15 października 2025 przypada półmetek kadencji w Sejmie i Senacie. Dwa lata temu Szymon Hołownia był przekonany, że zostanie prezydentem, a reszta jest nieważna.
Donald Tusk i Platforma wierzyli, iż prezydentem będzie Rafał Trzaskowski i wtedy wszystko szarpnie do przodu.
Władysław Kosiniak-Kamysz zakładał, że PSL udając taki cywilizowany PiS utuczy się na jego rozczarowanym elektoracie.
Włodzimierz Czarzasty i Lewica śnili z kolei, że realizacja przedwyborczych obietnic ze sfery obyczajowej uczyni z nich trzecią siłę polityczną w kraju.
Oczko wyżej mierzyła Konfederacja, kalkulując, że zastąpi gasnącą – wydawało się wtedy – partię Jarosława Kaczyńskiego w duopolu z PO.
Koalicjanci kołyszą łodzią, w której sami płyną
Potem przyszły wybory prezydenckie, przynosząc nowe marzenia i rozczarowania. PiS miał nadzieję, że wygrana Karola Nawrockiego popchnie notowania partii do przodu. Że popłynie na fali. Nie popłynęła ani na centymetr.
Ugrupowanie prezesa Kaczyńskiego szarpie się chaotycznie, a kwintesencją tego był nieudany i zbędny marsz przeciwko imigracji oraz tyleż skandaliczne, co memiczne wystąpienie Roberta Bąkiewicza. PiS musi się wymyślić na nowo, bo stare grepsy już nie działają. Szczególnie na młodych.
Po wyborach prezydenckich prorokowano, iż Adrian Zandberg i Sławomir Mentzen będą tymi, którzy zdominują polską politykę w najbliższej przyszłości. Ale ten pierwszy nadal pozostaje guru tylko w swojej partyjce, a względny sukces tego drugiego nie przełożył się na wzrost notowań Konfederacji. Te uparcie tkwią na poziomie połowy tego, co ma PiS. Na dodatek Konfederacja straciła blask partii antysystemowej, stając się częścią mainstreamu.
No i półmetek kadencji w Sejmie jest, jaki jak jest. Towarzyszy mu poczucie wyborców, że to nie tak miało być. Że nie tak miały wyglądać rządy Koalicji 15 października.
Paradoksalnie, statystyki pokazują, iż ludziom żyje się lepiej niż dwa lata temu, ale u nas tradycyjnie nad sferą materialną przeważa symboliczna. A tu mamy obraz rządu, który nie potrafi się sprzedać oraz skłóconej i nieskutecznej władzy.
Koalicjanci KO kompulsywnie podejmują kolejne próby „zaznaczenia swojej podmiotowości”, co stało się przeciwskuteczne i utwardza tylko ich notowania w granicach błędu statystycznego. Skutecznie za to kołysze na wzburzonym politycznym morzu łodzią, którą oni też płyną. Ale refleksji nie widać.
Półmetek kadencji w Sejmie. Nic nie jest przesądzone
W polityce tak jest, że życie rzadko przynosi spełnienie marzeń polityków. Oprócz Szymona Hołowni nikogo to jednak nie zniechęca, partyjni stratedzy dopasowują stare i nowe marzenia do kolejnych planów. Ich wspólnym błędem jest to, że opierają się na obecnych nastrojach społecznych. A przecież łaska wyborców na pstrym koniu jeździ, co pokazały minione dwa lata.
Dlatego nic nie jest przesądzone. Za dwa lata Platforma nie musi stracić władzy, PiS nie musi rządzić z Konfederacją, a Karol Nawrocki niekoniecznie stanie się ojcem chrzestnym nowego obozu na prawicy, którego to pragnienia za bardzo już nie skrywa.
Dziś prezydent cieszy się największym zaufaniem społecznym, ale czy tak zostanie do jesieni 2027 roku? Wszystko może się zdarzyć, włącznie z tym, że powstanie nowa partia, która skutecznie odwoła się do tęsknoty wielu Polaków za zmianą. Często taką trochę nieokreśloną – żeby nie było, jak jest.
Niezmiennie aktualne pozostają za to dalsze słowa piosenki Budki Suflera sprzed 37 lat: „My i wy, mur bez skazy. Kryształ i stal. Przemalowani, podzieleni. Na dobrych i złych. Na siebie warcząc jak psy. Żyjemy tak tyle dni”.
Czytaj także: Bylibyśmy gotowi walczyć za Polskę? Te dane nie pozostawiają złudzeń
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania