I nie chodzi tu tylko o Fundusz Sprawiedliwości, o którym piszemy TUTAJ, choć ta afera definiuje charakter tamtej władzy i osobowość Ziobry: brak etycznych zasad, naginanie prawa do bezprawia, obłudę, prywatę i łatwość w deptaniu ludzi.
Dewastacja i tak już ułomnych sądów i prokuratury nie była celem, tylko środkiem do zapewnienia sobie bezkarności. Sobie i całemu PiS-owi. Ziobro to minister antysprawiedliwości. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie narodził się taki w 2015 roku.
Jaki jest, pokazał już za pierwszych rządów Kaczyńskiego. Śmierć Barbary Blidy, spreparowanie afery Andrzeja Leppera, bezpardonowe wykorzystywanie służb specjalnych do niszczenia Bogu ducha winnych ludzi, podsłuchy, prowokacje, nagonki na różne grupy zawodowe… On i ludzie o podobnych mu cechach, których zgromadził wokół siebie, działali według bolszewickich zasad: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie.
I to wszystko uszło mu potem na sucho. A uszło, ponieważ część polityków Platformy i PSL przyjęła wtedy, nie wiedzieć czemu, dziwną doktrynę, że choćby za najgorsze świństwa, należy rozliczać politycznie, a nie karnie. Że po zmianie władzy politycy nie mogą „wsadzać” konkurentów, bo to może się źle skończyć dla demokracji.
Bezkarny Zbigniew Ziobro?
No i skończyło się źle, ale z odwrotnego powodu: poczucia bezkarności. Zbigniew Ziobro uznał wtedy, że poselski immunitet i ministerialny gabinet zwalniają z odpowiedzialności. Że może wszystko i nikt nic mu nie zrobi. Tego przekonania nabrali również jego ówcześni współpracownicy, którzy mieli coś za paznokciami: Wąsik, Kamiński, Święczkowski…
To miało też brzemienne skutki społeczne, w spadku zaufania do państwa i polityków, a generalnie – do demokracji. To po 2007 roku często można było usłyszeć wśród zwykłych ludzi, że wszyscy politycy są po jednych pieniądzach, że kruk krukowi oka nie wykole, że są „równiejsi” wobec prawa. Nawet teraz, po uchyleniu Ziobrze immunitetu, sondaże pokazują, iż 40 proc. Polaków nie wierzy, by poniósł on odpowiedzialność, został ukarany.
Ale tu nie chodzi o to, czy Ziobro pójdzie siedzieć, czy nie. Najważniejszy będzie sam proces. Te zeznania świadków, skruszonych urzędników, nagrania, dokumenty. Opis tej całej patologii w świetle kamer. To będzie wielkie pranie brudów z czasów Ziobry i Kaczyńskiego. Coś, co może przynieść oczyszczenie naszego życia społecznego i politycznego oraz stanowić przestrogę dla obecnych i przyszłych rządzących, by nie szli drogą „Szeryfa”.
A sam „Szeryf” uciekł na Węgry, pod parasol Orbana, gdzie dołączył do swojego zastępcy Romanowskiego. Dla wymiaru sprawiedliwości to kłopot, ale dla obecnej koalicji polityczne złoto. Bo PiS się z tego nie wytłumaczy, a ostatecznie były minister sprawiedliwości i tak nie uniknie procesu oraz ewentualnej kary.
Zbigniew Ziobro kłopotem PiS
I rzeczywiście, PiS ma kłopot. Z jednej strony czuć tam ulgę, że Ziobro uciekł, bo gdyby został i trafił do aresztu, mógłby się „rozpruć”. A zna najmroczniejsze sekrety Kaczyńskiego i jego partii. Z drugiej, PiS musi Ziobry bronić, co łatwe nie jest. Padają histeryczne słowa o zemście Tuska i Żurka na niewinnym, o chęci zabicia chorego człowieka. Tak, Ziobro jest chory, ale choroba nie uniewinnia, obliguje tylko do humanitarnego traktowania zatrzymanego bądź oskarżonego. I to ludzie zdają się rozumieć. Jak pokazują badania, narracja Kaczyńskiego i ziobrystów trafia tylko do najtwardszego elektoratu PiS.
Na koniec ważna rzecz. Moim zdaniem Ziobro to symbol nieprawości rządów z lat 2015-2023. Ale jedynie symbol. Był tylko ministrem, ktoś go „zadaniował”, inspirował, akceptował jego działania.
To Jarosław Kaczyński.
Kto świadomie dla własnych celów wykorzystuje złego człowieka, jest jeszcze gorszy.
Czytaj też: Opolski wątek afery Funduszu Sprawiedliwości – pieniądze dla Ex Bono
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania



