Za wpadkę można uznać otwarcie koncertu SuperJedynki na festiwalu Opole 2024 przez zespół Lady Pank. Konkretnie o chodzi formę wokalną Janusza Panasewicza, a właściwie jej brak. Sposób, w jaki skrzeczał, przyćmiewał solidną warstwę instrumentalną. I nie jest to przypadek tego konkretnego koncertu.
Na tym tle klasą samą dla siebie była Kasia Kowalska. Wokalistka z miejsca nawiązała kontakt z publicznością i ją rozruszała. Do tego zaproponowała nieco przearanżowane wersje swoich przebojów – w duchu country.

Czasy wokalnej świetności – choć na pewno nie w takim stopniu, jak frontman Lady Pank – ma też Robert Gawliński. Posiłkował się jednak udaną interakcja z widownią, która śpiewała chyba więcej, niż on sam.
Zresztą, wokalnym niedociągnięć można było w tym koncercie usłyszeć więcej. Choćby w wykonaniu Beaty Kozidrak, która wystąpiła na finał koncertu. Wokalistkę zespołu Bajm ratowały chórki, ale widownia na to wielce nie zważała. Dała się porwać widowisku.

Opole 2024 – SuperJedynki na rockową nutę
Koncert SuperJedynki na festiwalu Opole 2024 ożywił bowiem gatunek, który na tej imprezie dawno nie miał tak poczesnego miejsca. Mowa o szerokim spektrum rocka, od jego lżejszych odmian w wykonaniu Tomka Lipińskiego czy Sztywnego Palu Azji, przez mocniejsze zaserwowane przez Kobranockę i Oddział Zamknięty, aż po prawdziwie punkową energię grup Big Cyc i Proletaryat.
Ten ostatni zespół zagrał z mocą porównywalną do tej, jaką opolską publikę kilkanaście lat temu zaszokowała grupa Acid Drinkers. Co więcej, dla grupy Proletaryat to był debiut na festiwalu w Opolu – po 37 latach na scenie.

SuperJedynki 2024 na festiwalu Opole 2024 były okazją, by posłuchać kultowych protest-songów z lat 80. Takich, na których wychowywały się całe pokolenia. I to w wykonaniu ich autorów i twórców. Za to na pewno należy się ukłon.
Trzeba też oddać, że to faktycznie był koncert. Marcin Daniec mówił tyle, ile trzeba, aby możliwe było przepięcie muzyków na scenie. Nie był przy tym nazbyt męczący i potrafił rozbawić widownię. Nie było klipów prezentujących artystów trwających dłużej, niż ich występy. Była muzyka – ona grała pierwsze skrzypce. Brakowało jednak twórców młodych – jeden Zalewski wiosny nie czyni.
Dziwić może jednak przede wszystkim dlaczego nie nadano temu koncertowi jakiejś rockowej nazwy. Dlaczego to były SuperJedynki? To już chyba organizatorzy raczę wiedzieć.
Czytaj także: Premiery pokonały artystów – nie radzili sobie z własnymi piosenkami
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.