Łukasz Baliński: W regionie mamy siedem klubów piłki nożnej kobiet. Niewiele.
Krzysztof Pałka: – Założenie klubu jest rzeczą prostą, ale już utrzymanie go wręcz przeciwnie. Z całym szacunkiem dla tego, co próbuje się tworzyć na Opolszczyźnie, to uważam, że rację bytu w kobiecej piłce mają dwa miejsca: Głogówek i Opole. Żeby te dziewczyny wiedziały, że jadą na mecz w składzie liczącym 15-16 osób, a nie niespełną 11 i wychodzą na boisko nie po to, żeby przegrać jak najniżej. Tego muszą jednak chcieć wszyscy.
– Z drugiej strony, w siatkówce u pań mamy pięć zespołów z czterech klubów, w piłce ręcznej dwa, a koszykówce jeden.
– Mam takie przeświadczenie, że w kobiecym sporcie z reguły najwięcej chcą działacze. Bardzo często odbywa się to na zasadzie „obiecanek bez pokrycia”. Niezwykle ważne są pieniądze. Pokazuje to choćby przykład Chrobrego Głuchołazy, gdzie jest doskonała wręcz praca z młodzieżą, a potem nie ma możliwości przełożenia tego na seniorki z prostego powodu: nie ma na to kasy. Przecież całkiem niedawno zrezygnowano tam z awansu do wyższej ligi przez finanse właśnie.

– Największym problemem kobiecej piłki u nas są pieniądze?
– Odpowiem obrazowo: klub z sąsiedniego powiatu gra ogony w 4 lidze, ale finansowanie na ten rok ma na poziomie 450 000 zł z funduszy gminy. Gdybyśmy dostawali takie pieniądze, plus to, co jesteśmy w stanie wypracować, to daję gwarancje, że mamy mistrza Polski w futsalu.
– Sponsorzy raczej się nie garną…
– Rzeczywiście, to nie jest tak, że dzwoni telefon i każdy mnie pyta, czy mógłby zostać partnerem Rolnika. To nie jest jedna rozmowa, to nie jest jeden mail. Czasem trzeba do kogoś wybrać się 10 razy i może coś to da. Niemniej, od kiedy zaczęliśmy robić wynik w futsalu, jest o to łatwiej, niż rok temu, gdy była obrona przed spadkiem. Obecnie możemy się pochwalić pozycją w czubie tabeli, niedawno awansowaliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski, mamy reprezentantki Polski. Zatem łatwiej jest nam „sprzedać” ten produkt marketingowy, ale jest jeszcze daleko do ideału.
– Gdy rozmawialiśmy przy okazji 40-lecia klubu, to powiedział pan, że sytuacja finansowa w klubie jest coraz bardziej stabilna.
– Powoli mogę potwierdzać te słowa i najważniejsze dla mnie jest to, że klub nie ma zaległości, jest wypłacalny. To nie jest jednak tak, że mamy wolne środki, które leżą i czekają, aż je wydamy. Mamy zapewnioną płynność finansową i wszystkie zobowiązania, których się podjęliśmy, są na bieżąco realizowane, co jest niewątpliwie zasługą pracy zarządu.
– W tym sezonie postawiliście na futsal.
– U seniorek to faktycznie produkt flagowy. I wygląda to całkiem przyzwoicie. Wszystko jest w nogach dziewczyn, nie musimy też polegać na nikim innym, tylko na sobie. Żyję mocną nadzieją, że po kilku latach przerwy zdobędziemy jakiś medal i będziemy mogli poświętować. Niemniej, naszym „oczkiem w głowie” jest też drużyna, która rywalizuje w Centralnej Lidze Juniorek do lat 16 na pełnowymiarowych boiskach. To jest dla nas bardzo ważny projekt, który ma pomóc rozwinąć na nowo sekcję trawiastą.
– No właśnie, jakie plany pod tym względem?
– Tu znowu należy wrócić do kwestii finansowych. Jeżeli będzie nas stać, żeby za jakiś czas grać w centralnych rozgrywkach na trawie, to zapewne skorzystamy z tej możliwości. Jeżeli nie, to dalej będziemy stawiali na Akademię. Dla mnie, jako prezesa, miłe są zaproszenia dla naszych dziewczyn na treningi ze Śląska Wrocław czy Rekordu Bielsko, czyli wiodących marek w młodzieżowej piłce kobiet. To pokazuje, że nasza praca w tych kategoriach jest zauważana. Na pewno wśród seniorek na trawie nie będziemy stwarzać sobie żadnych celów na siłę. Choćby w kwestii awansu do 3 ligi. Z drugiej strony, nasza 4 liga nie daje zbytnio możliwości rozwoju. Obecnie chcemy więc głównie, by dziewczyny utrzymały się w CLJ i następnie zamierzamy wokół nich budować dorosły team na kolejne lata. Piłka seniorska na trawie jest teraz na tyle ważna, że grają tam w zasadzie nasze wychowanki, które „nie pałają” miłością do futsalu.
– Dziewczyny mimo wszystko wciąż trudniej namówić do piłki nożnej.
– Ogólnie w trakcie rozwoju dziewcząt grających w piłkę są dwa takie przełomowe momenty: egzamin ósmoklasisty i potem matura. Dwa razy są te same dylematy: nie wiadomo, co robić w przyszłości, gdzie pójść do szkoły, czy da się radę pogodzić naukę z grą w piłkę. Gdzieś też jest i trzeci etap: moment, w którym pojawia się miłość, myśl o rodzinie. Są jednak przykłady w drużynie, że dzieci nie są żadną przeszkodą. Ilona Kujawska cały czas jest aktywną i kluczową postacią. Trzeba tylko chcieć i sobie wszystko poukładać. Mamy zawodniczki, które w tym roku zdają maturę, albo niedawno zaczęły studia, lub pracują i potrafią dojeżdżać 100 km na trening. Zatem zasada „dla chcącego nic trudnego” jak najbardziej obowiązuje.
– Z czego wynika to, że w piłce kobiecej granica wieku zawodniczek jest tak mocno przesunięta? 15-16-latka w Ekstralidze nikogo nie dziwi.
– Grają najlepsze. Z tym, że obserwuję tu bardzo niebezpieczny trend, często szybko chce się im zawodowej piłki. Oczekiwania są bardzo wysokie, a ja osobiście nigdy nie byłem ani w męskiej, ani w żeńskiej piłce zwolennikiem transferowania nastolatków za granicę, gdzie często trzeba się mierzyć z wieloma wyzwaniami w wieku 17-18 lat. Inna kultura, inna mentalność, obciążenia. I potem nagle powrót, bo nie ma co ze sobą zrobić.
– Co chciałby pan zmienić w kobiecym futbolu?
– Przede wszystkim bardzo mi zależy, żeby środowisko miało wspólny cel, żeby był nim rozwój. Niestety, nie brakuje zagrywek, które trudno uznać za fair play. Podam przykład: wykorzystuje się fakt, że z ktoś chce przełożyć mecz, bo ma 2-3 dziewczyny powołane do reprezentacji, ale rywal się na to nie zgadza. Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrażam. Dlaczego mocny klub ma płacić za to, że ma więcej dobrych zawodniczek? Jaka to promocja, gdy na boiska nie wyjdą te najlepsze, albo będą zmęczone i zagrają słabo. Każdy sobie rzepkę skrobie, a nie na tym to powionno polegać.
Środowisko musi też zrozumieć, że podział pieniędzy powinien być jak najbardziej sprawiedliwy, żeby inwestowano również w małe ośrodki, a nie tylko, żeby wielcy brali. Przecież ci wielcy będą prędzej czy później konsumentami pracy tych mniejszych, bo mając więcej funduszy na rozwój, możemy zaproponować naszym zawodniczkom lepszej jakości treningi, więcej zajęć, a co za tym idzie, spowodować, że będą się rozwijać lepiej. Wolałbym przecież, żeby wychowanka mojego klubu kontynuowała karierę, jeśli będzie taka możliwość, w ekstralidze, niż dwa, trzy poziomy niżej.
– A co idzie w dobrym kierunku?
– Wielkim plusem jest choćby inicjatywa Piotra Rybola z OZPN, który stworzył wojewódzką ligę młodzika w futsalu. To są rozgrywki 12-latków, ale dziewczyny mogą być nieco starsze. I te dzieci ze sobą grają, szybko poznają kulturę gry w hali, nie czekają do 20. roku życia. Dzisiaj mogą decydować, na które boiska chcą postawić. Ja już teraz widzę wyraźny rozwój naszej grupy dziewcząt U15, nawet w porównaniu z tym, co prezentowały cztery, pięć miesięcy temu.
– Gdzie pan widzi opolską piłkę kobiet za trzy, cztery lata?
– Osobiście na pewno będę starał się rozwijać cały czas futsal w Głogówku. Choć do tego trzeba trochę więcej osób, niż prezes czy zarząd Rolnika. Tu trzeba pracy społeczności, dlatego bardzo się cieszę, że mogę liczyć na samorząd, zarówno gminę, jak i powiat czy województwo. Cieszę się, że różni ludzie, których proszę o wsparcie, nie zamykają mi przed nosem drzwi, ale też każdy musi zrozumieć, że inwestycja w dzieci i młodzież to społeczna odpowiedzialność biznesu. Jeżeli kogoś na to stać, to warto dać tym dzieciom możliwość rozwoju, tak, by spełniały swoje pasje. Jeżeli lokalnie zaczniemy myśleć wszyscy w ten sposób, to będzie dobrze. Mam kilka pomysłów na współpracę z klubami, w których nie ma sekcji kobiecej.
Opracowałem wzór, który da odpowiedź, co kto może zyskać, choć nie chciałbym tego jeszcze zdradzać. Niemniej, dla mnie gra jednej, dwóch 14-latek w drużynie z chłopakami w lidze młodzika nie jest dobrym kierunkiem rozwoju. Powinny przyjść do klubu, który zajmuje się kształceniem dziewcząt, oczywiście, dla jej macierzystego klubu również musi to „spinać się” ekonomicznie. Ale ja mam pomysł, jak to zrobić. I mam nadzieję, że niedługo będę mógł pochwalić się pierwszymi takimi umowami współpracy z klubami z województwa opolskiego.
– Przydałaby się też u nas szkoła mistrzostwa sportowego, czy choćby klasa o odpowiednim profilu…
– To jest właśnie to, o czym mówiłem, wspominając, że to musi być praca całej lokalnej społeczności, bo mamy możliwości infrastrukturalne w Głogówku, ale też oprócz tego musi być jeszcze praca gminy i starostwa, bo jeżeli mówimy o szkole, to jest jakiś organ prowadzący. Od kilku lat się o tym mówi i uważam, że trzeba w końcu przejść od rozmów do czynów.
– Jak wygląda dziś praca prezesa klubu kobiecej piłki nożnej?
– Odszedłem od takiego modelu, gdzie jako prezes wchodzę do szatni. Od tego są trenerzy. Oni mają szerszy zakres wiedzy, są na co dzień z tymi drużynami, mają stosowne kursy, łącznie z tymi UEFA. Ja oczywiście jestem dyspozycyjny dla nich, dla dziewczyn i dla rodziców. Absolutnie nie jestem od tego, żeby ustalać skład czy bawić się w psychologa. Co nie znaczy, że nie rozmawiam z zawodniczkami, bo rozmawiam z nimi bardzo dużo. A gdy trzeba, bo np. jest mecz, to mogę przygotować nagłośnienie, przynieść wodę, nie jest to żadna ujma dla mnie.
– Da się utrzymać z kobiecej piłki nożnej?
– W futsalu to nie może być jedyne źródło utrzymania. Niemniej w Rolniku dziewczyny, które grają w ekstralidze, zarabiają na tym. Na boiskach trawiastych u nas to są groszowe sprawy.
Czytaj także: 4. liga wraca do gry. Runda rewanżowa rozpoczyna się 8 marca