niedziela, 23 listopada, 2025
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych
Opolska360
  • Najważniejsze
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
  • Najważniejsze
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
REKLAMA
Home Tylko u nas

Lech Wałęsa: Rodacy mnie docenią, gdy kopnę w kalendarz

- W polityce zrobiłem wszystko, co się dało, żeby dojechać z Polską do przystanku „wolność” i oddać sprawy woli narodu. Tylko ten naród nie był to tej wolności przygotowany. Dostał sto kilo złota, spuścił je sobie na nogę i teraz ma pretensję do mnie, że noga boli - mówi Lech Wałęsa, były prezydent Polski i laureat Pokojowej Nagrody Nobla.

Krzysztof Zyzik Krzysztof Zyzik
2025-11-18
w Najważniejsze, Opole, Tylko u nas
Lech Wałęsa

Lech Wałęsa

REKLAMA

 

Krzysztof Zyzik: Panie prezydencie, gdy w karnawale pierwszej „Solidarności” zapowiedział pan, że zbudujemy w Polsce drugą Japonię, wszyscy pukali się w czoło. Tymczasem niedawno Polska do tej Japonii doszlusowała pod względem wzrostu gospodarczego. Skąd pan wtedy wziął tę Japonię? Pamięta pan, w jakich okolicznościach padły te słowa?

Lech Wałęsa: Pewnie, że pamiętam. Drugiego dnia strajku, w sierpniu 1980 roku, na wybrzeżu byli już dziennikarze z całego świata. Zorganizowaliśmy im transport, żeby dotarli do nas do stoczni. Jak dojechali, to mnie wszyscy obsiedli i zasypali pytaniami: a po co ten strajk, a ile jeszcze, a o co nam chodzi – i tym podobne. No to ja wtedy im mówię, że my tu chcemy zbudować drugą Japonię.

– To musiało zabrzmieć jak bajka z mchu i paproci. Polska była wtedy biedna jak mysz kościelna, a Japonia był wzorem bogactwa i nowoczesności. Pan sam w to wierzył, co powiedział tym dziennikarzom?

– Panie, ja w ogóle się nad tym nie zastanawiałem! Wymyśliłem tę Japonię na kolanie, żeby było krótko i chwytliwie. Żeby oni to dalej w świat ponieśli. Bo czułem, że to jest początek końca komunizmu. Jak im to tłumaczyłem, to robili wielkie oczy. Patrzcie na Polskę – mówię do nich – co tu się będzie dalej działo, bo na tej ziemi się właśnie dokona koniec komuny.

– Noo, jeszcze dziesięć lat trzeba było na to poczekać, a po drodze stan wojenny…

– Ja wtedy patrzyłem dalej, szanowny panie. Wiedziałem, że komuchy jadą na oparach pieniędzy. I że są ciężko przestraszeni, dlatego chcieli wszystko kontrolować. Jeśli maszynę do pisania trzeba było wtedy rejestrować na komendzie milicji, to przecież taki system musiał się prędzej czy później rozwalić.

– Jak każdy system w historii.

– Tak jest, wszystko ma swój kres. I ja wtedy czułem, że organizacja świata po drugiej wojnie robi się przestarzała. Strefy wpływów, granice, podział Niemiec, to wszystko przestawało mieć sens. Wiedziałem, że trzeba pomóc, by to rozwalić, tylko szukałem w głowie odpowiedzi: jak tego dokonać? Wiedziałem, że komunizm to jest dla świata Związek Radziecki i ich strefa wpływu. I że świat się boi konfrontacji z nimi. No to wymyśliłem, proszę pana, że my to rozwalimy pokojowo.

– Sam pan to wymyślił?

– Sam nie, ja wtedy byłem większy radykał. Ale miałem mądrych doradców i łapałem z tych rozmów co ważniejsze wnioski. Rozmawialiśmy dużo z Michnikiem, czy innymi Borusewiczami i nam wyszło, że tylko pokojowo to obalimy, bo ruscy mają broń nuklearną i na ostro się z nimi nie da. No i wyszło na moje.

– Podobno sam Helmut Kohl robił wielkie oczy, jak pan mu zapowiedział obalenie muru berlińskiego. Kanclerz był wtedy w Polsce, także na Śląsku, na słynnej mszy pojednania z premierem Tadeuszem Mazowieckim, koncelebrowanej przez naszego biskupa Alfonsa Nossola.

– Tak było. Ja jeszcze nie byłem prezydentem, ale Mazowiecki już był premierem. No i mam w Warszawie spotkanie z tym Kohlem i jego ministrem spraw zagranicznych Genscherem. Wchodzę na salę i mówię: „Panowie, za chwilę upadnie Związek Radziecki. Jesteście na to przygotowani?”. No i konsternacja. Widzę, jak ten wielki chłop Kohl nabiera powietrza i cedzi do mnie: „Przyjacielu, chcielibyśmy mieć takie problemy, ale za naszego życia to się nie zdarzy. Jak na naszych grobach drzewa wyrosną, to może wtedy”. No i co? Kto miał rację? Niemcy musieli przerwać wizytę u nas, bo im rodacy mur w Berlinie zaczęli młotkami rozwalać.

– Elektryk z polskiej stoczni miał lepsze wyczucie geopolityki od wytrawnych niemieckich dyplomatów?

– A żebyś pan wiedział. Kohl to był dobry kanclerz, a Genscher był chyba najmądrzejszym politykiem tamtych czasów. To dlaczego oni tak się wtedy pomylili? Otóż miesiąc wcześniej był u nich Gorbaczow, coś tam razem wypili i Kohl do niego: Wiesz, Gorbi, może byśmy ten mur rozebrali. A Gorbaczow na to: Helmut, wrócimy do tej rozmowy, ale za sto lat…

– Wróćmy do polskich spraw. Dziś nie tylko możemy się gospodarczo równać z Japonią, ale mamy też najwyższy wzrost PKB w skali świata, licząc od 1990 roku. Jak pan sobie tłumaczy fakt, że osiągnęliśmy tak wiele, a większość z nas jest przekonana, że rządzą nami idioci, że elity są do bani. Czy Polska zaliczyła tak niebywały wzrost mimo swoich elit? A może jednak te elity aż tak bardzo głupie nie są, za to mamy w kraju nadprodukcję marud i malkontentów…

– Mamy sukces, bo jesteśmy wybitnymi indywidualistami. Każdy z nas stara się robić swoje, niektórzy robią to świetnie i suma tego powoduje sukces. Ale to było dobre na czas gonienia kapitalizmu. Na to, co nas czeka teraz, na ten nowy porządek świata, potrzebujemy lepszej organizacji i współpracy. I tu się boję o Polskę, bo my przez te nasze wszystkie historyczne nieszczęścia, przez zabory i przez wojny, nie jesteśmy nauczeni szanować wspólnoty i pracy zbiorowej. Jeden przed drugim chce się pokazać i jeden drugiego orżnąć i wykiwać. My jesteśmy bystrzy, ale indywidualiści.

– W dodatku podzieleni na dwa wrogie plemiona. Ale to chyba szersza choroba demokracji, bo przecież w USA ten podział jest jeszcze bardziej radykalny. Co się z tą demokracją dzieje, panie prezydencie?

– Wszystko, co mieliśmy do końca XX wieku straciło swoją moc, proszę pana. Nawet demokracja. To, jak się dziś zachowują społeczeństwa na Zachodzie, jak się dzielą, jak się w internecie oczerniają, jak przestają wierzyć w demokrację i przez to dokonują głupich wyborów, to wszystko już dawno powinno być alarmem dla elit. Żeby ten system, który się sprawdzał w czasach, gdy u nas padała komuna, unowocześnić. Sprawa jest trudna, ale mam trzy wyjściowe propozycje. Po pierwsze: dwie kadencje na wszystkich szczeblach władzy. Gdyby Putin miał dwie kadencje, nie zrobiłby wojny w Ukrainie, bo by mu nie starczyło czasu na zbudowanie takiego reżimu.

