Przed tygodniem większość Lewina Brzeskiego znalazła się pod wodą. Przez pewien czas miasto było odcięte od świata. Wśród szeregu ludzkich dramatów zdarzyło się też coś pozytywnego. To historia kota Tygrysa.
– Tygrys, lat 4, to kocur wychodzący – opisuje pan Krzysztof. – Zna go cała okolica. Odprowadza dzieci do szkoły, syn Piotr chodzi na Zamkową, a córka Lena do szkoły im. Kopernika. Zawsze z ogonem do góry – pan i władca. Mamy też w domu półroczną suczkę shih tzu. Kiedy go zaczepia, tarmosi za ogon, próbuje podgryzać – trzeba widzieć jego minę, jakby chciał z niedowierzaniem fuknąć „no, chyba cię pan Bóg opuścił!” A potem pac! łapą i ma spokój.
Pan Krzysztof opisuje, że Tygrys wyszedł z domu w poniedziałek wieczorem. Wtedy w Lewinie Brzeskim było jeszcze sucho.
– Chcieliśmy go zatrzymać w domu wiedząc, co się szykuje na zewnątrz. Ale stanął przy drzwiach, obrócił się do nas z dezaprobatą na pyszczku i cóż było robić? Puściliśmy go – opowiada.
Przed północą woda zaczęła zalewać Lewin Brzeski. Tygrys jednak nie wracał. Dlatego około godz. 4.00 pan Krzysztof napisał na grupie mieszkańców na WhatsAppie pytanie, czy ktoś go gdzieś nie widział.
– Liczyłem na to, że ktoś go zauważy na jakimś drzewie, murku, to bym w te pędy po niego poszedł – mówi pan Krzysztof.
Odpowiedzi nie było.
Tygrys z Lewina Brzeskiego przypłynął do domu
Około godz. 10.00 pan Krzysztof wyszedł na dach swojego domu jednorodzinnego. Chciał zobaczyć, jak bardzo woda zalała okolicę. W pewnym momencie usłyszał głośny plusk. Myślał, że odpadł kawałek tynku albo dachu.
– Popatrzyłem w dół i zobaczyłem biało-rudą kulę zmoczonego futra, która intensywnie płynie – mówi.
– Zszedłem z dachu najszybciej jak się dało. Wskoczyłem do wody, żeby mu pomóc. Tylko zapomniałem, że on nie z tych, co pomocy potrzebują. Niepotrzebnie się moczyłem. Dopłynął sobie do drzewa na podwórku, wdrapał się na nie i po gałęzi, utartym szlakiem, wskoczył sobie na przyległy do domu garaż. Wszedł przez otwarte okno – to samo, którym ja wyszedłem na dach domu.
– Dzieci wzięły go w ręcznik i wysuszyły. Wyjadł psu z miski i poszedł spać. Taki to kot! – kwituje pan Krzysztof.
Zaginione pupile podczas powodzi
Tygrys z Lewina Brzeskiego najwyraźniej miał szczęście. Ale nie o każdym zwierzaku domowym można to powiedzieć. Przykładem historia dwóch innych kotów z tego miasta. Właściciel najpierw wrzucili informację o ich zaginięciu, potem okazało się, że biała kotka z czarnymi i rudymi łapami się odnalazła. Rudy Karmelek, mający problem z tylnymi łapkami, nadal nie wrócił do domu.
Podobnie było w przypadku suczki Luny. Właściciele zaginięcie psa zasygnalizowali w piątek, po pożarze budynku. Mieszkańcy przekazali nam, że psiak szczęśliwie odnalazł się w sobotę.
Takie zaginięcia zwierząt domowych miały miejsce nie tylko w Lewinie Brzeskim. Podobne historie dotyczą wszystkich zalanych terenów. W sieci nie brak ogłoszeń o zaginięciach pupili. Jeśli gdziekolwiek zobaczycie zbłąkanego psa lub kota, to może to być jedno z poszukiwanych zwierząt. Warto wtedy zrobić zdjęcie i zgłosić się do jednej z grup, które zamieszczają informacje o takich zwierzakach.
Czytaj także: Pomoc działa w dwie strony. Strażacy pomagali powodzianom, powodzianie strażakom
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.