Brat Sebastian Jankowski: Miało się skończyć na straszeniu
– Nie chciało wierzyć, że w 2022 roku coś takiego w ogóle może się zdarzyć. Dlatego, że ludzie do końca wierzyli, że na wojnie medialnej, na straszeniu się skończy. Dwa dni przed atakiem dowiedziałem się od naszych bezdomnych, że ambasada Rosji opuściła Kijów – przyznaje brat Sebastian Jankowski.
Czytaj też: Debata o napaści Rosji na Ukrainę: Tej wojny można było uniknąć
Żartowali, że jak taki wielki budynek został cały pusty, to może mógłby być przeznaczony dla nich.
– Dwa dni później już nam nie było do śmiechu. O czwartej rano obudziły nas wybuchy. Mieszkamy – my oblaci – w 20-piętrowym bloku liczącym 10 klatek schodowych. Panika była ogromna. Obudzone dzieci płakały. Ludzie bezradnie wyglądali przez okna. Przekonanie, że trzeba uciekać było powszechne, ale dokąd? – wspomina.
Brat Sebastian Jankowski pamięta, jak bardzo w pierwszej fazie wojna sparaliżowała życie miasta. Zamknięto sklepy, nie jeździło metro, milczały telefony na pogotowiu i policji. W ślad za wybuchami przychodziły podawane z ust do ust wieści, gdzie weszli Rosjanie, jakie budynki zajęli. Kto zginął.
Ludzie zdani na wsparcie z zewnątrz
– Wyjechaliśmy, po decyzji przełożonych, do Tywrowa koło Winnicy, 300 kilometrów na Zachód od Kijowa – relacjonuje.
– Wrażenie było takie, że cały Kijów wyjeżdża. Te 300 kilometrów jechaliśmy przez 15 godzin. Stale w korku. Blokowały się nie tylko główne trasy, ale nawet polne drogi. W Tywrowie pomagaliśmy uchodźcom z Doniecka, Bachmutu i innych miejscowości.
– Jak długo nie byliśmy w stanie prowadzić charytatywnej działalności na miejscu – bo Kijów był praktycznie pusty, można było odnieść wrażenie, że echo się między domami odbija – jeździłem z transportami pomocy z Polski na Ukrainę – opowiada brat Sebastian Jankowski.
– Staraliśmy się docierać z tą pomocą także do Kijowa. Ci, którzy zostali, nie tylko bezdomni, byli zupełnie zdani na wsparcie z zewnątrz. To wyglądało trochę podobnie, jak w Polsce w stanie wojennym. Tiry przyjeżdżały pod kościoły i to był znak dla mieszkańców, że można przyjść do makaron, kaszę itd. Brakowało naprawdę wszystkiego.
– Przywoziliśmy pomoc także do tych, którzy opuścili Kijów i zatrzymali się, żeby przeczekać najgorszy czas w okolicznych wioskach – podkreśla brat Sebastian Jankowski.
– Ale na przełomie maja i czerwca bezdomni, tak jak inni mieszkańcy, zaczęli do Kijowa coraz liczniej wracać. Szukali pomocy w Kurii Biskupiej. Prosząc nawet o chleb i wodę. To był dla nas sygnał, że trzeba wracać do normalnej działalności i do stacjonarnej troski o ubogich na miejscu. Biskup bardzo nas o powrót do tej pracy prosił.
- Jak wygląda życie w kraju ogarniętym wojną?
- Co Ukraińcy mówią dziś o Polakach?
- W jakich miejscach wyszukać ubogich?
- Czy różnice wyznaniowe mają znaczenie w obliczu wojennego konfliktu?
Odpowiedzi na te pytania w pełnej wersji tekstu „Bóg mnie będzie pytał:
Ilu ludziom pomogłeś?” w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.