– On akurat obszedł konstytucję, zamieniając się po dwóch kadencjach z Miedwiediewem i potem wrócił, bo licznik zaczął bić na nowo…

– … no to gdyby miał dwie kadencje bez takiego kombinowania, to nie zdążyłby zbudować tak autorytarnej władzy, jaką ma dziś. Drugi punkt: żeby prezydent mógł być w każdym momencie odwołany, jeśli zawiedzie oczekiwania wyborców, nie będzie realizował tego, co obiecał. Musi powstać mechanizm referendalny, by go odwołać. No i trzeci punkt: jawność finansowania polityków. Ale taka realna, bez kruczków.

– Trzy punkty i już?

– Panie, od czegoś trzeba zacząć system naprawiać, bo przepisy nie nadążają za rozwojem świata. Ja, robotnik, myślę praktycznie. Jak wchodziły samochody, to ludzie z dzwonkiem przed nimi latali jak głupi i ostrzegali, żeby kogoś nie przejechały. Ale samochodów było coraz więcej i jeździły szybciej, więc to bieganie przestało wystarczać, to ludzkość wymyśliła przepisy o ruchu drogowym. Teraz świat zmienia się jeszcze szybciej, masz pan niezależne media i masz pan sztuczną inteligencję, nie wiesz już pan, gdzie jest prawda, a gdzie fałsz, a przepisy za tym nie nadążają. To coś trzeba robić, by nam ta demokracja całkiem nam nie padła, jak kiedyś padła komuna.

– Pan zawsze podkreślał swoje robotnicze pochodzenie, ale potrafił pan słuchać doradców z tytułami profesorów. Dziś ludzie przestają wierzyć profesorom, bo i oni w pogoni za kasą potrafią łgać ile wlezie. Plagą mediów społecznościowych są znachorzy i wyznawcy teorii spiskowych. W efekcie ludzie są zdezorientowani, odwracają się od nauki, przestają wierzyć w szczepienia, a „eksperci od leczenia raka cieciorką” mają na YouTube miliony wyświetleń. Jak sobie poradzić z tym powrotem ciemnoty?

– To jest wielki problem demokracji, dziś każdy wioskowy głupek może rżnąć autorytet i każdy może napisać na Facebooku dowolną głupotę albo może komuś zniszczyć życie. A ludzie są tacy sami od Adama i Ewy – lecą jak ćmy do żarówki, uwierzą w każdą głupotę. Ciągle popełniamy stare błędy, dopóki się sami nie sparzymy. Niejeden, co umarł na covid, do końca w niego nie wierzył. Coś panu powiem z mojego życia. Ja miałem z żoną ósemkę dzieci. I jak dorastały te dzieciaczki do wysokości kuchenki, to każdego brałem i mówiłem: słuchaj, tam jest ogień, nie wolno dotykać paluszkiem. Czy wie pan, że żadnego nie uchroniłem, każdy musiał się sparzyć. Tak postępują dziś całe społeczeństwa.

– Panie prezydencie, jak pan tłumaczy fakt, że wszędzie gdzie się pan pojawia na świecie, jest fetowany, i to niezależnie od barwy politycznych gospodarzy, a w Polsce tylu polityków i ich wyborców chce pana wykończyć. Pan się już nauczył z tym żyć?

– Musiałem. I tak to sobie tłumaczę, że gdyby nie wymyślali na mnie tych głupot, tych wszystkich kwitów, to bym się czuł niedoceniany…

– Nie wierzę, że pana to nie boli. Pan kiedyś powiedział: w Polsce mnie docenią, jak kopnę w kalendarz…

– Bo tak będzie! Ja już się z tymi atakami pogodziłem. To nic, że rozwaliłem komunę, to nic, że mi dali pokojowego Nobla. Ja wiem, że moi wrogowie w Polsce mi nie odpuszczą aż do końca moich dni.

