Z Opolszczyzny po medale Igrzysk
Dość napisać, iż w sumie sportowcy z naszego regionu zdobyli lub pomogli zdobyć dla Polski 14 medali (dwa złote, osiem srebrnych i cztery brązowe). Niemniej było ich 12, albowiem dwóch na podium wchodziło dwukrotnie. A byli to kolarz Stanisław Szozda i sztangista Tadeusz Rutkowski. Żaden z nich jednak nie sięgnął po złoto. Obaj celowali odpowiednio w srebro i brąz zdobywając je dubletami. Krążek z najcenniejszego kruszcu zdobyli za to piłkarz Zbigniew Gut i chodziarz Dawid Tomala.
11 z pozostałych 12 medali zawdzięczamy dwóm dyscyplinom. Sześć podnoszeniu ciężarów (po trzy srebra i brązy) i pięć kolarstwu (cztery srebra, jeden brąz), aczkolwiek w jednym przypadku było to kolarstwo torowe. Pozostałe to srebro w szermierce. Najbardziej medalodajną imprezą to było w przypadku Opolan Monachium (złoto i cztery srebra). Po dwa w Montrealu, Moskwie i Barcelonie (w każdym przypadku po srebrze i brązie).
Ciężarowcy
TADEUSZ RUTKOWSKI (dwa brązy: Montreal 1976 i Moskwa 1980)
Urodził się w Krakowie, jednak jeszcze przed osiągnięciem pełnoletniości przeniósł się do Opola. Szybko przebił się nie tylko do krajowej, europejskiej, ale i światowej czołówki. Medale olimpijskie zdobywał w najcięższych kategoriach. Najpierw był trzeci w Montrealu w rywalizacji do 100 kg, a cztery lata później w Moskwie już w superciężkiej czyli powyżej 110 kg. Jeszcze bardziej do wyobraźni przemawiać mogą rezultaty. W tym pierwszym przypadku osiągnął bowiem 377,5 kg… natomiast w tym drugim równo 30 kg więcej.
KRZYSZTOF SIEMION (srebro Barcelona 1992)
Tak, jak pisaliśmy, złota zdobyli opolanie na IO dwa, srebrnych osiem. I spośród nich nikt nie był tak blisko pierwszego miejsca jak właśnie wywodzący się z Lubelszczyzny Siemion w Barcelonie. To tam jego rywalizacja w kategorii do 82.5 kg z Grekiem Pirosem Dimasem, była tak wyrównana, że o zwycięstwie zadecydowała… kolejność bojów w podrzucie. Obaj panowie bowiem uzyskali ten sam wynik, czyli 370 kg, a nawet mieli tą samą wagę ciała. Siemion był także bardzo blisko kolejnych krążków. Jak choćby wtedy gdy w Sydney zajął czwartą lokatę, a do brązu zabrakło mu 10 kg. Zresztą do złota też. Podobnie z brązem było w Seulu, choć tam musiał zadowolić się piątą lokatą.
SERGIUSZ WOŁCZANIECKI (brąz Barcelona 1992)
Jak wielu sztangistów Budowlanych nie był z naszego regionu. Ba, nie urodził się nawet w Polsce, a w radzieckim wówczas Zaporożu. Niemniej został wypatrzony przez Ryszarda Szewczyka w Dynamie Lwów i w 1990 roku trafił do Opola. Dość szybko rozpoczęła się procedura nadania mu obywatelstwa, co jeszcze bardziej przyspieszył fakt, iż jego dziadek był Polakiem. I ruch ten mocno się opłacił. Albowiem w Barcelonie w wadze do 90 kg zajął trzecie miejsce z wynikiem 392,5 kg. Od dwóch pierwszych zawodników w klasyfikacji dzieliła go już jednak przepaść, albowiem było to 20 kg.
SZYMON KOŁECKI (srebro Sydney 2000)
Pochodzący z Wierzbna i szybko „wyjęty” stamtąd przez, a jakże, Ryszarda Szewczyka jechał na Antypody jako gwiazda i jeden z głównych faworytów. Wszak niespełna rok wcześniej, ledwie miesiąc po 18 urodzinach został wicemistrzem świata, przegrywając tylko ze swoim wielkim rywalem Akakiosem Kakiasvilisem (naturalizowany Greka z gruzińskimi korzeniami). Obaj panowie osiągnęli ten sam wynik, mianowicie 405 kg, ale Polak okazał się cięższy. Druga lokata była dla niego porażką, ale też warto przypomnieć, iż zmagał się wówczas z urazem biodra i barku. Co ciekawe był to lepszy rezultat aniżeli 403 kg, które w Pekinie dały Kołeckiemu złoto. Wtedy już jednak nie był zawodnikiem Budowlanych.
