W województwie opolskim w 2023 roku było 20 tys. bezrobotnych. To osoby pozostające bez pracy z różnych powodów, m.in.: sprawujące opiekę nad osobami zależnymi, w tym dziećmi i osobami starszymi, niemające odpowiedniego wykształcenia, absolwenci, czy osoby mające problemy z dojazdem do pracy.
Barometr Zawodów to coroczna prognoza zapotrzebowania na pracowników. Analizując prezentowane w nim dane, można lepiej zrozumieć lokalny i krajowy rynek pracy.
– Okazuje się, że w tym roku będzie deficytowych 38 zawodów – mówi Maciej Kalski, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu.
– Dla porównania, w ubiegłym roku było ich 48. Po analizie widać, że uwypukliło się zapotrzebowanie na nauczycieli, brakuje przede wszystkim nauczycieli przedszkolnych, przedmiotów zawodowych czy szkół specjalnych – wylicza.
Patrząc na rynek pracy 2024, ten trend da się zauważyć w całym kraju. Przyczyn jest wiele, na przykład fakt, że zawód nauczyciela jest postrzegany jako mocno obciążający psychicznie. A jednocześnie wynagrodzenie pozostaje niewspółmierne do wymagań.
– Do tego dochodzą kwestie demograficzne. Średni wiek nauczyciela to niespełna 50 lat. Widać wyraźny spadek absolwentów szkolących się w tym kierunku – tłumaczy Maciej Kalski.
Rynek pracy 2024 – w tych zawodach są największe braki
Na szczycie listy najbardziej deficytowych zawodów jest kierowca ciężarówki. To praca nieźle opłacana, ale okupiona licznymi wyrzeczeniami. Kierowca musi się liczyć z ciągłymi wyjazdami, pracą na trasach międzynarodowych. Trzeba mieć też odpowiednie predyspozycje psychofizyczne.
– Nie bez znaczenia jest rozwój transportu. Dlatego zapotrzebowanie jest bardzo duże, a kandydatów brakuje – dodaje Kalski.
Pożądani są także pracownicy szeroko rozumianej „budowlanki”.
– Brukarz, cieśla, dekarz, murarz, tynkarz, montaż instalacji budowlanej wciąż są rozchwytywani – wylicza dyrektor WUP.
– To zawody specyficzne, wymagające dobrej sprawności fizycznej, nierzadko pracy w trudnych warunkach. Luka jest spora, a pracownicy zza wschodniej granicy nie są w stanie jej stuprocentowo uzupełnić. Tym bardziej, że część z nich szuka pracy w zawodach bardziej zgodnych z ich wykształceniem, nierzadko wyższym. Część wybiera migrację na Zachód, część wraca do Ukrainy – zauważa.
Rynek pracy 2024 wskazuje, że na liście pożądanych zawodów będą także pracownicy służb medycznych oraz zajmujących się opieką nad osobami starszymi. Chodzi o lekarzy, pielęgniarki, położne, ratowników medycznych i opiekunów.
Dyrektor WUP w Opolu podkreśla, że odpowiedzią na luki w rynku pracy jest oferta edukacyjna i podnoszenia kompetencji w ramach kształcenia ustawicznego i kształcenia przez całe życie.
– Możliwości uzupełnienia wykształcenia dają projekty urzędów pracy czy Opolskiego Centrum Rozwoju Gospodarki. Mimo to, zawody z branży medycznej, nauczyciele to problem systemowy do rozwiązania. Lekarza nie da się wykształcić w ramach kursu – stwierdza Maciej Kalski.
Czytaj także: Zmiany w prawie pracy. Ma być mniej godzin pracy i więcej urlopu
Nadwyżka ekonomistów. Sztuczny problem?
Barometr Zawodów wskazuje również nadwyżki. Okazuje się, że ze znalezieniem pracy mają problem absolwenci ekonomii.
– Faktem jest, że technika ekonomiczne wypuszczają wielu absolwentów – przyznaje Kalski. – Natomiast, czy znajdziemy tak łatwo ofertę w urzędzie pracy lub na jakimś portalu o treści: „Poszukuję pracownika w zawodzie ekonomisty”? Raczej nie. Poszukiwani są pracownicy sektora bankowego, do rachunkowości czy księgowi. Dopiero ukończenie uczelni wyższej na kierunku ekonomia otwiera wiele dróg. To wykształcenie jest trampoliną do wykonywania innych, pokrewnych zawodów, o konkretnych specjalnościach.
