Jolanta Jasińska-Mrukot: – Zaintrygowało mnie, kiedy usłyszałam, jak pan powiedział, że Opolszczyzna jest bardzo ciekawym regionem. Co pan tutaj odnajduje?
Paweł Kaczmarczyk: – Opolszczyzna jest fascynująca. Kiedy niemal 30 lat temu powstawał nasz ośrodek, było jasne, że jednym z tych regionów, którym będziemy się zajmować, musi być województwo opolskie. To specyficzne miejsce, z którego przez wiele dziesięcioleci na najbardziej masową skalę w Polsce wyjeżdżano, a obecnie region doświadcza masowej imigracji. To fascynujące dla mnie z perspektywy badawczej, ale ma przede wszystkim kluczowe znaczenie, jeśli chodzi o rynek pracy. Jak lokalni przedsiębiorcy radzili sobie radzili sobie z tym odpływem, i jak radzą sobie w warunkach napływu ludzi.
– Tyle, że ten napływ zaczął się niedawno, od wojny na Ukrainie.
– Napływ zaczął się już od 2014, po 24 lutego tego roku jego skala się tylko zwiększyła. Dzięki temu takie regiony jak Opolszczyzna mają wyjątkową szansę, żeby uzupełniać te ubytki demograficzne, zasilając się osobami z zagranicy. Automatycznie kojarzymy je z Ukraińcami, tymczasem od kilku już lat ta struktura imigrantów przybywających do Polski jest o wiele bardziej zróżnicowana. Bo to są osoby z Bangladeszu, Nepalu, Indonezji, Filipin oraz wielu innych krajów dla nas egzotycznych. A to oznacza, że na rynek pracy musimy patrzeć tak, jak od wielu już dekad robią to kraje Europy Zachodniej. Trzeba uwzględniać dynamikę lokalnego rynku pracy, nie tylko z perspektywy polskiego pracownika.
– Czy jesteśmy na to przygotowani?
– My wciąż nie mamy rozwiniętej polityki imigracyjnej, ale też integracyjnej. Wielu imigrantów ma poczucie tymczasowości, z naszych badań wynika, że około 40 procent osób, które przyjechały do Polski, nie wie, jak ich sytuacja będzie wyglądała za tydzień, za miesiąc. To nie zwalnia nas z odpowiedzialności za ich dalszy los. Chcę mocno podkreślić, że Polska, moim zdaniem, popełniła poważny błąd w minionych latach przyjmując, że większość osób przybywających do Polski to migranci zarobkowi i czasowi. Co sugerowałoby, że nie musimy się przejmować ich integracją, bo przyjeżdżają, kiedy są potrzebni, a potem wyjadą.
– Ale większość z nich nie wyjedzie?
– Nie. Pokazują to doświadczenia wszystkich krajów, które borykały się napływem imigrantów. Mieliśmy taką migrację cyrkulacyjną w przypadku Ukraińców, którzy spędzali tutaj kilka miesięcy i wracali do siebie. Ale już po 2018 roku, z różnych analiz, także naszych wynika, że jest coraz wyraźniejsza tendencja do pozostawania na dłużej, a nawet osiedlania się.
– Więc jaka powinna być ta polityka?
– Tym, którzy przyjeżdżają tutaj, nawet na krótko, musimy stworzyć warunki, żeby nauczyli się polskiego. Musimy rozpoznać i uznać ich kwalifikacje. Jak tego nie zrobimy, będzie to miało negatywne skutki społeczne i gospodarcze, jeśli zdecydują się zostać.
– Doświadczona migracjami Opolszczyzna powinna chyba przychylnie przyjmować imigrantów.
– Wydawałoby się, że ci, którzy mają własne doświadczenia migracyjne, będą mieli zrozumienie dla obcokrajowców w tej samej sytuacji. Ale to wcale nie jest takie oczywiste. Obecnie, choć od wybuchu wojny minęło już 9 miesięcy, wciąż dobrze odbieramy uchodźców z Ukrainy. Ale przestrzegam przed nadmiernym optymizmem, bo łatwo może się pojawić nuta zagrożenia i konkurencji na rynku pracy. Także konkurencji, jeśli chodzi o dostęp do usług publicznych. Trzeba o tym rozmawiać, przewidywać, co może się wydarzyć i podejmować działania.
– Kiedy słyszymy, że padają małe firmy, to w zderzeniu z tym mogą pojawiać się obawy, że „oni” zabiorą nam pracę.
– Jeśli mówimy o pracownikach nisko wykwalifikowanych, to oni mogą odczuwać ryzyko zagrożenia. Ale wszystkie dane wskazują, że nie powinni. Miejsca pracy zajmowane przez ukraińskich mężczyzn, którzy pojechali na wojnę, do dzisiaj nie są obsadzone. To oznacza, że nie ma takich osób na lokalnym rynku pracy! Ukraińcy wchodzą do sektorów prac niskopłatnych, to takie, które wspierają wyżej płatny rynek pracy polskich pracowników. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale zwiększone zatrudnienie Ukraińców może się przyczyniać do wzrostu ofert pracy, bo imigranci też są konsumentami.