Poza graczami, którzy pauzują od pewnego czasu, tym razem sztab szkoleniowy nie mógł skorzystać z Bartosza Bednorza i Davida Smitha. W związku z czym na przyjęciu znowu szansę dostał nie tylko trener przygotowania motorycznego Justin Ziółkowski, ale i na tej pozycji od pewnego momentu grał nominalny środkowy Andreas Takvam.
To wszystko jednak nie powinno tłumaczyć tego co stało się w premierowej odsłonie. Przyjezdni wówczas bowiem ledwie ugrali 10 piłek.
Po zmianie stron kędzierzynianie potrzebowali jeszcze trochę czasu by wrócić na odpowiednie tory, ale gdyż już to zrobili wydawało się, że mają seta pod kontrolą. Wszak nie tylko prowadzili 14:11 czy 19:15, ale i na samym – wydawało się – finiszu było 24:19! Wówczas to jednak znowu zaczęli się gubić. Szczególnie przy trudnych zagrywkach Łukasza Usowicza. Miejscowi doprowadzili do remisu po 24, a potem rozgorzała walka na przewagi. W niej to więcej zimnej krwi zachowali katowiczanie.
To wyraźnie załamało podopiecznych Adama Swaczyny, którzy już się nie podnieśli. I choć trzecia część nie była takim pogromem, jak pierwsza to i tak gospodarze zwyciężyli pewnie. Wszak w pewnym momencie było już 16:8, a potem nieco zwolnili tempo. Ostatecznie i tak skończyło się na różnicy sześciu „oczek”.
Tym samym nasza ekipa wciąż jest na 10. miejscu w tabeli PlusLigi. Do ósmej Skry Bełchatów traci jednak trzy punkty, a ma mecz zaległy (pełna tabela TUTAJ).
GKS Katowice – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 (25:10, 32:30, 25:19)
ZAKSA: Janusz (3 pkt), Zapłacki, Takvam (7), Kaczmarek (9), Chitigoi (4), Paszycki (6), Shoji (libero) oraz Kluth (1), Banach, Biernat i Ziółkowski.
Czytaj także: Liderzy Grupa Azoty ZAKSA po odpadnięciu z Ligi Mistrzów: „Serce pęka”