BARTŁOMIEJ BONK (srebro Londyn 2012)
Wyliczankę ciężarowców kończy siłacz pochodzący z Więcborka (tak, jego również do Opola sprowadził Ryszard Szewczyk). Zresztą on, podobnie jak Siemion, mieszka w Opolu do dziś i jest traktowany jak „swój”. Co ciekawe długo po zawodach w stolicy Wielkiej Brytanii wydawało się, że będzie musiał zadowolić się brązem, a to i tak było wtedy dużą niespodzianką. Po siedmiu latach od zakończenia tej imprezy triumfatora w kategorii do 105 kg zdyskwalifikowano za doping, co pozwoliło naszego zawodnika przesunąć „oczko” wyżej, a przecież do drugiego w Londynie Navaba Nasirshelala stracił tylko kilogram, a był od niego lżejszy… Jakby tego było mało wystarczy przypomnieć, że po rwaniu opolanin sensacyjnie prowadził, aczkolwiek nieco gorzej wypadł w podrzucie.
Kolarze
STANISŁAW SZOZDA (dwa srebra: Monachium 1972 i Montreal 1976)
On jak niemalże wszyscy pozostali „koledzy po fachu” także urodził się i dorastał na Opolszczyźnie. Zaczynał w LZS-ie Prudnik, a potem – z roczną przerwą na Legię Warszawa („służba wojskowa”) – jeździł także dla LZS-u Zieloni Opole i LKS-u Ziemia Opolska. Wychowanek trenera Franciszka Surmińskiego. W Monachium jego partnerami w drużynie byli: Edward Barcik (o czym za chwilę), Lucjan Lis i Ryszard Szurkowski. W składzie tym Polacy dystans 102,8 km przejechali w czasie 2:11.47,5. Tym samym ustąpili pola jedynie ekipie radzieckiej i to zaledwie o pół minuty. Cztery lata później nasi kolarze znowu zajęli drugą lokatę i znowu za ZSRR, wówczas poza Szozdą ponownie jechał też Szurkowski, a do tego Tadeusz Mytnik i Mieczysław Nowicki. Co ciekawe odległość była dość podobna, bo 102,53 km, ale czas lepszy, wszak 2:09.13. Za to różnica od triumfatorów sporo mniejsza (2:08.53).
EDWARD BARCIK (srebro Monachium 1972)
Po Szoździe trudno siłą rzeczy nie przejść do niego. Wszak obaj panowie wywalczyli srebro w drużynie w Monachium, ulegając na dystansie niespełna 103 km tylko ekipie ze Związku Radzieckiego. Wychowany w Chrząstowicach kolarz abecadła tego sportu uczył się w LZS-ie Opolanka Grabie. Następnie reprezentował LZS Prudnik, LZS Opole oraz LZS Ziemia Opolska. Razem z Szozdą zresztą tworzyli trzon ekipy „wystrzałowców”, która deptała po piętach „starszyźnie”, wśród której prym wiódł Szurkowski. Niemniej na drodze do większych sukcesów Barcika stawały pech i kontuzje. Tak jak wspomnianego w tym gronie najpierw Szozdę można było powiązać z Barcikiem, tak tego drugiego można połączyć z Benedyktem Kocotem. Zarówno pod względem upodobania do rowerów i ścigania, jak i poprzez fakt, że obaj panowie byli sąsiadami i mieszkali na jednej ulicy. I jakby nie było to starszy Edek zaszczepił w cztery lata młodszym Benku tą miłość…
BENEDYKT KOCOT (kolarz torowy, brąz Monachium 1972)
…Niemniej długie dystanse szybko zaczęły tego drugiego nudzić. Przestawił się na krótsze, ale bardziej intensywne ściganie na torach. I to był strzał w dziesiątkę, bo już po roku profesjonalnego treningu zadebiutował na igrzyskach i wraz z Andrzejem Bekiem zdobyli brązowy medal jadąc na tandemie. Z drugiej strony aż żal, że „przesiadł się” tak późno. W stolicy Bawarii w tandemie Polacy najpierw pokonali Włochów (Rossi, Vercini), w ćwierćfinale RFN (Bartyh, Mueller), w półfinale przegrali z NRD (Otto, Geschke), a w pojedynku o brąz zwyciężyli Francję (Trentin, Morelon). Nic więc dziwnego, iż po sukcesach w Monachium lokalne władze ich rodzinnej i maleńkiej miejscowości zdecydowały się zmienić nazwę ulicy przy której mieszkali na „Olimpijczyków”.
JOACHIM HALUPCZOK (srebro Seul 1988)
Połączenia powyższych panów nie kończą tego kolarskiego łańcucha. Proszę sobie bowiem wyobrazić, że nieopodal (nieco ponad 5 km od Chrząstowic) wychował się bowiem kolejny kolarz z którego nasz region może być dumny. Jakby tego było mało został okrzyknięty następcą Stanisława Szozdy. „Achim” z Niwek jako zawodnik LKS-u Ziemi Opolskiej w stolicy Korei Południowej zaimponował światu w drużynie z Zenonem Jaskułą, Markiem Leśniewskim i Andrzejem Sypytkowskim. Biało-czerwoni sięgnęli wówczas po srebrny medal. Ba, do złota czyli do zwycięskiej ekipy NRD zabrakło im ledwie 7 sekund. Kto wie czy nie byłoby więcej medali igrzysk gdyby nie wykryta już w wieku 22 lat arytmia serca, przez którą najpierw przerwał, a potem zakończył karierę. Tu nie było happy endu, tym bardziej, że zmarł niespełna cztery lata później w drodze do szpitala po tym jak zasłabł podczas rozgrzewki w ramach turnieju piłki halowej amatorów.
Inne dyscypliny
PIŁKA NOŻNA – ZBIGNIEW GUT (złoto Monachium 1972)
To złoto zdobył zawodnik „przyjezdny. Przybył na nasze tereny z Ziemi Lubuskiej, a pisząc dokładniej to Odrę Opole zasilił bezpośrednio z Promienia Żary, a urodził się nieopodal Żagania. Barw pierwszej siły regionu ten boczny defensor, nomen omen, bronił w latach 1968-74, a następnie przeniósł się do Lecha Poznań. Jako przedstawiciel niebiesko-czerwonych zdołał też zdobyć brąz mistrzostw świata. Zresztą to podczas IO w Monachium zadebiutował w oficjalnym meczu kadry i pomógł w ograniu NRD 2-1. Później na tej imprezie zagrał jeszcze kolejno z Danią (1-1), ZSRR (2-1) i w finale z Węgrami (2-1).
SZERMIERKA – PIOTR JABŁKOWSKI (srebro Moskwa 1980)
Rodowity opolanin i wychowanek miejscowego Startu, gdzie nauki pobierał u Czesława Wojciechowskiego. Z formą wstrzelił się w odpowiedni czas. O ile indywidualnie w stolicy ZSRR się nie popisał o tyle drużyna z szpadzistów miała z niego więcej niż pociechę. Biało-czerwoni przy jego dużym udziale, a poza nim walczyli także Ludomir Chronowski, Andrzej Lis, Mariusz Strzałka, Leszek Swornowski, sprawili nie lada sensację. W grupie eliminacyjnej rozprawili się z Kubą 12:4 (trzy zwycięstwa Jabłkowskiego) i przegrali z gospodarzami 5:7 (dwa). To dało im awans do ćwierćfinału gdzie uporali się ze Szwecją 8:6 (nie walczył), a w półfinale pokonali Rumunię 8:4 (cztery). Niestety, w finale ulegli Francji 4:8 (zero).
CHÓD – DAWID TOMALA (złoto Tokio 2021)
Kto wie czy nie największa sensacja w tym gronie, a i w ogóle jedna z większych w historii polskiego olimpizmu. Chodziarz AZS-u Politechniki Opolskiej, na którego mało kto stawiał, triumfował bowiem w Tokio na 50 km! Co zaskakiwało tym bardziej, że wówczas dopiero po raz drugi oficjalnie ukończył ten dystans. Ponadto drugiego na mecie Jonathana Hilberta z Niemiec wyprzedził o blisko 36 sekund, a trzeciego Evana Dunfee z Kanady o 51 sekund. Wcześniej specjalizował się na 20 km (startował w Londynie 2012, gdzie był 19), ale jak widać zmiana na znacznie dłuższy odcinek okazała się strzałem w „dziesiątkę”. Co ważne do klubu z Opola trafił stosunkowo niedługo przed swoim najlepszym czasem w karierze. ~
Czytaj także: Igrzyska Olimpijskie 2024. Kto z naszych ma szansę na medal i kiedy?