Ostatnia linia obrony PiS
Prawdą nie jest natomiast, iż Jarosław Kaczyński wierzy, że Morawieckiemu uda się stworzyć jakiś rząd koalicyjny, korumpując posłów Trzeciej Drogi i Konfederacji. O prezesie PiS można wszystko powiedzieć, ale nie to, że jest fantastą. Dlaczego w takim razie cały aparat propagandowy obecnej władzy usiłuje stworzyć przekonanie, że trwają jakieś zakulisowe rozmowy i trzecia kadencja jest właściwie pewna? To, kolokwialnie mówiąc, ściema, ale jednocześnie ważny element strategii – taka ostatnia linia obrony PiS – o której będzie dalej.
Niektórzy są przekonani, że opór w przesiadce do ław opozycji wynika z szoku prezesa. Kaczyński święcie bowiem wierzył, że będzie rządził nadal i teraz nie może się pogodzić z wynikami wyborów. Szok z pewnością był, a nastroje prezesa zawsze wyznaczały kierunek działania jego partii. Lecz tym razem nie to decyduje, że zachowanie PiS jest dla opinii publicznej dziwne.
Choć bowiem wybory się skończyły, partia jest nadal w trybie kampanijnym. Tuby propagandowe PiS wciąż atakują w niewybredny sposób opozycję, szkalują Tuska oraz straszą Niemcami i uchodźcami. Słowem, robią wszystko, by temperatura emocji w Polsce nie opadła. Po co? Bo opozycja się nie dogada i będą szybko przedterminowe wybory. Z pewnością taki scenariusz jest brany pod uwagę na Nowogrodzkiej, choć w jego realność mało kto tam wierzy. Ale trop jest właściwy, o wybory tu chodzi, tyle, że nie parlamentarne, ale samorządowe.
Co, jeśli znikną tysiące fuch w urzędach i radach spółek?
Partia Jarosława Kaczyńskiego, jak Rosjanie na Ukrainie, buduje swoją linię Surowikina. To właśnie ta ostatnia linia obrony PiS. Jeśli partia Kaczyńskiego przegra wiosenne wybory samorządowe, a jej obecny stan posiadania wydatnie się zmniejszy, to będzie dla niej katastrofa.
Znikną tysiące posad i fuch w urzędach i radach spółek, nie będą mieli gdzie się przechować ci, którzy stracą pracę w rządowych instytucjach, agencjach i firmach po przejęciu władzy przez opozycję. A skoro PiS nie będzie mógł nic „dać”, straci swoją atrakcyjność. To będzie koniec tej partii, albo koniec takiej, jaką znamy teraz. I Jarosław Kaczyński o tym wie.
Dlatego prezes chce jak najdłużej utrzymać mobilizację swojego utwardzonego już do granic elektoratu, wykorzystując do tego rządowe media i publiczne pieniądze. Chce przekonać swoich wyborców, że wciąż jest sprawczy i nic nie jest stracone. Ale do tego potrzebuje jak najdłużej swojego rządu. To jest główny powód tej farsy, reszta to didaskalia.
Czytaj także: Ubrali się w ornaty i ogonami po redakcjach dzwonią
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.