Iza Gierszał, gdy poznała burmistrza pięć lat temu, miała niespełna 19 lat. Liceum skończyła z wyróżnieniem, była nagradzana za wolontariat, dostała się na studia. Z burmistrzem skontaktowała się na jego oficjalnym profilu społecznościowym. Bartłomiej Stawiarski przyjął ją w gabinecie osobiście.
– Dość szybko stał się ujmujący, miło nam się rozmawiało i przeszliśmy na ty – opowiada dziewczyna.
– W urzędzie mieliśmy potem jeszcze jedno spotkanie. Za trzecim razem zaproponował, byśmy się spotkali w jego byłym biurze poselskim.
Stawiarski to jedna z młodych gwiazd samorządu. Związany z konserwatywną prawicą, były poseł i były regionalny pełnomocnik wyborczy PiS na wybory samorządowe w 2018 roku. Prywatnie typ młodzieżowca. Nierzadko po urzędzie chodzi w dżinsach, adidasach i bluzie z kapturem.
– Imponowało mi, że tak ważna figura w mieście i mężczyzna, który może się podobać kobietom, interesuje się mną i osobiście zajmuje się moim stażem – przyznaje Iza. – Dlatego zgodziłam się pójść z nim do biura poselskiego przy pomniku Nike.
Iza opowiada, że w biurze burmistrz od razu postawił sprawę jasno: – Powiedział, że bardzo mu się podobam. Zaproponował, byśmy się jeszcze tego samego dnia spotkali prywatnie wieczorem. Zgodziłam się i wtedy doszło między nami do pierwszego stosunku.
Było miło i wesoło
Redakcja jest w posiadaniu dziesiątek screenów z rozmów burmistrza ze stażystką. Zaczyna się od konwencji na pan – pani. Iza przesyła burmistrzowi świadectwo z czerwonym paskiem.
„Piękne świadectwo” – chwali Bartłomiej Stawiarski.
Z czasem konwersacja staje się coraz bardziej intymna. Burmistrz pisze ze stażystką o różnych porach, także w nocy, podczas pracy i w delegacji. Dziewczyna podsyła mu zdjęcie wypiętej pupy z stringach.
Burmistrz odpisuje jej po niemiecku: „Schön” (piękna).
„Vermisst du mich?” (tęsknisz za mną) – pisze dziewczyna.
„Ja” – odpisuje Bartłomiej Stawiarski i dodaje z nutą zazdrości: „Wer hat dieses Bild für dich gemacht?” (kto zrobił dla ciebie to zdjęcie).
Stażystka odpisuje po polsku: „Mam wygiętą rękę, durniu!”.
Pieszczoty, seks i rozmowy
Do Izabeli Gierszał docieramy bezpośrednio. Publikujemy fragmenty zarejestrowanej rozmowy z nią.
Gdzie dochodziło do zbliżeń między panią a burmistrzem?
– W jego dawnym biurze poselskim w okolicy pomnika Nike, potem było też biuro senatorskie w rynku.
Na jednym z nagrań słychać, że po odbytym stosunku burmistrz panią wyganiał z biura, bo miał jakieś pilne obowiązki.
– Tego dnia miał jeszcze spotkanie z jakąś grupą gości z Ukrainy. Mówiłam mu, że widzę, iż jego męskość jest ciągle w gotowości i że może byśmy coś jeszcze zrobili. Ale wtedy bardzo się spieszył, żeby wracać do pracy.
Często spotykaliście się także w godzinach pracy?
– Tak, nieraz około południa. To była taka przerwa w pracy na seks.
Nie było obaw, że ktoś was w tych biurach nakryje?
– Widywaliśmy się w biurze, do którego on miał klucze. Gdy wchodziłam do środka, on zamykał drzwi. Odkładałam torebkę przy wejściu. Potem szliśmy do innego pomieszczenia z kanapą.
Jak dokładnie wyglądały te spotkania, ile trwały?
– Najpierw były pieszczoty oralne, potem pełny seks. Ale miałam wrażenie, że nie tylko o seks chodziło. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, czasem takie spotkanie trwało nawet dwie do trzech godzin.
Jak długo trwał ten wasz związek?
– Spotykaliśmy się kilka miesięcy i bodaj tylko raz wieczorem. Za to w godzinach pracy takich spotkań z seksem pamiętam co najmniej pięć.
Ta relacja była oparta tylko na wzajemnej fascynacji, czy też burmistrz cokolwiek pani obiecywał?
– Na jednym z pierwszych spotkań usłyszałam, że jest w stanie zaproponować mi pracę na basenie. Najpierw miała być „na górze”, przy sprzedaży biletów, a potem „na dole”, czyli w biurze, w kierownictwie basenu. Mając tę obietnicę, zakończyłam staż. Miałam mieć lepszą pracę za lepsze pieniądze. Czekałam na tę obiecaną pracę. Gdy zaczęłam się o nią upominać, to usłyszałam, że basen jest nieczynny z powodu remontu i że nic w tym kierunku nie da się zrobić. I chyba wtedy burmistrz zaczął mnie już odsuwać od siebie.
Dlaczego zgodziła się pani na rozmowę z mediami?
– Bo nadal czuję się oszukana. Mógł powiedzieć: „Posłuchaj, mamy dobry seks, spotykajmy się tylko na ten seks, nie mogę ci nic obiecać, nie rozmawiajmy o tym, jest dobrze między nami”. Zamiast tego słyszałam, że już jest coś dla mnie naszykowane.
Jak skończyła się wasza relacja?
– Przedwcześnie zakończyłam staż, a po obietnicach nic nie zostało. Przestaliśmy się do siebie odzywać. Potem był jeszcze moment, że napisał do mnie, że mnie gdzieś widział i zaproponował mi spotkanie. Choć wtedy prowadzał się już z inną dziewczyną.
Pani wiedziała, że burmistrz ma rodzinę?
– Tak. Gdy pytałam o żonę, to mówił, że ona nic nie wie i że myśli, że on teraz pracuje. Jeśli mężczyzna kocha żonę i jest mu z nią dobrze, to nie rozbija sobie rodziny relacją z inną kobietą. Ale jeśli facet lubi adrenalinę, któremu takie zdrady nie są obce, to wiadomo, że on za taką dziewczyną pójdzie.
Ta relacja zmieniła pani podejście do mężczyzn?
– Może nie aż tak. Ale osobiście przekonałam się, że osoby, które zajmują wysoką pozycję społeczną, często wykorzystują to do nawiązywania kontaktów seksualnych. I to jest dla mnie straszne.
Czy po zakończeniu tej relacji kiedykolwiek pani burmistrza szantażowała?
– Nie. Po wszystkim poszłam jeszcze tylko raz do urzędu. Chciałam go zapytać, dlaczego tak mnie potraktował. Dlaczego mnie wykorzystał i nie załatwił obiecanej pracy. Powiedział, bym napisała do niego na Messengerze, bym zadzwoniła do niego prywatnie i wtedy wszystko sobie wyjaśnimy. Po czym po prostu mnie wygonił, twierdząc, że zaraz ma jakieś spotkanie. Był poruszony moją wizytą. To był koniec naszych relacji.
Bartłomiej Stawiarski: To prowokacja
Z burmistrzem Bartłomiejem Stawiarskim spotykamy się w jego gabinecie. Mówi, że nie zna tej dziewczyny. Tłumaczy, że w ciągu pięciu lat przez urząd przewinęło się około setki stażystów. Potem dodaje, że nawet jeśli ona faktycznie na stażu w urzędzie była i z nim rozmawiała, to on tego po prostu nie pamięta.
Bartłomiej Stawiarski zaznacza, że nie mógł obiecywać Izabeli pracy na basenie. Tłumaczy, że jednostka jest zamknięta od „od czterech czy pięciu lat”. Sam zauważa, że za oferowanie pracy za seks są konkretne paragrafy.
– Poza tym jakbym chciał z kimś współżyć, to bym sobie, za przeproszeniem, do burdelu pojechał, a nie z jakąś panią za pracę – stwierdza Bartłomiej Stawiarski.
I dodaje: – Relacje jakieś w miejscu pracy z kimkolwiek… To trzeba mieć po prostu coś z głową!
Burmistrz ostrzega, że sprawa jest jego zdaniem „śmierdząca”. Przekonuje, że spodziewał się jej już kilka lat temu. Wyciąga „notatkę służbową” i przekonuje, że wysłał ją już 4 maja 2020 roku po godz. 19.00 na specjalnie utworzony mail. Z jej treści wynika, że tego samego dnia około godz. 17.30 otrzymał informację, że może być ofiarą prowokacji szykowanej przez dziennikarzy i że ma ona mieć podłoże obyczajowe. A wszystko po to, aby go zdyskredytować i pozbawić pełnionego urzędu.
W toku rozmowy Bartłomiej Stawiarski kilkukrotnie stwierdza, że w sprawie chodzi o wybory samorządowe. Sugeruje, że stoi za tym lokalna opozycja.
– Ta pani twierdzi, że coś się działo, nie wiem, pięć lat temu. I teraz pani sobie przypomina o tym w kampanii wyborczej? – komentuje i zapowiada, że będzie chciał z tym pójść do prokuratury.
