– Katastrofa to odpowiednie słowo, by ocenić to co się dzieje ostatnio z reprezentacją Polski w piłce nożnej?
Józef Żymańczyk: Myślę, że tak. Z Wyspami Owczymi jeszcze mieliśmy szczęście, choćby z tym rzutem karnym i potem jakoś poszło, ale z Albanią to był naprawdę fatalny występ. Nie wiem co się dzieje z tym zespołem. Mamy przecież dobrych piłkarzy, aczkolwiek oni w ogóle nie stanowią drużyny. Robert Lewandowski gra w Barcelonie, Piotr Zieliński w Napoli, do tego jest jeszcze paru chłopaków w niezłych europejskich klubach, ale gdy wychodzą pod szyldem Polski to tego nie widać. Boją się grać, żaden nie chce wziąć odpowiedzialności na siebie. Żal patrzeć.
– Umiejętności piłkarskich nie można im odmówić, ale w tym wszystkim nie było za bardzo konkretnego planu, myśli taktycznej.
– Już postawa na mistrzostwach świata nie zwiastowała niczego dobrego. Wyszliśmy fartem z grupy, ale byliśmy tam chyba najgorzej grającą drużyną. Ja się nie oszukuję, teraz jestem świadomy, że my po prostu mamy słabą reprezentację. Nie ma tej jakości. To co biło po oczach przeciwko Albanii, to brak zaangażowania. Rywale gryźli trawę, a my nic, zero walki. Taktyka jest ważna, ale tę dobiera się pod zawodników. Jeżeli nie masz do niej ludzi, to trzeba kombinować, improwizować. Co z tego, ze założenia będą dobre, jak wyjdzie tak jak na mundialu 2002, gdy Jerzy Engel wymyślił sobie grę górnymi piłkami, a znacznie niżsi Koreańczycy je wygrywali. Taktyka owszem, ale podstawą jest poświęcenie, wola i duch walki. Kibic wybaczy wszystko, jakieś niedociągnięcia, czasami brak formy, bo to różnie bywa, gdy ktoś jest np. po kontuzji, ale nie wybaczy braku zaangażowania, gdy nie ma woli walki.
– To o co w tym chodzi? Abstrahując od nazwisk, popatrzmy na kluby. Poza Barceloną i Napoli są przedstawiciele Juventusu, Arsenalu, Aston Villi, gdzie potrafią harować i dobrze grać. „Mental” nie ten?
– Myślę, że tak. Pamiętam z lat 90. Krzysztofa Warzychę, który w silnym wtedy Panathinaikosie Ateny robił furorę, ale w reprezentacji nie mógł się odnaleźć. Niemniej wtedy w niej byli inni zawodnicy, którzy jakoś przejmowali różne rolę i starali się grać dobrze. A co teraz się dzieje, to nie mam pojęcia. Swoją droga wydaje mi się, że apogeum tego pokolenia przypadło na czas EURO 2016, gdy o sile drużyny poza Lewandowskim stanowili jeszcze Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski czy Grzegorz Krychowiak, świetnie grający wtedy w Sevilli.
Później nastąpił jakiś splot dziwnych zdarzeń, wymiana trenerów, różne informacje co do nich. Skończył się klimat. Wszyscy też czekają aż Piotr Zieliński w końcu wejdzie w reprezentacji na poziom, który prezentuje w klubie, ale on w ostatnim czasie – poza bramką ze Szwedami – niewiele wnosi. Do tego Lewandowski, z całym szacunkiem, bo umiejętności ma, ale jako kapitan w ogóle się nie sprawdza. Nie potrafi zmotywować chłopaków. Jeszcze te wypowiedzi w mediach. Nie do końca wiem, jak je odczytywać.
– Jak zareagowałby pan jako czynny zawodnik na takie słowa kolegi z drużyny, jakie padły w słynnym już wywiadzie „Lewego”?
– Przyznam szczerze, że nie słyszałem całości tych wypowiedzi, ale takie rzeczy zostawia się w szatni i rozmawia się między sobą. Z czymś takim nie idzie się na zewnątrz. On by zapewne chciał, żeby wszyscy go kochali i uwielbiali, ale tak się nie da. Do tego w tym ostatnim meczu zagrał słabo. Moim zdaniem nie nadaje się na kapitana reprezentacji. Jego poprzednik czyli Jakub Błaszczykowski dawał przykład choćby swoim serduchem, które zostawiał na boisku.
– Po paru latach przerwy znowu wraca też to słynne u nas kiedyś wyliczanie szans i patrzenie na innych.
– No właśnie, a wiadomo jak się na tym wychodzi. Teraz już się mówi, że trzeba wygrać wszystko i wtedy może się uda awansować. Ale jak tu być optymistą po takiej grze? Trzeba najpierw totalnie zmienić styl. Musi być walka. Po tym, jak nasi piłkarze prezentowali się przeciwko Albanii, to ja odnosiłem wrażenie, że oni grają na siłę, z przymusu. Nie było w tym jakiegoś pomysłu, jakiejkolwiek myśli.
– Nie powinno więc dziwić, że przedstawiciele PZPN-u i Fernando Santosa doszli do porozumienia w sprawie przedwczesnego zakończenia współpracy.
– Jeśli chodzi o niego to jest mi go nawet szkoda. On przez ostatnie lata pracował z najlepszymi piłkarzami globu na czele z Cristiano Ronaldo. A „z pustego to i Salomon nie naleje”. My nie wiemy wszystkiego o tym, co tam się działo w środku. Aczkolwiek chemii między nim a naszymi piłkarzami raczej nie było. Niemniej myślę, że dobrze się stało. Bo wątpię czy on by coś jeszcze z tej ekipy wykrzesał. My też jednak sami musimy sobie zdać sprawę w którym miejscu jesteśmy. Kibice, opinia publiczna, wszyscy chcieliby żebyśmy byli na poziomie Hiszpanii, Francji, a to chyba nie ten czas. Trzeba przestać się łudzić. Liczę jednak, że „nowa miotła” może pomóc odmienić drużynę.
– W przypadku Fernando Santosa dochodziła też taka kwestia, że jeśliby awansował na EURO, to kontrakt z nim zostałby automatycznie przedłużony… A nie wszyscy tego mu życzyli.
– Tu nie o to chodzi, bo Czesław Michniewicz wywalczył przepustki na mundial, ale cały czas było coś nie tak. A to styl, a to afera z premiami. Jerzy Brzęczek awansował na mistrzostwa Europy 2020, robił punkty, ale gra się nie podobała więc Zbigniew Boniek go zwolnił. Nawet nie dał szansy na docelowym turnieju. Trudno powiedzieć co by było najlepszym rozwiązaniem, żeby nasi piłkarze zaczęli grać, walczyć i żebyśmy byli dumni z reprezentacji, a nie cały czas się stresowali i tylko słuchali sławetnego „Polacy nic się nie stało”. Choć i tego teraz jakoś coraz mniej, bo wszyscy zdają sobie sprawę, jak jest źle.
– Kto teraz w jego miejsce? Na giełdzie nazwisk faworytem jest Marek Papszun. I chyba trzeba znowu postawić na Polaka, bo zagraniczni fachowcy coś się u nas nie sprawdzają.
– Faktycznie, sparzyliśmy się, także w przypadku Paulo Sousy, który nie mógł się u nas odnaleźć, ale też nie zachował się wobec nas fair. Za to już Leo Beenhakker zbudował dobrą drużynę i wprowadził biało-czerwonych na Euro. Teraz jednak powinniśmy postawić na Polaka. A ten z kolei powinien śmielej stawiać na młodzież, która będzie miała realny wpływ na pierwszą reprezentację. Bo na razie jest tak, że ci chłopcy gdzieś tam grają, robią wyniki, a później jak już przechodzą do piłki seniorskiej, to gdzieś to wszystko znika.
– Paru piłkarzom na pewno trzeba jednak „podziękować”…
– No nie może być czegoś takiego, że wraca Grzegorz Krychowiak, w dodatku bez formy. Kamil Grosicki może jeszcze pograć, ale na nim drużyny narodowej już budować nie można, bo przed nim rok, dwa grania na swoim poziomie. Nikt mu nie odbiera umiejętności, ale jego wybór byłby dobry na zasadzie: „drużynę już mamy, więc wchodzi na 15-20 minut i dodaje coś od siebie”, a nie, że widzi się w nim zbawcę. Szukajmy już młodszych, choćby w tych drużynach Polska U19 i U20, które pokazują się z coraz lepszej strony.
– To nie jest dobry czas dla kibiców biało-czerwonych.
– Zdecydowanie. W sumie to już bardziej się raczej cofnąć nie możemy. No chyba, że jeszcze te Wyspy Owcze nas pokonają. Chłopaki, którzy gdzieś tam pracują, pół amatorzy i oni grają jak równy z równym z zawodowcami z klubów zagranicznych.
– Co teraz? Zacząć przebudowę już w trakcie eliminacji i nastawić się na baraże, które dzięki postawie w Lidze Narodów są raczej pewne czy walczyć do końca tym co mamy, tu i teraz?
– To jest najważniejsza drużyna w kraju, tu trzeba walczyć o wszystko w każdym meczu. Co prawda to jest inne przełożenie, ale ja pamiętam, że gdy grałem w halowej reprezentacji, to nas żadne urazy, niedogodności nie obchodziły. Każdy chciał walczyć i zrobić coś dobrego. Jak się jedzie na kadrę, to nic innego się nie powinno liczyć, tylko ten zespół. Cały naród ogląda i musi być dumny. Powinniśmy brać przykład z Chorwatów, Szkotów jak oni podchodzą do meczów reprezentacji. A u nas jest mecz o życie, a polscy piłkarze biegają jak nie powiem co.
Czytaj także: Kapitan Odry Opole: Jeden za drugiego pójdzie w ogień!
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.