Podobnego zdania jest ekonomista dr Rafał Parvi, ekspert z obszaru finansów, analiz ekonomicznych, rynków finansowych, zarządzania finansami publicznymi z Uniwersytetu WSB Merito w Opolu.
– Ekonomia, a później marketing i zarządzanie, już od jakiś 30 lat są niezmiennie pożądanymi kierunkami. Faktycznie jednak w obrębie tych dziedzin powinny rozwinąć się konkretne specjalizacje – podkreśla.
Podpowiada, że optymalna sytuacja dla absolwenta to taka, że wyszkoli się w dwóch specjalizacjach. Na przykład z finansów oraz z finansów i bankowości, czyli dwóch zbieżnych dziedzinach.
– To bardzo pożądane praktycznie wszędzie. Bowiem z finansów można zejść na księgowość, która jest konieczna w różnego typu firmach, jak i instytucjach – podkreśla dr Rafał Parvi.
Biegli rewidenci potrzebni od zaraz
Ekspert wskazuje, że problemem nie jest kształcenie ekonomistów, ale brak dopasowania oferty uczelni do rynku pracy.
– O wyborze ścisłej ścieżki kształcenia warto myśleć już od początku studiów – tłumaczy. – I już wtedy kłaść nacisk na konkretne przedmioty. Godną uwagi specjalnością jest również zarządzanie: przedsiębiorstwem lub finansami. W każdym biznesie potrzebny jest przecież dyrektor finansowy. Zwykle w ofercie są kierunki menedżerskie. One jednak są moim zdaniem zbyt ogólne.
To, czego potrzebuje rynek pracy 2024, to eksperci. Takich, jak biegli rewidenci, dla których ekonomia może być pierwszym etapem kształcenia.
– Taka osoba może przeprowadzać audyt przedsiębiorstwa – wyjaśnia dr Parvi. – To byłaby bardzo przydatna specjalizacja. A konkretnych studiów pod tym kątem nie ma. Po ukończeniu samej ekonomii w tym kierunku trzeba się jeszcze dużo dokształcać, a można byłoby to zrobić od razu na studiach.
– Wniosek jest więc taki, że ekonomia jest wciąż dobrym wyborem. Problemem jest to, że obecnie absolwenci ekonomii muszą się szkolić dalej, a specjalizacje są zbyt ogólne. Uczelnie powinny zmodyfikować programy kształcenia pod współczesne wymagania rynku pracy. Muszą one ukierunkować konkretne ścieżki kariery, czyli specjalizacje – uważa.
Co więcej, zdaniem Rafała Parviego przemyślane i konkurencyjne specjalizacje na studiach ekonomicznych są znacznie ważniejsze od studiów podyplomowych.
– Podyplomówka trwa tylko rok, a specjalność w ramach studiów – dwa lub trzy lata. Korzyści, jeśli chodzi o zdobycie wiedzy i czas trwania edukacji są więc jasne – puentuje.
Rynek pracy 2024 – jaki będzie?
– Wszystko zależy od uwarunkowań makroekonomicznych w kraju, a także geopolitycznych związanych z wojną w Ukrainie czy Bliskim Wschodzie – mówi Maciej Kalski.
– Optymizm można wiązać z szacunkami, że PKB wzrośnie w tym roku o około 3-4 proc. To wskazuje na rozwój gospodarki, która potrzebuje rąk do pracy, zarówno wyspecjalizowanych fachowców, jak i pracowników do tzw. prac prostych – wskazuje.
– Pamiętajmy także o podwyżce wynagrodzeń – zaznacza dyrektor opolskiego WUP. – Od stycznia płaca minimalna to 4242 zł brutto, a od lipca 4300 zł. To będzie duże wyzwanie zwłaszcza dla mikroprzedsiębiorstw, którzy chcąc się rozwijać i sprostać konkurencji, będą musiały jednocześnie ponosić koszty wzrostu płac.
Czytaj także: Neonet zamyka część sklepów. Także w województwie opolskim
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.