalnych. Na pewno był bardziej widoczny na regionalnym podwórku, niż gdy był europosłem. A mimo to zdobył w niedzielę 4 630 głosów. O ponad tysiąc mniej, niż cztery lata temu.
Wszystko wskazuje, iż PiS nie zmontuje rządu, a władzę przejmie obóz demokratycznej opozycji. To zaś oznacza, że w najbliższych tygodniach Sławomirowi Kłosowskiemu przyjdzie wyprowadzić się z gabinetu wojewody. I poszukać innego zajęcia. Czy będzie to powrót do zawodu nauczyciela? Tego wykluczyć nie można.
Opolanie stracili miejsca w Sejmie i Senacie. Porażki ludzi prawicy w walce o Senat
To samo czeka Jerzego Czerwińskiego, który przez ostatnich osiem lat był senatorem PiS z okręgu nr 51 (wschód województwa). Tam PiS w ostatnich latach zawsze wypadał lepiej, niż opozycja. Dlatego tym większym zaskoczeniem był fakt, że urzędujący senator przegrał tam z Tadeuszem Jarmuziewiczem z KO. Złośliwi twierdzą nawet, że Jarmuziewicz wygrał, bo nie prowadził praktycznie żadnej kampanii.
– Gdyby zaczął się spotykać i rozmawiać z ludźmi, to pewnie by przegrał. Brak aktywności zadziałał na jego korzyść – śmieje się polityk opozycji.
Jerzy Czerwiński nie chciał rozmawiać na temat tego, co teraz zamierza robić. Powiedział, że pomysły ma, ale nie będzie się nimi dzielił z mediami. Przypomnijmy, ze z zawodu jest nauczycielem.
Mniej dotkliwe – przynajmniej zawodowo – są porażki dla pozostałych dwóch kandydatów PiS. Prof. Marcin Lorenc, rektor Politechniki Opolskiej, wskutek przegranej z dr. Piotrem Woźniakiem z Nowej Lewicy w okręgu nr 52 stanowiska na uczelni nie straci. Pytaniem pozostaje, czy dotrzyma deklaracji, iż w razie porażki swojej i obozu PiS, pod szyldem którego startował do Senatu, nie będzie się ubiegał o kolejną kadencję rektora PO.
Grzegorz Peczkis, który przegrał z Beniaminem Godylą z KO w okręgu nr 53, pozostaje natomiast pracownikiem naukowym Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Przypomnijmy, że był już senatorem PiS w kadencji 2015-2019. Teraz walczył o powrót do wyższej izby parlamentu, ale Beniamin Godyla obronił senatorski mandat zostawiając konkurencję daleko w tyle.
Były wojewoda znów chce być wojewodą
Po stronie KO mandatu posła nie obronił Ryszard Wilczyński. Zdobył 4 138 głosów. To oznacza, że żegna się z Sejmem po dwóch kadencjach. Trzeba jednak zaznaczyć, że utrzymanie mandatu z 9. miejsca na liście byłoby niemalże cudem. Dla porównania, cztery lata temu, startując z lepszej pozycji nr 4, Ryszard Wilczyński uzyskał 6 436 głosów.
W kuluarach już słychać jednak, że były poseł KO widziałby siebie ponownie w roli wojewody opolskiego. Zapytany o to, Ryszard Wilczyński nie zaprzecza.
– Pełniłem tę funkcję osiem lat – mówi. – Byłem jednym z ośmiu wojewodów, którzy zaczynali w 2007 roku i kończyli ją w 2015 roku. Posiadam więc odpowiednią wiedzę i doświadczenie. Jeśli koalicja zdecyduje mi się ponownie powierzyć funkcję wojewody opolskiego, to ja jestem gotów ją pełnić.
Przy czym nie on jeden widzi siebie w fotelu wojewody. W Platformie od kilku osób usłyszeliśmy, że wicemarszałek województwa Zbigniew Kubalańca już od pewnego czasu ostrzy sobie zęby na tę funkcję.
Jeśli Ryszard Wilczyński wojewodą nie zostanie, to będzie mógł wrócić do pracy w urzędzie marszałkowskim. Od 16 lat pozostaje bowiem na bezpłatnym urlopie. Kiedy odchodził z urzędu, był pełnomocnikiem ds. rozwoju obszarów wiejskich. To by oznaczało pracę w departamencie rolnictwa i rozwoju wsi. Do emerytury zostały mu jeszcze dwa lata.
Ryszard Galla poza Sejmem po 18 latach
Na emeryturę mógłby się natomiast udać Ryszard Galla. Wieloletni poseł Mniejszości Niemieckiej, który w sejmowych ławach zasiadał nieprzerwanie od 2005 roku, stracił poselski mandat. Zdobył 8 743 głosy, a cała lista MN 25 778 głosów. To nie wystarczyło, by brać udział w podziale mandatów poselskich na X kadencję Sejmu. Dla porównania, cztery lata temu listę MN poparły ponad 32 tys. osób, a samego Ryszarda Gallę prawie 14 tys.
Ale wedle wstępnych deklaracji, Ryszard Galla na emeryturę jeszcze się nie wybiera.
– Życie będzie toczyło się dalej – komentował, gdy już było wiadomo, że przestanie być posłem.
– Mogę zapewnić, że zdobyte przez lata pracy w parlamencie doświadczenie będę się starał nadal wykorzystywać w publicznej działalności zarówno dla dobra mniejszości niemieckiej, jak i dla naszego regionu – zapowiedział.
Marcin Oszańca tuż pod kreską
Można powiedzieć, że o poselski mandat otarł się Marcin Oszańca, prezes opolskiego PSL. Startował z 2. miejsca listy Trzeciej Drogi w regionie. Długo zresztą wydawało się, że będzie jej liderem. Ale potem okazało się, że wskutek układanek na poziomie centralnym pomiędzy Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem a Szymonem Hołownią to przedstawicielowi Polski 2050 przypadła „jedynka” wspólnej listy na Opolszczyźnie.
Marcin Oszańca aktywnie walczył o wejście do Sejmu. Szerokim echem odbiła się jego propozycja, aby w granice województwa opolskiego włączyć powiat raciborski wraz z Raciborzem. Ostatecznie uzyskał jednak 7 329 głosów. Adam Gomoła, nr 1 listy, prawie 22 tysiące, cała lista zaś ponad 61 tysięcy. Gdyby Trzecia Droga zebrała nieco ponad tysiąc głosów więcej, to na Wiejską trafiłby również Marcin Oszańca, a posła nie miałaby opolska Konfederacja.
Lider opolskich ludowców, choć poniósł porażkę, niekoniecznie musi się jednak uważać za przegranego. Szczególnie, że w jego kontekście również pojawiły się plotki, iż mógłby zostać wojewodą bądź wicewojewodą, bądź objąć tekę wiceministra bliżej nieokreślonego resortu w stolicy.
On sam kategorycznie jednak temu zaprzecza i zaznacza, że pozostaje na stanowisku dyrektora Departamentu Rolnictwa i Rozwoju Wsi w urzędzie marszałkowskim w Opolu. Tam, gdzie może trafić Ryszard Wilczyński. O liderze ludowców mówi się zaś, że kampania do Sejmu miała pomóc mu zbudować grunt pod jego właściwy cel – wejście do zarządu województwa po wyborach samorządowych za pół roku.
Czytaj także: Opolscy posłowie na Sejm. Kto zdobył najmniej, a kto najwięcej głosów?
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.