Są nagrania schadzek
Bartłomiej Stawiarski chce zobaczyć zrzuty ekranu z aplikacji Messenger. Okazujemy mu kilka uprzednio wydrukowanych. W tym te, na których konwersacja przechodzi na język niemiecki i gdzie przewija się zdjęcie pupy stażystki w stringach. W jednej z odpowiedzi pojawia się zdjęcie burmistrza z innymi osobami. On sam stwierdza, że to fotografia ogólnodostępna i każdy mógłby ją sobie wkleić w konwersację. Tak samo, jak każdy może sobie pobrać jego zdjęcie profilowe i się pod niego podszywać.
– Ja mogę za chwilę wziąć swojego informatyka, założyć jedno konto Angeli Merkel, drugie Władimira Putina. I mogę stworzyć konwersację, że Władimir Putin się umawia z Angelą Merkel i zrobić z tego zrzuty – argumentuje Stawiarski. – Gdybyście mieli jakieś nagrania, no to może byłaby inna rozmowa…
Już po spotkaniu z burmistrzem redakcja „O!Polskiej” dotarła do plików z nagraniami kilku spotkań 19-letniej stażystki z burmistrzem. Iza twierdzi, że zaczęła go nagrywać, gdy przestał się wywiązywać z obietnic i miał dla niej coraz mniej czasu. Na nagraniach rozpoznajemy głosy burmistrza Stawiarskiego i stażystki. Zapis ma charakter częściowo intymny. Burmistrz po jednym ze stosunków ze stażystką nalega na szybkie przerwanie spotkania, bo spieszy się na powitanie gości z Ukrainy.
Ze względów prawnych i etycznych nie publikujemy nagrań w wersji oryginalnej ani w formie stenogramu. W razie konieczności, jesteśmy jednak gotowi przekazać pliki organom ścigania.
„Dobiorą Ci się do d…”
Kilka godzin po spotkaniu z burmistrzem dzwoni do nas Izabela. Jest poruszona. Mówi, że pani adwokat z urzędu miasta dotarła już do jej matki.
– Powiedziała jej, że mają w przygotowaniu pismo do prokuratury i że chcą mi zarzucić pomówienie funkcjonariusza publicznego – relacjonowała nam roztrzęsiona dziewczyna.
Przez kilka dni przed publikacją Izabela była poddana presji ze strony rodziny. Mama załamywała ręce, że to się wszystko źle skończy dla wszystkich krewnych i żeby się z tego wycofać. Ciotka dziewczyny próbowała ustalić, kto ją namówił do występu w mediach i prosiła, by „zatrzymać wszystko, jeśli się jeszcze da”.
„Babcia i dziadek tego nie przeżyją – pisała do Izabeli. – No i wstyd na całe miasto. Dobiorą Ci się do d…”.
Burmistrz Bartłomiej Stawiarski także już po spotkaniu w Namysłowie próbował nas odwodzić od publikacji tekstu. Manipulował nas w rozmowie telefonicznej, że Izabela po rozmowie z matką ze wszystkiego się wycofała, poza tym ma „ciemną przeszłość”. Stwierdził, że leczyła się psychiatrycznie, a obecnie żyje w dużym mieście, gdzie utrzymuje się ze sponsoringu.
– To są pomówienia i pan Bartłomiej Stawiarski będzie za nie pozwany – skomentowała nam Izabela.
W sobotę 17 lutego Radosław Mieszkalski, pełnomocnik Gminy Namysłów, wysłał do redakcji „O!Polskiej” pismo, w którym zaznaczył, że wszelkie posiadane przez nas informacje „nie są prawdziwe”. Wezwał też do „natychmiastowego zaprzestania wszelkich działań mających na celu publikację” materiału.
„Ludzie się boją”
O sprawie próbowaliśmy porozmawiać ze znanymi mieszkańcami Namysłowa. Nikt nie chciał wystąpić pod nazwiskiem. Natomiast wszyscy nasi rozmówcy podkreślali, że – nazwijmy to – „otwartość burmistrza Stawiarskiego w relacji z kobietami” jest w miasteczku tajemnicą poliszynela.
– Proszę zrozumieć – usłyszeliśmy od jednej z lokalnych działaczek. – Ludzie po prostu się boją. Każdy, kto wszedł lokalnie z burmistrzem w konflikt, spotykał się z falą hejtu w mediach społecznościowych. Burmistrz potrafi na fejsbuku wszystko odwrócić, struga ofiarę, nagle pojawiają się trolle niszczące oponentów. Może teraz, gdy jedna z pań odważyła się mówić i znalazły się media, które się go nie boją, odwagi nabiorą też inni.
Imię i nazwisko bohaterki zmienione. Dane do wiadomości redakcji.
Czytaj także: Diabeł w habicie. Jak opolski zakonnik Antoni Dudek zgotował kobietom piekło
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.