Niektórzy z nich – najczęściej ci, których wywieziono, gdy byli dziećmi – nadal mieszkają na Śląsku Opolskim i są świadkami tamtych strasznych czasów. Bardzo ważnymi. Dzięki nim ludzie z mojego pokolenia i młodsi, obdarzeni łaską późnego urodzenia, wciąż mogą pamiętać, że za wielkimi liczbami ofiar – 140 tysięcy Polaków zesłanych w pierwszej wywózce, ponad milion do czerwca 1941 – kryją się twarze konkretnych ludzi, którym udało się cało ujść z piekła.
Przywołuję tamtą historię i pamięć o niej, choć po 85 latach świat zmienił się bardzo. Problem w tym, że znacznie bardziej niż Rosja. Tam wciąż mało się liczą z ludzkim życiem i zdrowiem. Nie tylko napadniętych Ukraińców. Jedna z zachodnich stacji poinformowała o procederze wypychania z powrotem na front rosyjskich żołnierzy, którzy zostali ranni na wojnie z Ukrainą.
To, że stracili którąś z kończyn lub poruszają się o kulach, wcale nie musi być przeszkodą. Ilu jest rannych? Według oficjalnych rosyjskich danych na koniec roku 2024 było ich 110 tysięcy. Ci, którym nie każą się bić, muszą sobie radzić, choć ich kraj obniża odszkodowania za odniesione rany i wypłaca renty inwalidzkie na poziomie około 220 euro.
Obecna Rosja mocarstwem już tylko z nazwy
Czy taka Rosja może być groźna dla państw NATO? Teoretycznie nie. Zwłaszcza, że zarówno jej gospodarka, jak i demografia (w 2024 urodziło się w Rosji 599 tys. dzieci – najmniej od 1999 roku) nie są na miarę mocarstwowych ambicji.
Ale co tak naprawdę państwo to gotowe jest zrobić – przy pogardzie dla życia obcych i swoich – nikt do końca przewidzieć nie może. I dlatego Europa, przy wszystkich swoich przewagach, nie może spać spokojnie. A sąsiedzi Rosji – kraje bałtyckie i Polska mają tych powodów do niepokoju szczególnie dużo.
Czytaj też: Prezydentura Trumpa będzie Polskę kosztować, ale oddala widmo wojny
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania