Andrzej Sapkowski w Opolu pojawił się w sobotę 7 czerwca na zaproszenie twórców Festiwalu Książki 2025. Od początku spotkanie z nim zapowiadane było jako wyjątkowe wydarzenie. Pisarz stroni od wystąpień publicznych. I to właśnie dla opolskiej imprezy uczynił duży wyjątek.
Międzynarodową sławę zapewnił mu cykl opowiadań (publikowanych w latach 1986–1990 w czasopiśmie „Fantastyka”) i pięciotomowa saga o wiedźminie Geralcie z Rivii. Na podstawie książek Sapkowskiego powstały m.in. serial „Wiedźmin” (2002 r.), serial Netflixa „Wiedźmin” (2019 r.), komiksy, słuchowiska, musical oraz gry komputerowe: „Wiedźmin”, „Wiedźmin 2: Zabójcy królów” i „Wiedźmin 3: Dziki Gon”.
Andrzej Sapkowski w Opolu: Nawet najlepszy tłumacz zawsze zdradzi
– Po tym 1986 roku szybko poszły przekłady. Jeszcze „Wiedźmin” nie zdążył ostygnąć, a już go gdzieś chcieli za granicą – wspominał Andrzej Sapkowski w Opolu, który zaraz po Stanisławie Lemie zaliczany jest do najczęściej tłumaczonych polskich autorów fantastyki.
– W jakimś informatorze zdążyłem przeczytać, że są przekłady na 20 języków. No, ktoś nie doliczył. Bo jest 50 – ironizował.
Mistrz fantastyki przytoczył wiele zabawnych historii związanych z błędnym przekładem jego książek.
– Z tłumaczeniem bywało różnie… Byli tacy tłumacze, którzy po prostu mnie mordowali pytaniami, wysyłali listy po kilkanaście stron. Pytali: a co to znaczy, a dlaczego tak, a ten dowcip to dlaczego jest według pana śmieszny, bo według mnie wcale… – wspominał, na co publiczność wybuchała śmiechem.
– I tego typu litanie dostawałem. Sam musiałem się mocno głowić i grzebać po jakichś słownikach.
Dodał, że nawet najlepszy tłumacz zawsze gdzieś autora zdradzi. – Tłumaczenie nigdy nie będzie tak dobre, jak oryginał. Nie odda tak ducha. I nie ma na to rady – podkreślił.
Pieruńskie problemy z… „wymiszeniem”
Pisarz przytoczył wiele innych anegdot.
– Kiedyś zachciało mi się staropolszczyzny. A raczej języka niespecjalnie literackiego. Nie użyłem właściwego słowa „wykastrować”, tylko „wymiszyć” – opowiadał.
– I później z tym „wymiszeniem” ludzie mieli pieruńskie problemy. Jedyny, który uniknął wpadki, to był tłumacz czeski, którego uznaję za mojego najlepszego tłumacza. On doskonale wiedział, że zrobił to właściwe.
Z kolei inni zasugerowali się błędem wydawcy.
– On mi zmienił „wymiszyć” na „wymniszyć” [uwolnić od ślubów zakonnych, wydostać z klasztoru, – red.]. I wszyscy dalej polecieli: wstąpił do zakonu, został zakonnikiem, modlił się w katedrze… Wypisz, wymaluj, czym jeden głupi błąd potrafi zaowocować – dodał. A wśród publiczności rozległy się kolejne salwy śmiechu.
Jak reagował na różne pomyłki w tłumaczeniach swoich książek?
– Generalnie to się śmiałem do rozpuku. Mimo to zadowolony nie byłem. Bo to wpływa na percepcję książki – mówił, dodając, że żaden tłumacz ani zagraniczny wydawca nie konsultuje z autorem tekstu. – To zdarza się niezmiernie rzadko. Prędzej jednorożca w krzakach się napotka, niż wstawi ci tłumaczenie i powie: „Rzuć okiem, czy nie popełniłem jakiś błędów” – dowodził.
Śląsk u Sapkowskiego. „Bohatera trzeba wrzucić w historyczny wir”
Podczas spotkania był czas na pytania od publiczności. Jedno z nich dotyczyło powodów lokowania właśnie Śląska na kartach jego książek. Fani Sapkowskiego wiedzą, że ten region pojawił się w powieściach autora jeszcze przed „Narrenturmem”, pierwszym tomem trylogii husyckiej. Ale wątek śląski występuje także w cyklu o wiedźminie.
– Papuga wyciągała karteczki. Nie mogłem inaczej odpowiedzieć! – nabijał się mistrz fantastyki.
– A dlaczego nie? – pytał. – To miała być powieść zahaczająca o historię, bohatera w historii. Klasyka i technika pisania tego typu rzeczy polega na tym: Bierz bohatera i wrzuć go w największy historyczny wir, jaki możesz sobie wyobrazić. Po dłuższej chwili zastanowienia uznałem, że całkiem porządnym wirem były wojny husyckie. Zwłaszcza na Śląsku. To był taki wir, że proszę siadać. Reszta to jest pewnik…
Fani pytali też, jak wygląda jego dyscyplina pisarska.
– To by wymagało dłuższego wykładu… – zażartował. – Kiedy zaczynałem pisarską przygodę na poważnie, to znaczy kiedy podjąłem decyzję o staniu się człowiekiem zarabiającym piórem, który żadnych innych źródeł utrzymania nie ma, to trzeba było zobaczyć wyraz twarzy mojej żony.
– Ona była przekonana – słysząc to i owo o literatach – co się będzie działo. To znaczy: facet będzie owijał wieczorem szyję długim szalikiem, zakładał czarny prochowiec i udawał się do knajpy. Skąd nad ranem będą go przynosić. Doszedłem do wniosku, że muszę udowodnić jej, że nie będzie szalików, knajpy…
Sapkowski mówił, że „pisze od bladego świtu”.
– Przy czym musimy się umówić, że blady świt to jest 11.00. Ale wszystko się zgadza. Piszę do oporu – czyli jakieś pół godziny. I piszę często, czyli mniej więcej raz na dwa tygodnie – opowiadał, a publiczność wciąż wybuchała śmiechem.
Czytaj też: Remigiusz Mróz honorowym obywatelem Opola. Tłumy na spotkaniu w deszczu z mistrzem kryminału
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania