– Fagoty tej klasy to jak fortepian Steinway, albo skrzypce Stradivariusa – wyjaśnia jeden z pedagogów, tłumacząc na czym polega afera fagotowa w Opolu. – To najlepsza firma instrumentów dętych. Każdy instrument ma swój numer, bo jego historia jest śledzona. Kiedy chcieliśmy wyjaśnień od pani dyrektor na nadzwyczajnej Radzie Pedagogicznej, to się wykręciła. A następnego dnia była już na zwolnieniu.
Nauczyciele mówią, że w Polsce należeli do nielicznych szkół muzycznych, które miały na stanie tej klasy fagoty.
– Sprawa wyszła, kiedy syn pani dyrektor został absolwentem naszej szkoły. Instrument najzwyczajniej miał powędrować do następnego ucznia. Ten drugi fagot wisiał na ścianie, wymagał korekty. To instrumenty sprzed wojny, ale nadal przedstawiające ogromną wartość – opowiadają nasi rozmówcy.
Kiedy fagot miał wypożyczyć inny uczeń, nastąpiło zdziwienie, bo okazało się, że pozostał już tylko futerał po instrumencie.
– A po wakacjach odkryliśmy, że zniknął też drugi fagot, na którym nikt nie grał, a był na ścianie ozdobą klasy. Po tym chociaż pozostał rewers magazynowy z numerem, a także zdjęcie – dodaje jeden z nauczycieli.
Przez jakiś czas zaginięcie fagotów przypisywano chaosowi. Po wielu latach pracy w magazynie odeszła pracownica, o której mówią, że była duszą szkoły i wszystko trzymała w ryzach.
– Aż koledzy fagociści na takiej międzynarodowej stronie dla muzyków zauważyli, że na sprzedaż wystawiono superinstrument firmy Heckel. A na zdjęciu syn pani dyrektor z odnowionym fagotem. Widać dwie pierwsze cyfry numeru instrumentu, pozostałe wygwiazdkowane, za sumę blisko 38,5 tysiąca euro! – mówią.
Afera fagotowa w Opolu. Fałszywa dokumentacja
W ogłoszeniu podano jeszcze, miejsce gdzie fagot przeszedł renowację.
– W niemieckiej pracowni, jednej z dwóch takich na świecie. Ta druga jest w Kanadzie – wyjaśnia pedagog z opolskiej PSM. – Dzwoniliśmy tam, przedstawiając sprawę jasno, że instrument zniknął ze szkoły. Bez problemu przesłano nam dokumenty z numerem zaginionego instrumentu i z sugestią, że trzeba to zgłosić niemieckiej policji.
Z dokumentów przysłanych z Niemiec wynikało, że koszt naprawy instrumentu wyniósł 10 tysięcy euro. Jego wcześniejsza wartość, przed renowacją, wynosiła 28 tys. euro. Zaintrygowani nauczyciele zaczęli grzebać. I doszukali się, że syn pani dyrektor dostał od ministra kultury 40 tys. zł na naprawę instrumentu. I co istotne, we wniosku o dotację występuje jako właściciel fagotu.
Nauczyciele przeżyli szok, że dyrektorka tak bezczelnie pogrywa im na nosie. Bo jak wynika ze szkolnych dokumentów, do których dotarli, oba fagoty klasy Heckel trafiły do kasacji.
– A wartość tego ze ściany wyceniono podczas kasacji na 1,25 złotych! – denerwuje się jeden z pedagogów.
Emocje sięgnęły jednak zenitu, kiedy nauczyciele odkryli, że w dokumentacji są nieścisłości. Mówią, że kasację tego fagotu, który trafił do Niemiec, podpisano w grudniu 2020. Z uzasadnieniem, że do niczego się już nie nadaje i przeznaczony jest na odpady. A instrumentu nie było już wtedy w Polsce.
– Z dokumentów z Niemiec wynika, że od sierpnia 2020 już był w naprawie w Niemczech, a wrócił do Polski wiosną 2021 roku. Drugi fagot, pierwszy ze ściany został poddany kasacji w 2016, tak wynikało z dokumentów szkoły – mówią.
Problem w tym, że nauczyciele widzieli go na ścianie jeszcze rok temu.
– W przypadku kasacji jest tak, że zawsze powołuje się komisję likwidacyjną. W szkolnych dokumentach jest zarządzenie z 2017 roku o kasacji instrumentów, a w komisji likwidacyjnej pojawia się nazwisko mojej koleżanki. Tyle, że ona nic o tym nie wiedziała! Miała tego dość i się zwolniła – opowiada jedna z nauczycielek.
W kulturze bez kultury
Wtedy nauczyciele zdali sobie sprawę, że dyrekcja chce sprawę zaginionych fagotów wyciszyć, zamieść pod dywan. To się nie udało, bo sytuacja w szkole już tak nabrzmiała, nie tylko w związku z fagotami, że doszło do przesilenia. Afera fagotowa w Opolu zaczęła się rozkręcać.
– Po jesiennej edycji Opolskiego Banku Talentów zebrała się nadzwyczajna Rada Pedagogiczna. Chcieliśmy od pani dyrektor wyjaśnień i jako nauczyciele przeprosin ze strony artysty pana Jakuba Dubika. I chcieliśmy zapytać, co stało się z fagotami… – opowiadają.
Do dzisiaj krąży w internecie film z uznanym wiolonczelistą, który ze sceny podczas imprezy mówi „Walcie się”.
– Na widowni nasi uczniowie, ich rodzice, łącznie mogło być wtedy w Stegu Arenie trzy tysiące osób. A pan Dubik, nasz wychowanek, skierował do nas takie słowa… – opowiadają.
Uznali, że przeprosiny muszą się ukazać w mediach, skoro obraził ich przy tak licznym audytorium.
– Nasza rada pedagogiczna przegłosowała, że nie chcemy więcej brać udziału w Opolskim Banku Talentów, zorganizowanym przez fundację pana Dubika – mówią.
– To była już czwarta edycja, gdzie pani dyrektor utrzymywała, że szkoła jest współorganizatorem tej imprezy, co okazało się nieprawdą. Szkoła nie miała nic z tym wspólnego. Oprócz tego, że syn pani dyrektor współpracuje z fundacją pana Dubika, więc mamy poczucie wykorzystywania nas przez panią dyrektor. Nasi uczniowie i my byliśmy zmuszani do uczestniczenia w próbach Banku Talentów, potem uczestnictwa w koncercie finałowym. Próby trwały długo, uczniowie byli tam obrażani, że niewiele potrafią. Zaniedbywali też inne obowiązki. Więc to spowodowało nasze niezadowolenie, a nie idea Banku Talentów – opowiadają.
Afera fagotowa w Opolu. Nie było odpowiedzi, było odwołanie
Podczas rady padło też pytanie o fagoty. Ale wtedy nauczyciele usłyszeli, że tą sprawą zajmą się podczas następnej rady pedagogicznej.
– Pani dyrektor miała przyjść przygotowana i wszystko nam wyjaśnić. Tak przynajmniej obiecała – mówią. – Na spotkanie wyznaczyła późną godzinę 20.00, kiedy wielu nauczycieli dojeżdża do Opola. Niektórzy nawet z Wrocławia, inni z Nysy. Zazwyczaj wyznaczała godziny wczesnopopołudniowe, a naszym zdaniem w tym przypadku chodziło o to, żeby nie zebrało się kworum. Ale mimo późnej pory nauczyciele przyjechali…
Kiedy pytali o fagoty, nie usłyszeli słowa na ten temat.
– Dyrektorka powiedziała, że jest późna pora i nie ma kierownika magazynu, więc któryś z nauczycieli powinien zapoznać się z historią likwidacji instrumentów. A potem pożegnała się i wyszła. Nastąpiła konsternacja, bo przecież miała odpowiadać na nasze pytania – relacjonują.
Jak opowiadają, wtedy jednak już dokładnie wiedzieli, jak wyglądała historia z zaginionym instrumentem.
– Mieliśmy te dokumenty z Niemiec. Mamy prawo, jako nauczyciele, usunąć dyrektora. I przegłosowaliśmy jej odwołanie… – wyjaśniają.
Potem delegacja pedagogów pojechała do Warszawy, do Centrum Edukacji Artystycznej i Ministerstwa Kultury z informacją o fagotach, decyzji rady o odwołaniu pani dyrektor oraz zmuszaniu uczniów do chodzenia na próby Banku Talentów.
Afera fagotowa w Opolu. Kto pomagał pani dyrektor
– Nie będziemy też ukrywać, że jeśli się nie popierało pani dyrektor, to dostawało się jednego ucznia do prowadzenia. Co w końcu przestawało być opłacalne, bo dojazd kosztuje – mówi jedna z nauczycielek. – To się odbywało w białych rękawiczkach z uśmiechem na twarzy. Nauczyciele, z osiągnięciami, nagrodami międzynarodowymi, którzy się nie płaszczyli, znający swoją wartość, znikali cicho, nic nie mówiąc, że się zwalniają.
Jak dodają, ostatnio atmosfera w szkole bardzo się pogorszyła, a uczniów wykorzystuje się w tych rozgrywkach. Na dowód pokazują zdjęcia ulotek, którymi oklejono szkołę po decyzji Rady Pedagogicznej, że szkoła nie będzie już uczestniczyć w Banku Talentów.
„Pani Madzia jest najlepszym dyrektorem”, „Kochamy panią Madzię”, „Nasza szkoła kwitnie dzięki pani Magdzie”. Wszystkie z podpisem „uczniowie”.
– Pofatygowaliśmy się, żeby to wszystko zobaczyć na monitoringu – opowiadają. – Szkołę oklejała uczennica pani dyrektor. To, co się teraz dzieje, przekracza nasze wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać szkoła muzyczna. W szkole muzycznej jesteśmy z pasji do muzyki, aby kształtować postawy i wartości. A starzy nauczyciele chorują z tego powodu, nie mogąc się pogodzić z tym, co tutaj się dzieje.
– Pani dyrektor ma usta pełne frazesów i lubi klimaty polityczne – dodaje inny nauczyciel. – Widzieliśmy jak bardzo swobodnie się czuła w Warszawie…
Dyrektor Magdalena Czercowy, jako jedna z kilkunastu osób z całej Polski, została powołana do Komisji Kultury przy ministrze kultury Piotrze Glińskim z PiS.
– Ale kiedy trafiła tam nasza delegacja na początku grudnia, jeszcze przed powołaniem nowego rządu, gdy działała stara władza, i przedstawiła sprawę, to pani dyrektor została z Komisji Kultury odwołana – mówią nauczyciele.
Natomiast formalnie nadal pozostaje dyrektorką szkoły muzycznej, choć nauczyciele wystąpili z wnioskiem o odwołanie jej z funkcji. Nastąpił paraliż decyzyjny, gdyż pani dyrektor jest na zwolnieniu.
– Wynika to też z zawiłych przepisów oraz zwłoki w podejmowaniu decyzji – mówią nauczyciele.
Do gry wchodzi prokuratura
A co się stało z drugim fagotem, który wisiał na ścianie? Nauczyciele ze szkoły muzycznej w Opolu mają konkretne podejrzenia, ale nie mają dowodów. Tych będą szukać śledczy, bowiem Prokuratura Rejonowa w Opolu wszczęła śledztwo w sprawie przywłaszczenia powierzonych ruchomości o znacznej wartości w postaci fagotów marki Heckel na szkodę Państwowej Szkoły Muzycznej w Opolu.
– Śledztwo zostało wszczęte 5 stycznia 2024, a zawiadomienie wpłynęło pod koniec listopada – mówi prokurator Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. – W zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa sprzeniewierzenia fagotów o wartości ponad 350 tys. zł jest wskazana konkretna osoba, ale obecnie jest to postępowanie w sprawie.
Za takie przestępstwo grozi kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Wielokrotnie próbowaliśmy się skontaktować z dyrektor Magdaleną Czercowy, która od jesieni jest na zwolnieniu lekarskim, stale przedłużanym. Jak twierdzą jednak nauczyciele, między świętami a sylwestrem, kiedy była na L4, weszła do swojego gabinetu w szkole muzycznej, spędzając tam ponad godzinę.
Pani dyrektor odebrała, kiedy zadzwoniliśmy na jej prywatny numer. Nie chciała jednak z nami rozmawiać.
– Jestem chora – stwierdziła, kiedy wyjaśniliśmy, w jakiej sprawie telefonujemy.
Po chwili przysłała esemesa, żeby przysłać jej pytania na służbową skrzynkę e-mail, a ona jak wróci ze zwolnienia, to się do nich ustosunkuje.
Odebraliśmy to jako próbę zablokowania publikacji tekstu. Odpisaliśmy Magdalenie Czercowy, że możemy czekać na rozmowę z nią do wtorku do godz. 20. Pani dyrektor nie zadzwoniła i nie odpowiedziała na naszą wiadomość.
Czytaj także: Afera w Dobrzeniu Wielkim o przerwane badania piersi. „Dyrektor musi się wytłumaczyć”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.