Psy czy koty, z natury ciekawskie zwierzaki chętnie eksplorują nowe zapachy i miejsca. Wiosenna pogoda zachęca do dłuższych spacerów, w tym na łąki czy ogródki działkowe. Tam już działają ogrodnicy i rolnicy, którzy przygotowują ziemię do upraw, a także pozbywają się szkodników używając silnych środków chemicznych. Historia pani Marzeny Sedlaczek z Opola pokazuje, że wychodząc na spacer ze swoim pupilem musimy zachować czujność. Jej Balu skonał w męczarniach.
– To był spacer taki jak zawsze – opowiada. – W niedzielę rano poszłam z nim na działkę i wróciłam do domu. Już po powrocie do domu pies zaczął dziwnie się zachowywać. Myślałam na początku, że to kwestia trocin, bo mamy królika i często je podjadał.
Ale stan Balu się pogarszał. – Wyprowadziłam go na dwór, a on zaczął się trząść. Zaczął toczyć pianę z pyska. Nawet nagrałam krótki film, żeby móc pokazać weterynarzowi co dzieje się z psem – relacjonuje pani Marzena.
Balu skonał w męczarniach. Pomoc przyszła za późno
Postanowiła poszukać pomocy weterynarza. Okazało się jednak, że w weekend w Opolu trudno go znaleźć. Większość jest dostępna pod telefonem dla swoich stałych pacjentów. Ale i wtedy nie zawsze można liczyć na natychmiastową pomoc. A właśnie takiej potrzebował Balu.
– Dzwoniłam w różne miejsca, ale nie przyniosło to skutku. Ktoś polecił mi jedną panią weterynarz, ale też nie była dostępna „na już”. Czekałam około trzech godzin nim dostałam się do lekarza. Ale po tym czasie, Balu był już w stanie agonalnym – mówi pani Marzena.
– Pani doktor robiła co mogła. Pies miał 43 stopnie gorączki. Nawadniano go, dostawał kroplówki. Ale wiedziałam już, że to za późno. Balu nie kojarzył, nie reagował, miał niezależne ruchy, krwotok. Wyglądało to strasznie – relacjonuje kobieta.
Gdy to robi poruszenie tym widokiem mieszka się w niej z wściekłością. Jest rozgoryczona, gdyż – jak przekonuje – jej przykład pokazuje, że w Opolu nie ma ratunku dla zwierząt w nagłych wypadkach. Deklaruje, że będzie działać, aby to zmienić.
„Nie chcę oskarżać. Chcę przestrzec”
Balu, który skonał w męczarniach, był niespełna dwuletnim, zdrowym, energicznym psem. Pani Marzena Sedlaczek adoptowała go z miejskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Według lekarza weterynarii, który próbował ratować zwierzę, Balu miał objawy silnego zatrucia środkami chemicznymi.
– To mógł być środek na zwalczanie ślimaków lub chwastów. Bardzo silny. Ja takich środków nie stosuję. Nie chcę też absolutnie nikogo oskarżać. Chcę przestrzec, bo wiem, że nasz Balu nie był jedyną ofiarą w ostatnich dniach – mówi.
Warto mieć na uwadze, że nie zawsze objawy zatrucia środkami chemicznymi wystąpią nagle. Niekiedy miną godziny, zanim nasz pupil zacznie się dziwnie zachowywać. Tak jest w przypadku pochodnych kumaryny, która jest w składzie trutek na szczury. Objawy w tym przypadku mogą wystąpić nawet po kilku dniach. Na początku niemal zawsze pojawia się osłabienie, utrata apetytu. Dochodzą wymioty, obecność krwi w kale i moczu, krwotok z nosa. Wszystkie te objawy to znak, że sami nie pomożemy naszemu zwierzęciu.
Czytaj także: Schronisko w Opolu otwarte dla mieszkańców. „Nie wiedzą, że istniejemy”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.