– Jest sporo ludzi, którzy pana cenią za pokojowe rozwalenie komuny, ale uważają, że pan zawiódł już w wolnej Polsce jako prezydent.

– Bo ludzie, proszę pana, mieli za duże oczekiwania wobec mnie. Myśleli, że jak organizowałem wielkie rozwalanie starego porządku, to będę wielkim budowniczym nowego. A ja już zwyczajnie nie pasowałem do nowego. Przecież ja sam z siebie prezydentem być nie chciałem.

– „Nie chcem, ale muszem” kandydować. Tak pan wtedy mówił…

– Musiałem, by ruskie wojsko stąd wyprowadzić. I tylko dlatego się na tę prezydenturę zgodziłem. Żeby dokończyć robotę z ZSRR. To były naprawdę dziwne czasy, mało kto pamięta te układanki, jak trzeba było pilnować, żeby nas komuchy nie wystawiły.

– Pamiętam dobrze. Także pana bliską współpracę z braćmi Kaczyńskimi…

– Panie, oni byli moim narzędziem na Jaruzelskiego. Bałem się, że generał będzie chciał nas ograć, więc puściłem na niego Kaczyńskich, wybitnych specjalistów od rozwalania. I w ten sposób wyciągnęliśmy Jaruzelowi koalicjantów: Malinowskiego z ZSL i Jóźwiaka z SD. Rach-ciach i miałem większość. To był kluczowy moment, mogliśmy robić Mazowieckiego premierem i potem już poleciało dalej…

– A Kaczyńskich pan odsunął i został ich śmiertelnym wrogiem. Ludzie w ogóle nie mogą pojąć, jak to się stało, że działacze, którzy kiedyś spali na tym przysłowiowym jednym styropianie, jak Michnik z Macierewiczem, tak się okrutnie podzielili, że się teraz wyzywają od zdrajców.

– W tamtym czasie było łatwiej. Był wspólny mianownik i wspólny wróg: komunizm i związek sowiecki. Wtedy to nas łączyło. Jak zniszczyliśmy komunę, straciliśmy wspólnotę. Zostały tylko interesy i wzajemne oskarżenia. A ile w tym fałszu… A ile strojenia się w piórka… Popatrz pan na partie chrześcijańskie. Przecież tam na szpicy nie ma chyba ani jednego wierzącego, wszystko to obłudnicy i przebierańcy. To już nie jest polityka dla mnie. Ani dla mojego pokolenia. Ja mam za słabe wykształcenie i za duże obciążenie czasami komuny. Jak patrzę na to, co się teraz w Polsce dzieje, to sobie myślę, że tylko politycy nieskażeni komuną, tym gadaniem o agentach, tymi starymi wojnami politycznymi, tylko oni są tu w stanie zrobić porządek i zaprowadzić narodową zgodę.

– Kiedy pan zostawał prezydentem w 1990 roku, kierunek był prosty jak budowa cepa: wyprowadzić ruskie wojsko, wejść do NATO, a potem Unii Europejskiej. Teraz Zachód się pogubił, co wykorzystują dyktatury, na czele z Chinami.

– Tamtego Zachodu już nie ma. Tamta stabilna i dostatnia epoka już praktycznie upadła i wszystko się rypnęło. Wszyscy czujemy, że formuje się nowe, tylko w dużych bólach. To jest czas wielkiej dyskusji i boję się, że nawet jak wejdzie do polityki jakiś święty z niebios, to nikt go nie posłucha, nikt mu nie uwierzy. My się musimy najpierw sparzyć. Jak na Ukrainie.

– „Czuję, że uciekłem z Polską do NATO, do Unii Europejskiej, ale zostawiłem Ukrainę” – tak pan niedawno powiedział. Nie przypisuje pan sobie zbyt dużego znaczenia w tamtych latach?

– Naprawdę mnie to gryzie, bo mam poczucie, że dało się wtedy zrobić więcej. Polska była na fali, a mnie na Zachodzie słuchali jako eksperta od rozwalnia komuny. Mój dramat polegał na tym, że nie mogłem wtedy głośno powiedzieć, co kombinuję. A ja chciałem wyciągnąć Ukrainę i Białoruś do Unii w jednym pakiecie z nami. Mówiłem o tym w Europie, nawet za oceanem. Ale oni mi na to mówią, że kierunek jest dobry, ale to się nie uda jednym skokiem, że to na kolejny etap. Mogłem się mocniej postawić i wykorzystać fakt, że jeszcze nie było Putina.

– Jak pan sądzi, jak się zakończy ta wojna?

– Zmuszą Ukrainę do kiepskiego pokoju, rozpocznie się jej wielka odbudowa. Rosja też będzie lizać rany, odbudowywać gospodarkę i zbroić się. Oni się podniosą za 10-20 lat i jak się im znowu trafi jakiś nowy Putin, będą się dalej rozpychać. Dużo tu zależy od Chin i USA, jak pójdą sprawy między kontynentami.

– Panie prezydencie, skończył pan 82 lata. To pewnie czas, w którym człowiek rozmyśla nad tym, co się w życiu udało, a czego się nie dowiozło. Jak panu ten bilans wychodzi?

– W polityce zrobiłem wszystko, co się dało, żeby dojechać z Polską do przystanku „wolność” i oddać sprawy woli narodu. Tylko ten naród nie był to tej wolności przygotowany. Dostał sto kilo złota, spuścił je sobie na nogę i teraz ma pretensję do mnie, że noga boli.

– A małżeństwo, rodzina?

– Jednego i drugiego uciągnąć się nie dało. Postawiłem na politykę, na Polskę i na wolność, to rodzina musiała na tym ucierpieć. I tyle w temacie.

– Panie prezydencie, boi się pan śmierci?

– Boję się umierania. Żebym się nie musiał męczyć, przechodząc na tamtą stronę. Ale śmierci nie boję się w ogóle, bo jestem już bardzo zmęczony życiem. Jako osoba wierząca, nie mogę się doczekać tego, co ujrzę po śmierci.

– A co by pan chciał ujrzeć?

– Chciałbym spotkać zmarłych z rodziny, dobrych znajomych. Ale myślę, że po śmierci wszystko będzie inaczej.

– Nie wierzy pan w Pana Boga jak ze świętego obrazka?

– W takiego nie. Myślę, że tego, co będzie po śmierci, nie ogarniamy ziemskim umysłem. Jestem podekscytowany, jak to będzie wyglądać.

– Dziękuję za rozmowę. 

Czytaj także: List biskupów polskich, który swoje czasy wyprzedził

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Tags: HistoriaJarosław KaczyńskiNSZZ Solidarność OpolePiSPrezydent
REKLAMA

NAJPOPULARNIEJSZE

  • nowa linia produkcyjna w Zott w Opolu

    Ruszyła nowa linia produkcyjna w znanej fabryce w Opolu. A z nią nowe produkty

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • To będzie najdłuższy odcinkowy pomiar prędkości w Polsce. A kawałek dalej kolejny

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Aquapark nie tylko kosztem stadionu, ale i pływalni? Waży się koncepcja obiektu

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • „Godomy po ślonsku” – w 20 opolskich urzędach będzie obsługa po śląsku

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Nowy lokal wkrótce w centrum Opola. Tej sieci jeszcze u nas nie było

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
REKLAMA

 

 

REKLAMA

 

REKLAMA
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025

Welcome Back!

Login to your account below

Forgotten Password?

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.

Log In

Add New Playlist

Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
  • Strona główna
  • Najważniejsze
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Razem dla środowiska
  • Dobra Energia
  • Gazetki promocyjne
  • Redakcja
  • Kontakt

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025