Świat stoi otworem. Żadnych ograniczeń w podróżowaniu przez cały rok. Właśnie ktoś mi powiedział, że na wakacjach był na Malediwach, gdzie mieszkał w dżonce na wodzie. Sąsiadka wróciła z Zanzibaru, ktoś inny z Wybrzeża Kości Słoniowej… Zapewne z każdego z tych miejsc można przywieźć nieznaną w naszym kraju chorobę.
– Każdy rejon świata, w zależności od warunków klimatycznych i warunków epidemiologicznych, a także standardów życia, ma swoje choroby. Zupełnie inne będą na Syberii, o czym opowiadali nasi przodkowie tam wywożeni, a zupełnie inne na Zanzibarze, czy w Azji. Inaczej będzie w hotelu o wysokim standardzie, tam niebezpieczeństwo chorób raczej jest niewielkie.
Ale duża część podróżujących wybiera turystykę na dziko, z dala od tych „gwiazdkowych” hoteli.
– W warunkach terenowych jesteśmy narażeni na wszystkie choroby występujące w danym terytorium. A wiedzę o tym, jakie to choroby zawsze możemy uzyskać w przychodniach medycyny tropikalnej. Albo od lekarzy zakaźników, specjalistów zajmujących się tym. Oni o tym wszystkim informują, zalecają określone postępowanie i określone szczepienia.
Niestety, jako ordynator oddziału zakaźnego ciągle przyjmuję ludzi, którzy kompletnie te wszystkie zalecenia lekceważą. Jak się okazuje, przekonanie że „mnie nic nie grozi” zawodzi. Lekceważone są szczepienia, które powinniśmy przejść przed wyjazdem na egzotyczne wakacje. Na całym świecie są ruchy antyszczepionkowe, dezinformujące i głoszące o szkodliwości szczepień. Ktoś nimi steruje, nikt za te szkodzące działania nie ponosi konsekwencji. A ci, którzy im wierzą, ponoszą ciężkie konsekwencje zdrowotne. Włącznie ze śmiercią. Na oddziale mamy przykłady zgonów na malarię. Malarię przenoszą określone komary.
Ile takich przypadków miał pan już w tym roku?
– Od początku tego roku miałem dziewięć przypadków malarii. Chorobę przywieziono z bardzo różnych rejonów świata. Akurat przed wyjazdem na urlop miałem dwa ciężkie przypadki malarii u pacjentów z Opolszczyzny. Wrócili z Gambii. Jakieś niemieckie biuro turystyczne powiedziało tym ludziom, że w tym rejonie świata nic im nie grozi. Osobiście doświadczyłem tego samego w Polsce od przedstawicieli firmy turystycznej informującej, że na danym terenie nie grozi malaria. A na oddział trafiali ludzie z malarią, którzy tam właśnie byli. Złożyłem w tej sprawie oficjalny protest. Dlatego, że trudno walczyć z chorobami, kiedy biuro turystyczne potrafi dezinformować. Choć oczywiście jest wiele przyzwoitych biur turystycznych, udzielających informacji, o tym z jakimi zagrożeniami można się spotkać w danym rejonie świata.
Jak się potoczył los pana pacjentów z Opolszczyzny?
– Oni przeżyli, akurat miałem leki. A nie zawsze są łatwo dostępne. Na te dziewięć przypadków w tym roku, żadna z tych osób nie zmarła. Chociaż kilka osób zgłosiło się dopiero po dwóch tygodniach trwającej gorączki. A to właściwie jest popełnianie samobójstwa. Mieliśmy leki i jakoś się udało. Więc pierwszą sprawą jest przekazanie informacji wyjeżdżającym o przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa. A druga sprawa to szczepienia. Sytuacje są różne, jak się jest w Południowej Afryce, w centrum miasta i luksusowym hotelu, którego nie powinno się opuszczać samodzielnie, to ryzyko chorób zakaźnych jest niewielkie. Ale jak jedzie się do jakichś parków narodowych na sawannie, to trzeba się liczyć z różnymi zagrożeniami.
Skąd pochodzą leki na malarię, gdzie ich musicie szukać?
– Ściągamy je na tzw. import docelowy wcześniej. Bo te leki trzeba natychmiast podawać. Zawsze je ma Instytut Medycyny Tropikalnej w Poznaniu.
A najczęstsze przypadki chorób poza malarią?
– Zdarza się też denga, jedna z częstszych chorób wirusowych tropikalnych wśród turystów, przenoszona przez komary. Może być bezobjawowa, a może prowadzić do gorączki krwotocznej. Jeśli objawy pojawią się po powrocie wakacji, natychmiast trzeba zgłaszać się do lekarza medycyny tropikalnej lub najbliższego oddziału zakaźnego.
Ale ta najczęstsza choroba to biegunka podróżnych, czyli zakaźna choroba przewodu pokarmowego, spowodowana bardzo różnymi czynnikami. Ostatni przypadek w naszym szpitalu to człowiek, który podróżował po całym świecie. Pojawiły się u niego gorączka, zapalenie płuc i biegunka. Na całe szczęście zorientował się, że leczony tam jest nie tak, więc przyleciał do Polski. Okazało się, że to ropień wątroby w przebiegu ameby. Przeżył, teraz czuje się dobrze.
Pewnie zdarza się, że z jakąś chorobą stykacie się na oddziale po raz pierwszy? Tak, jak w przypadku zakażenia amebą.
– Jesteśmy do tego przygotowani, ciągle się szkolimy. Teraz diagnostyka ogólna na bardzo wiele chorób jest dostępna, chociaż kosztowna. Dla nas zawsze pierwszą podstawową sprawą jest to, gdzie człowiek był, w jakich warunkach mieszkał, czy przestrzegał zasad bezpieczeństwa. A pożywienie bywa różne. Często ludzie jedzą street foody w Kambodży, Tajlandii, czy Wietnamie. W Tajlandii to jest nawet bardzo smaczne. Ale trzeba się liczyć z konsekwencjami.
Jak się zabezpieczyć, kiedy wylatujemy do Azji, Afryki, czy Ameryki Południowej?
– Gdziekolwiek lecimy, musimy być zaszczepieni. Problem może być też ze wścieklizną. Dlatego, że gryzą psy, koty, a tam się zwierząt nie szczepi. W wielu państwach błąkają się watahy psów. I kto na przykład w Indiach przejmuje się szczepieniem zwierząt? Ale też podchodzą do nas różne zwierzęta. Więc co kilka tygodni mamy na oddziale przypadki z pogryzionymi przez zwierzęta poza Polską.
Jak zostałam pogryziona na przykład w Bombaju, a nie jestem zaszczepiona, to muszę pewnie natychmiast wracać?
– Jak jest pani ubezpieczona, to zaszczepią panią w większości krajów. Bo tutaj bardzo ważny jest czas upływający od tego pogryzienia. Bez ubezpieczenia takie szczepienie może kosztować majątek. Tyle, że ubezpieczenie w Afryce nie oznacza ubezpieczenia w Polsce. Moja asystentka poleciała do Ghany, a tam w lepszych szpitalach, takich naszej rangi wojewódzkiej, jedynym środkiem dezynfekującym był ocet. A na sali operacyjnej przechadzał się ciągle kot… I to był ten lepszy szpital.
To może lepiej za daleko nie wyjeżdżać, tak, jak to robią teraz Polacy, podróżujący po wszystkich najdalszych zakątkach świata, a przecież czyha tam tyle niebezpieczeństw?
– To bardzo dobrze, że podróżujemy po całym świecie! Trzeba podróżować, zwiedzać świat. Bo wreszcie Polacy mogą. Przecież w PRL-u te podróże były niemożliwe. Wreszcie Polacy mają kontakt z innymi kulturami, nowymi osiągnięciami na świecie. Trzeba poznawać i przyswajać to, co pozytywne, do naszych warunków. Ale to wszystko trzeba robić rozsądnie.
Znam przypadki, że nawet z takiego kraju jak Chorwacja czy Grecja, mieszkając w dobrym hotelu, przywożono wirusa zapalenia wątroby.
– Nie, tego tak łatwo się nie przywozi! To są różne wirusy i różne drogi szerzenia się. Jedną z nich jest droga pokarmowa, to błędy higieniczne. Bo wirus przedostaje się z kałem. Dotyczy to typu A i E. Ale typem B można zarazić się drogą seksualną. Albo przez tatuaże. Takie przypadki znamy. A program szczepień przeciwko tym wirusom istnieje, trzeba się tylko zaszczepić. Ale niestety narasta ruch antyszczepionkowy… Jeśli chodzi o zapalenie wątroby typu B, to nie można się wyleczyć. To jest zaleczalne, ale nie wyleczalne. Bo ten genom wirusa się wbudowuje i siedzi w naszej komórce. A konsekwencją jest rak wątroby.
Ale Turcja to już zapewne bezpieczny kraj.
– Turcja ma piękne warunki, dobre hotele, ale endemicznie na tym terenie występuje pasmo zakażeń meningokokiem. Przenoszony jest drogą kropelkową. Jak państwo jedziecie do Turcji, to zaszczepcie się na meningoki, bo to jest choroba bardzo ciężka. Grozi inwalidztwem, ropnym zapaleniem opon mózgowych. Często kończy się amputacją kończyn albo zgonem. Ale tu znów wracam: wystarczy się zaszczepić!
Więc z tych egzotycznych kierunków wybieranych przez Polaków pozostają jeszcze Emiraty Arabskie. Ale tam są już tylko luksusowe hotele…
– Do nas po wakacjach w Emiratach Arabskich trafiały osoby z chorobami wenerycznymi.
Panie profesorze, wróćmy jeszcze do malarii, bo choć mówi się, że to choroba tropików, to jej przypadki pojawiły się w Grecji i we Włoszech.
– Ależ malaria była też nasza, endemiczna, obecna jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku na Polesiu. Były tam warunki do szerzenia się komarów przenoszących malarię, które zniknęły wraz z osuszaniem bagien i rozlewisk. A teraz proszę zwrócić uwagę, że klimat się ociepla. Więc jeśli te populacje będą przeżywały zimę, a będzie ciepło i wilgotno, to znów pojawią się u nas te gatunki komara. Proszę też pamiętać, że malaria w średniowieczu była wszechobecna. Poza krajami Wikingów, co zrozumiałe.
Czy malaria zawsze daje takie same objawy, ma tę samą postać?
– Jest pięć postaci malarii, a tą najbardziej niebezpieczną, mózgową, wywołuje plasmodium falciparum. Jest nadzieja, bo są badania i pojawiły się pierwsze doniesienia o szczepionkach. One już są testowane i wprowadzane ze skutecznością sześćdziesięciu procent. A to już wysoka skuteczność. Bo ta szczepionka zabezpiecza przed ciężkim przebiegiem choroby i przed śmiercią. Ale jeszcze nie zabezpiecza przed samą chorobą. Na malarię jest bardzo dobra profilaktyka doustna, którą należy stosować przed, w trakcie i po podróży. Także, kiedy jasno się mówi, że trzeba nosić długie rękawy, długie spodnie i pryskać się środkami przeciw komarom, to nie wolno tego lekceważyć. A jeśli ktoś gorączkuje po powrocie z wakacji, to musi się zgłosić jak najszybciej do lekarza zakaźnika. Wówczas jest szansa uratowania zdrowia czy życia. Na malarię się umiera, zaręczam pani.
Endemicznie występuje też w niektórych częściach Azji choroba Heinego-Medina, a my w Europie już o niej zapomnieliśmy. Ale kiedy świat otwarty, a dzieci się nie szczepi, to pewnie łatwo przyjechać z wakacji z takim niechcianym „bagażem”, wirusem Heinego-Medina.
– Występuje w Afganistanie i Pakistanie, są to pojedyncze przypadki tej choroby. Jesteśmy szczepieni, ale jak ktoś będzie odmawiał zaszczepienia, to choroba wróci. Ta choroba może być śmiertelna, ale nie zawsze. U większości ludzi kończy się inwalidztwem. Ludzie to lekceważą. A potem oczekują leczenia i opieki. Państwo polskie gwarantuje określone zasady profilaktyki, szczepień. Jest jeszcze tężec, to śmiertelna choroba, a jak ktoś nie przyjął przypominającej dawki szczepionki po dziesięciu latach, to może się po skaleczeniu rozwinąć tężec. A na wakacjach łatwo się skaleczyć, wystarczy nadepnąć na szkło.
Panie profesorze, to już chyba jasne: zanim pomyślimy o podróży życia, wcześniej trzeba pomyśleć o szczepieniach.
– Idziemy do specjalisty, lekarza zakaźnika albo medycyny tropikalnej, który poinformuje nas o realnych zagrożeniach i sposobach postępowania. A biegunki podróżnych zdarzają się nawet w najbardziej luksusowych hotelach. Poleci pani do Australii i tak się zdarzy. Bo to zmiana klimatu, jedzenia itd. – że nieczysto przygotowano żywność. Wtedy zetkniemy się z chorobą bakteryjną spowodowaną amebą albo czerwonką, albo czerwonką amebową. A malaria zdarza się rzadziej. Ale jak już powiedziałem, ciągle przyjmujemy kogoś z tą chorobą na naszym oddziale. Uważam, że jak ktoś się nie zaszczepił, a zachorował, to powinien zapłacić za swoje leczenie.
Czytaj też: Brak kroplówek w aptekach. „Do szpitala każą przyjść z własną”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.