Mateusz Waligóra zdobył biegun południowy
Mateusz Waligóra to podróżnik z Nysy. Tu mieszkał do czasu zdania matury. Wyprawa na biegun południowy to jego ostatnie przedsięwzięcie. Cel osiągnął w piątek 13 stycznia.
„Ta wyprawa wcale nie zaczęła się 58 dni i 1250 kilometrów wcześniej w zatoce Hercules Inlet na pograniczu kontynentalnej Antarktydy i Lodowca Szelfowego Ronne’a. Zaczęła się wiele lat temu na zamarzniętej tafli Jeziora Nyskiego w Siestrzechowicach” – napisał na Facebooku.
Podróżnik podkreśla, że jako dziecko nie robił żadnych wyjątkowych rzeczy.
„Ale marzyłem o takich. I nigdy nie przestałem! Przypomnijcie sobie o czym marzyliście jako dzieciaki. A potem zróbcie to!” – zachęca.
Zadziwiający tłok na biegunie południowym. I cisza
W wywiadzie udzielonym portalowi gazeta.pl Mateusz Waligóra opowiada, że przytłoczyła go liczba ludzi, których spotkał na biegunie. Okazało się, że tego samego dnia wiele osób kończyło swoje wyprawy. Ale też należy pamiętać, że mało kto pokonuje całą drogę na biegun. Większości wystarczy pokonanie około 100 kilometrów do celu po tym, jak będą przetransportowani na tę odległość.
Mimo tego, zdobycie bieguna południowego było czymś wyjątkowym.
– Kiedy dotarłem na miejsce, panowała prawie kompletna cisza – powiedział Mateusz Waligóra. – Zamknąłem oczy, powiał lekki wiaterek, usłyszałem, jak trzepoczą flagi, które są tutaj zawieszone. Magiczna chwila. I ulga, bo bałem się, że niczego konkretnego nie poczuję.
Zrozumieć, co się wydarzyło
Mateusz Waligóra do tej pory pokonywał pustynie m.in. w Australii i Boliwii. Jako pierwszy na świecie przeszedł samotnie i bez wsparcia z zewnątrz mongolską część Pustyni Gobi.
Pierwszy raz szedł przez pustynię lodową. I przyznał, że ta na Antarktydzie potrafiła się zmienić szybciej niż inne pustynie, które pokonywał. Wskazał, że wystarczy na to kilkanaście minut.
– Doświadczyłem tego dwa dni temu. Rano po raz drugi na tej wyprawie szedłem w rozpiętej kurtce. A dwie godziny później musiałem założyć na siebie wszystkie warstwy odzieży, które miałem – opowiada.
Nie brakowało też trudnych chwil. – Był taki dzień, kiedy pogoda kompletnie się załamała, nie mogłem wyjść z namiotu, leżałem w środku, a na zewnątrz panowała zamieć, biała ciemność. Czułem się tego dnia naprawdę źle – relacjonuje.
Mateusz Waligóra krótko po zdobyciu bieguna południowego nie mówił o tym, jaki ma kolejny cel.
– Najbardziej potrzeba mi ciszy. Czasu na zrozumienie tego, co się wydarzyło – stwierdził.