Nie kryją przy tym, iż są zorientowani na szerzenie szeroko rozumianej alternatywnej kultury i tworzenie sztuki, w tym przypadku związanej z muzyką. I choć na razie skupiają się głównie na niej, to są otwarci także na inne formy sztuki. Już mają w zanadrzu sporo innych planów czekających na realizację w lokalu San Diego przy ulicy Rodziewiczówny w Opolu. I nie tylko tam.
– Robimy to wszystko głównie w celu zaspokojenia swoich potrzeb koncertowych. A wszyscy, którzy dołączają do nas są mile widziani – tłumaczy prezes zarządu stowarzyszenia Janusz Szatanik.
W podobnym tonie, choć nieco bardziej dosadnie, sprawę przedstawia jego zastępca Sylwester Krysztopik.
– Nie znajdowałem w ofercie koncertowej Opola tego, czego szukałem. Można więc powiedzieć, że w dużej mierze robię to dla siebie – stwierdza.
A warto tu odnotować, iż temu duetowi mocno w działaniach pomagają znajomi i przyjaciele, jak Sara Osiecka, Wiktoria Szczerbik, Marcin Pawełczak czy Kamil Wachowski.
San Diego w Opolu od San Diego w USA
Jak nie trudno się domyślić, nazwa lokalu wywodzi się od miasta w słonecznej Kalifornii. Przy czym założycielom chodziło o scenę muzyczną skupioną wokół wytwórni działających tam głównie w latach 90. ubiegłego wieku. Mowa o np. Three One G i Gold Standard Laboratories, choć można poszerzyć to o Ralph Records z „pobliskiego” San Francisco.
– Punk, hardcore, noise rock, eksperymenty i awangarda, kontrkultura – to główne cechy tej sceny. Naszą nazwą trochę oddajemy jej hołd, a trochę wyznaczamy kierunek naszych działań – zdradza Sylwester Krysztopik.
Tylko w ubiegłym roku San Diego w Opolu odbyło się 15 koncertów, trzy imprezy z muzyką elektroniczną i jeden piknik malarski. W tym czasie na tamtejszej scenie zaprezentowało się 30 zespołów w tym 10 zagranicznych. Zawitali artyści zarówno z „pobliskich” Czech czy Niemiec, jak i z Chorwacji, Francji i Włoch czy Nowego Jorku w USA. Co samo w sobie jest już dość dużym wkładem w ofertę kulturalną stolicy regionu.
San Diego w Opolu – dla każdego coś miłego
Z tych bardziej rozpoznawalnych wystąpili tu m. in. Dopamina, Kapela Bożków, Zacier czy Zenek Kupatasa. W ostatni dzień stycznia z kolei w tym miejscu zaprezentuje się Titanic Sea Moon, w skład którego wchodzi trzech muzyków legendarnej kapeli Ewa Braun. Coraz bliżej dogadania na pierwszą połowę roku jest także wiele innych ciekawych zespołów. Jest też już parę potwierdzonych. Jak choćby na 28 czerwca LXMP czyli projekt Macia Morettiego z Mitch & Mitch.
– Coś dla siebie znajdą u nas zarówno fani improwizacji live, hip-hopu jak ciężkiego metalowego grania – przyznaje Janusz Szatanik.
Zaznacza, że że „selekcja jest subiektywna i mocno wybiórcza”.
Przedstawiciele klubu San Diego w Opolu nie kryją, iż zapraszając kapele kierują się głównie swoim gustem. Choć też zdarza się, iż muszą się obejść smakiem z powodu wymagań, jakie stawiają muzycy. Co jest ważne tym bardziej, że działają zupełnie niezależnie. W znacznej mierze utrzymują lokal z własnych kieszeni, ewentualnych darowizn i składek członków stowarzyszenia.
– Niektóre bandy zagraniczne wymagają pewnego rodzaju gwarancji finansowych. I wtedy dokładamy „ze swoich”. Fundusze to raczej nie jest nasz najmocniejszy argument – obrazuje wiceprezes San Diego w Opolu.
– Za to korzystamy z tego, że Opole jest bardzo korzystnie ulokowane między Wrocławiem a Katowicami. I często zespoły są po prostu w trasie i jesteśmy jednym z przystanków – mówi.
Wypracowali sobie markę
Swoje robi też współpraca z agencjami bookingowymi z kraju i zagranicy, które „podsyłają” im zespoły. Ale dużo daje im też wypracowana pozytywna opinia w branży.
– Dzięki podobno niepowtarzalnej atmosferze i super podejściu do gości wyrobiliśmy już sobie markę. Artyści twierdzą, że świetnie się u nas gra, nagłośnienie i akustyka „robią robotę”. Do tego publika też swoje daje. Mimo, że czasami nieliczna, jest niezwykle wdzięczna i po prostu dobrze się bawi – wylicza Sylwester Krysztopik.
Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, iż organizatorzy dodatkowo nagrywają wszystkie występy w formie audio i wideo. Co też jest realną korzyścią dla zespołów, bo potem mają z tego profesjonalne materiały promocyjne. Ponadto San Diego w Opolu jest także niezwykle otwarte na publiczność.
– Zapraszamy wszystkich chętnych do współpracy i działania. Potrzebujemy rąk do pracy w formie wolontariatu lub członkostwa w stowarzyszeniu. Oferujemy udział w wydarzeniach i nabycie realnych umiejętności jak np. realizowanie nagłośnienia, fotorelacji i obsługi social mediów – wylicza Sylwester Krysztopik.
Do San Diego warto zajrzeć także ze względu na klimat wokół samej miejscówki. To dosłownie rzut kamieniem od kamionki Piast. Co wiosenno-letnią porą, razem z dostępną przed wejściem do lokalu plażą, tworzy egzotyczny klimat miejsca, jak na nazwę przystało. Zresztą, są już plany by zorganizować tu jeden z przystanków Nocy Kultury 2024.
– W tym roku po raz pierwszy wystąpiliśmy do miasta z ofertami w konkursach na dotacje, których rozstrzygnięcie w marcu. Proszę za nas trzymać kciuki – zachęcają.
Czytaj także: Ruszyły zgłoszenia do Salonu Wiosennego w GSW
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.