Międzynarodowy Komitet Olimpijski przywrócił możliwość startów w zawodach międzynarodowych Rosjan i Białorusinów w sportach indywidualnych pod flagą neutralną i pod warunkiem, że nie wspierali oni aktywnie wojny na Ukrainie oraz nie są związani z wojskiem i klubami wojskowymi.
Jest to decyzja niezrozumiała i szkodliwa. MKOl podkreśla, że to jeszcze nie jest formalne dopuszczenie tych reprezentacji do igrzysk olimpijskich. Ale gołym okiem widać, że to krok w tę stronę. Skoro Rosjanie i Białorusini mogą startować, to będą zdobywać kwalifikacje na paryskie igrzyska 2024 roku. Przecież nie po to, by im potem te miejsca na olimpiadzie zabierać.
Stawiane krajom agresorom warunki są mocno nieprecyzyjne. Nikt nie wie, czy aktywnym wsparciem wojny jest litera „Z” na koszulce, słowne popieranie polityki Putina czy dopiero walka z bronią w ręku. Nie jest tajemnicą, że spory procent reprezentantów Rosji to zawodnicy wojskowych klubów, opłacani z budżetu armii. Znając stosunek tego państwa do praworządności, spodziewam się, że jeden ukaz uczyni ich wszystkich cywilami w jedną noc.
MKOl zgubił pojęcie „pokój olimpijski”
Kibiców takich jak ja boli, że w pogoni za pieniędzmi od sponsorów i za prawa do transmisji MKOl zgubił gdzieś pojęcie „pokój olimpijski”. Nie tłumaczy go, że było ono w użyciu dawno, w starożytności. Na miesiąc przed helleńskimi igrzyskami i dwa tygodnie po nich milkł oręż. Greckie miasta-państwa prowadzące w tym czasie walki wyrzucano z igrzysk. I jeszcze płaciły karę proporcjonalną do liczby bijących się żołnierzy.
Dawne dzieje. W naszych czasach nie było już tak słodko. Wojna w Wietnamie trwała 20 lat, a jej uczestnicy startowali w igrzyskach jakby nigdy nic. Na olimpiadzie 1956 roku Związek Radziecki, który czołgami rozjechał Budapeszt, nie tylko startował, ale i wygrał klasyfikację medalową. W 1980 Moskwa była gospodarzem igrzysk, choć parę miesięcy wcześniej sowiecka armia najechała Afganistan.
Przewodniczący MKOl mówi, że sportowcy nie powinni być karani za swoje paszporty, a igrzyska powinny trzymać się z dala od polityki, bo w przeciwnym razie stracą moc jednoczącą. Nie mówi, jak zjednoczyć agresora z napadniętym i z krajami przyfrontowymi zagrożonymi napaścią, Polska też do nich należy. I chyba się nie zastanawia, po co.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.