Maciej Mischok wyrusza na szlak
Wówczas, oprócz historii, interesowały mnie muzyka i radio, w którym pojawiałem się często. I o mały włos nie zostałbym tam zatrudniony… Z tymi wyzwaniami wygrała ciekawość prawdziwej i nieznanej w tamtym czasie historii naszego regionu.
Wydawałoby się, że w województwie śląskim (wtedy katowickim), były tylko dymiące huty i kopalnie. W szkole uczono, że w regionie jest tylko zamek w Będzinie, nie wspominając o takich obiektach, jak zamek w Pszczynie, czy Brzegu. W późniejszych podręcznikach do historii można natrafić wzmiankę o Głogówku, gdzie w zamku Oppersdorffów schronił się przed wojskami szwedzkimi król Polski Jan Kazimierz.
CZYTAJ TAKŻE: Tak przed wiekiem żyła arystokracja w Kopicach. Jak wyglądał jej dzień?
Po wielu latach moim wielkim zdziwieniem było odszyfrowanie zdjęcia z Głównego Sztabu Wojsk Pruskich. Ów sztab mieścił się na zamku pszczyńskim. Nigdy nie zauważyłem, że zdjęcie było tak opisane. A jego autorem był znany książęcy fotograf rodziny Hohenlohe ze Sławięcic, Maksymilian Steckel. Szkoda, że nasze wspólne dziedzictwo narodowe jest zapominane. Ile by dali nasi amerykańscy przyjaciele za taką historię. Oni nauczyli się dbać o trudną historię stosunków białych osadników i rdzennych mieszkańców Ameryki.
Niezapomniane podróże
Ruszyłem w podróż do sąsiedniego województwa opolskiego, która to podróż trwa do dzisiaj. Wyjazd do Opola z Katowic, to była długa wyprawa. Wtedy należało zabrać ze sobą wałówkę, lub szukało się czegoś do zjedzenia w sklepach GS lub barach. Do dziś pamiętam Zajazd Niedźwiednik na trasie ze Strzelec do Opola, który jednak był za drogi na moją kieszeń. Innych obiektów typu Fast Food jeszcze nie było, a pierwsza restauracja amerykańska z „dwoma łukami” powstała w sierpniu 1993 roku, we Wrocławiu.

Moim ówczesnym GPS-em był niesamowity atlas Polski w twardej, białej oprawie, wydanej przez koncern paliwowy z muszelką. Ich mapy były jedną z najdokładniejszych na owe czasy i miały na kartach opis niektórych rezydencji arystokratycznych z całej Polski. Dzięki tej mapie podróżowałem czasem w ciemno, odkrywając przez przypadek niesamowite miejsca.
Wyjazd z Katowic zaczynał się od szosy Kochłowickiej, która z czasem zamieniła się w autostradę A4. Droga ta była przyjazna dla kierowców, aż do wyłożonej betonowymi płytami odcinka gliwickiego niedokończonej przez Niemców autostrady Berlin–Bytom. Sam dojazd z Katowic do Gliwic zajmował ponad godzinę i był już wyczerpującą wyprawą.
Maciej Mischok i jego niezawodny „maluch”
Pojazd, którym podróżowałem, to niezawodny Fiat 126p, zwany potocznie maluchem. W radiomagnetofonie grała stacja radiowa, program pierwszy lub trzeci, bo miały dobry zasięg. Gdy gubił się zasięg, to uruchomiałem taśmę magnetofonową, nagraną utworami z radia. Do dziś pamiętam ten stukot kół na łączeniu płyt betonowych autostrady, jakbym pociągiem jechał z zawrotną prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, stuk, stuk, stuk… i tak przez około pół godziny. Aż dojechałem na dzisiejszy zjazd w kierunku Strzelec Opolskich.

Stara trasa do dziś wiedzie w kierunku Opola, dzięki funduszom europejskim ma obecnie szerokie pobocze i nie ma już dziur. Dojeżdżając do centrum Strzelec Opolskich, można zauważyć zamek hrabiów Renard, który jakby chciał się „wydostać” za ścian budynków, prosząc o pomoc w odbudowie. Ma szczęście, że jest zabezpieczony i może służyć mieszkańcom jako trwała ruina z przepięknym parkiem.
- Jak Maciej Mischok odkrywał rezydencje?
- Jakie niezabezpieczone skarby odkrył?
- Dlaczego lata 90. były fatalne dla zabytkowych pałaców?
Odpowiedzi na te pytania w pełnej wersji tekstu „Trzydzieści lat szlosowania po opolskich rezydencjach” w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.